Koziński: Czy Polska nie znajdzie się na spalonym? To dziś największe ryzyko w relacjach z USA (OPINIA)
Polski prezydent na szczycie klimatycznym przedstawił nowemu amerykańskiego przywódcy atuty naszego kraju. Teraz pozostaje czekać, w jaki sposób Joe Biden na to zareaguje.
Po pierwszym spotkaniu Andrzeja Dudy z Joe Bidenem na pewno nie można mówić o żadnym przełomie. Widać, że po zmianie amerykańskiego prezydenta polski prezydent musi się uzbroić w cierpliwość. Tylko w ten sposób może znaleźć swoją szansę w stosunkach z USA. A to ważne, bo otoczenie Polski zmienia się w bardzo szybkim tempie – i w najmniej oczekiwanych kierunkach.
Czeski piwot
"Nie zmieniłem się, bo nie miałem na to czasu" – rzucił Szwejk, wracając z wojny. Wydawało się, że to zdanie ze słynnej powieści Jaroslava Haška stanowi kwintesencję Czech. Choć wokół tego kraju rzeczywistość się ciągle zmienia, granice są przesuwane w jedną i drugą stronę, pojawiają się nowe ideologie, ustroje upadają, ustępując miejsca innym – Czesi są ciągle tacy sami.
A jednak nie. Reakcja Pragi w ostatnich dniach, gdy rząd zdecydował się wyrzucić kilkudziesięciu rosyjskich dyplomatów, to jedna z największych (licząc proporcjonalnie) demonstracji antyputinowskich ostatnich lat. Nawet Brytyjczycy - gdy okazało się, że rosyjskie służby otruły Siergieja Skripala na angielskiej ziemi – nie wydalili ich tak wielu. Także Holandia nie zdecydowała się na tak radykalny krok po zestrzeleniu lecącego z Amsterdamu samolotu Malaysia Airlines 17 w 2014 r. Tymczasem Czesi się nie wahali. Łącznie Pragę musiało opuścić 81 Rosjan – dyplomatów oraz członków ich rodzin.
W co gra Władimir Putin? "Śmiertelne zagrożenie dla Polski". Robert Biedroń uderzył w PiS
To zaskakujące, bo Praga była najbardziej prorosyjskim barakiem w obozie dawnych krajów socjalizmu ludowego. Komunizm zapuścił głębokie korzenie w Czechosłowacji jeszcze przed wojną. Gdy komuniści przejmowali władzę w Europie Środkowej po 1945 r., w Pradze i Bratysławie poszło im najłatwiej – i do 1989 r. tam była ona najbardziej trwała i stabilna. To dziedzictwo utrzymywało się długo po aksamitnej rewolucji. Obecny prezydent Miloš Zeman ma łatkę polityka prorosyjskiego – i to była w oczach wielu Czechów jego zaleta. Niedawno zmarły najbogatszy Czech Petr Kellner także był otwarcie prorosyjski – i to również go w żaden sposób nie dyskredytowało.
A jednak Czesi teraz zdecydowali się na mocne antyrosyjskie kroki. Bezpośrednim powodem było udowodnienie, że rosyjskie służby stały za zamachem na skład amunicji w 2014 r. Jednak na to też nałożyły się szersze zmiany w regionie. W skrócie: rosyjska strefa wpływów coraz bardziej się kurczy. Wydarzenia ostatniego tygodnia wyraźnie to potwierdziły.
Strategiczna cierpliwość
Pozornie temat całkowicie inny, ale w rzeczywistości mocno się zazębiający z sytuacją w Czechach - klimatyczny szczyt liderów zorganizowany przez Joe Bidena. Wzięło w nim udział 40 przywódców, w tym Andrzej Duda. Sam szczyt jak szczyt – bardziej przestrzeń do rozmowy, przedstawienia własnych poglądów niż miejsce do wspólnych ustaleń. Konkretów niewiele, za to nowy amerykański prezydent miał okazję sprawdzić, jak funkcjonuje się w międzynarodowym otoczeniu na najwyższym szczeblu.
Rozmowa formalnie dotyczyła zmian klimatycznych, jednak nikt nie ma wątpliwości, że agenda była zdominowana przez politykę rosyjską. Putin kilka tygodni przed szczytem mocno podgrzał atmosferę manewrami wojsk przy granicy ukraińskiej – i generalnie ostrą retoryką. Przed szczytem się cofnął, ale napięta atmosfera została. Podgrzała ją wyraźnie atmosfera w Czechach, a przede wszystkim sprawa uwięzienia Aleksieja Nawalnego. W tle ciągle nierozstrzygnięta kwestia rurociągu Nord Stream 2. Biden sugeruje, że spróbuje go zablokować sankcjami, ale twardych decyzji nie podejmuje. Czeka.
Na co? Pewnie na Niemcy, bo z nimi chce odbudować relacje. Ale w sytuacji, gdy Rosja ewidentnie nie zamierza współpracować na żadnej płaszczyźnie, zaakceptować tej inwestycji Biden tak po prostu nie może – tym bardziej, że szkodzi ona również interesom USA. Amerykański prezydent nie może abstrahować od tego, że Kreml ma w całej Europie coraz niższe notowania, czego najlepszym potwierdzeniem jest zmiana kursu prorosyjskich do tej pory Czech. Także Niemcy nie mogą jednoznacznie stanąć po stronie Rosji, zaproponować rozwiązań pomagających dokończyć Nord Stream 2, bo sytuacja wokół Nawalnego jest zbyt jednoznaczna. Jednoznacznie stawiająca Putina w złym świetle.
Jak w tym wszystkim pozycjonuje się Polska? Pytanie brzmi – póki co – inaczej. Teraz należy pytać czy Polska jest przy stole, czy daleko od niego. Do tej pory Andrzej Duda z Joe Bidenem nie rozmawiał. Z drugiej strony na szczyt liderów został zaproszony, co jednak jest ważnym sygnałem. Wniosek z tego płynie wyraźny: mamy szansę znaleźć się w orbicie Waszyngtonu także po zmianie administracji w Białym Domu. Ale nie ma żadnej pewności, czy szansę tę wykorzystamy.
Duda, mówiąc na szczycie o klimacie, wyłożył polskie karty na stół. Zapewnił amerykańską stronę, że będziemy dalej od niej kupować gaz LNG, dodał, że zamierzamy szybko zbudować elektrownię nuklearną (w domyśle: z wykorzystaniem amerykańskich technologii, za co słono zapłacimy). Czy gra takimi kartami wystarczy? Dopiero się przekonamy. Na pewno są one na tyle mocne, by dać nam szansę. Ale jakie dodatkowe warunki Biden nam postawi? Czy będzie w stanie je spełnić? To się dopiero wyjaśni.
Tym bardziej że Polska nie jest dla USA wartością samą w sobie. Zawsze polityka na linii Waszyngton-Warszawa jest wypadkową relacji USA z Rosją i Niemcami. Biden, obejmując prezydenturę, sugerował, że każdy będzie miał carte blanche. Putin tę swoją kartę bardzo szybko zaczernił – i to wyraźnie nie spodobało się Bidenowi. Z kolei strona niemiecka nie wykonała właściwie żadnego ruchu. Czeka. Także my też musimy czekać. Bo polska strona atuty cenne dla Amerykanów ma, ale Niemcy podobnie. Tak że teraz trzeba się uzbroić w cierpliwość. Strategiczną cierpliwość – by nie dać się złapać na spalonym. Póki co wszystko w naszych rękach. Głównie – Andrzeja Dudy. Czy prezydent będzie umiał poprowadzić tę rozgrywkę?