Kosiniak-Kamysz pokona Dudę? Ma sporo atutów, ale też trzy poważne obciążenia
Jeśli Władysław Kosiniak-Kamysz rzeczywiście zdecyduje się walczyć o prezydenturę, może się okazać najtrudniejszym rywalem dla Andrzeja Dudy. Pytanie, czy do takiego pojedynku w ogóle dojdzie.
Władysław Kosiniak-Kamysz to jedna z najbardziej błyskotliwych politycznych karier w historii III RP – a mówimy o trzech dekadach, podczas których sporo spektakularnych karier już widzieliśmy, nawet w PSL-u (Waldemar Pawlak został premierem, mając 33 lata).
Syn ministra zdrowia w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Mając 30 lat, został ministrem pracy, gdy gabinetem kierował Donald Tusk. Teraz ma lat 38 i jest naturalnym kandydatem PSL na prezydenta. Jeśli w niedzielę jego partia uzna, że należy go rekomendować do walki o to stanowisko, to Andrzej Duda będzie musiał zacząć bardzo poważnie się zastanawiać, jak zneutralizować jego atuty. Może to być tym trudniejsze, jeśli prawdą jest (o czym spekuluje tygodnik "Wprost"), że może on liczyć na wsparcie Donalda Tuska.
Dlaczego WKK (inicjały Kosiniaka-Kamysza) jest tak trudnym rywalem? Jak go zatrzymać? Poniżej krótki przegląd jego atutów i obciążeń.
Polski Emmanuel Macron?
W niedzielę w Wierzchosławicach (rodzinnej wsi Wincentego Witosa) odbędzie się uroczyste posiedzenie Rady Naczelnej PSL. Marek Sawicki, prominentna postać tej partii, już zaproponował, żeby właśnie wtedy wskazać Kosiniaka-Kamysza jako kandydata partii w przyszłorocznych wyborach prezydenckich.
Wbrew pozorom dla WKK wcale nie oznacza to tylko samych splendorów i zaszczytów. Równie dobrze może się to okazać pocałunkiem śmierci – bo słaby wynik w wyborach prezydenckich osłabiłby jego pozycję w partii. A jednak trzeba mieć z tyłu głowy, że on ciągle ma w PSL silną opozycję, która tylko czeka na jego błąd.
Ale też po wyborach parlamentarnych frakcja "Brutusów" czekających na okazję do wbicia mu politycznego noża w plecy mocno osłabła. Wszystko dlatego, że Kosiniak-Kamysz w ostatnich wyborach PSL wykręcił wynik robiący spore wrażenie.
Przed głosowaniem komentatorzy dzielili się na dwie części – na tych, którzy twierdzili, że ludowcy nie przejdą progu wyborczego i tych, którzy uważali, że jednak rzutem na taśmę te 5 proc. z małą górką uzbierają. Nikomu nie przyszło do głowy, że PSL zdoła szarpnąć ponad 8 proc. – a tymczasem naprawdę niewiele zabrakło do tego, żeby wynik był dwucyfrowy. Jedna z największych niespodzianek ostatnich wyborów.
Taki sukces zawsze idzie na konto lidera. Tym bardziej, że stał się on możliwy, bo ten lider zdołał rozszerzyć bazę wyborczą. PSL szarpnął dużo więcej w wyborach niż się spodziewano, bo zdołał znaleźć wyborców także w miastach. Przecież Teofil Bartoszewski zdobył mandat z list ludowców, startując w Warszawie. Takie sytuacje wcześniej się nie zdarzyły.
Warto też zauważyć, że WKK jako prezes PSL odbiega zdecydowanie od profilu typowego przedstawiciela tej partii. Lekarz, dobrze się ubiera, świetnie występuje publicznie, ma talent do bon motów. Wizerunkiem bliżej mu do Emmanuela Macrona niż Wincentego Witosa.
Ale z Macronem łączy go jeszcze coś innego. Obecny prezydent Francji nim został, bo miał świeży autorski pomysł. Wykorzystał słabość tradycyjnej lewicy i prawicy we Francji. Wszedł z centrowym programem w środek między nich – i zabierając obu ugrupowaniom część wyborców, zdołał ich kandydatów zepchnąć do drugiego szeregu, a samemu przejść do drugiej tury wyborów. A gdy tam zmierzył się z Marine Le Pen, siłą rzeczy cała francuska lewica i prawica go poparła, przy okazji zresztą wpędzając swoje ugrupowania w potężny kryzys.
Kosiniak-Kamysz stara się wejść w lukę między PO i PiS. Ucieka przed prostym wpisaniem się we front antypisowskiej opozycji. Dba o centroprawicową wrażliwość, mając świadomość, że w Polsce dominują wyborcy konserwatywni. Udał się eksperyment z wciągnięciem na peeselowy pokład Pawła Kukiza – tradycyjnych wyborców on nie odstraszył, a wzmocnił wiarygodność partii w miastach. Stąd niezły wynik wyborczy. I stąd jeszcze lepsze widoki na przyszłość. Widać, że dla PSL jest życie także poza wsią.
Obciążona hipoteka
Ale tego oceanu pochwał pod adresem Kosiniaka-Kamysza nie należy odbierać jako stwierdzenia, że drogę do Pałacu Prezydenckiego pokona lekko, łatwo i przyjemnie. Jak na młodego polityka ma na swoim koncie sporo różnego rodzaju obciążeń. Nie wszystkie będące jego winą – ale i tak (w ewentualnej kampanii prezydenckiej) będą mu ciążyć.
Chodzi przede wszystkim o czasy, gdy był ministrem. To właśnie on formalnie swoją twarzą firmował projekty podniesienia wieku emerytalnego do 67. roku życia, a także reformę OFE. Oczywiście te projekty idą przede wszystkim na konto Donalda Tusk – ale obciążają także hipotekę WKK. Przecież nie musiał się pod nimi podpisywać, mógł złożyć dymisję. On jednak dociągnął je do końca.
Wcale nie jest też powiedziane, czy wsparcie Tuska mu pomoże. Na pewno uwiarygodni go w oczach elektoratu wielkomiejskiego – w ten sposób transfer PSL-u ze wsi do miasta stanie się jeszcze szybszy. Ale jednocześnie Tusk ma ogromny elektorat negatywny. W wyborach prezydenckich, gdy trzeba zdobyć ponad 50 proc. głosów, może to okazać się większym obciążeniem niż atutem.
Kosiniak-Kamysz po stronie opozycyjnej ma największą wiarygodność w elektoracie centro-prawicowym, siłą rzeczy ma największe szanse na odebranie głosów Andrzejowi Dudzie, jeśli spotka się z nim drugiej turze. Ale wcale nie jest powiedziane, że tam dotrze. Po stronie opozycyjnej największe na to szanse ma kandydat Platformy Obywatelskiej. Sporo się musi wydarzyć, żeby WKK miał szansę z nim wygrać lub go zastąpić. Równie dobrze może skończyć na 10 proc. głosów – i tyle.
Ale załóżmy scenariusz, że Tusk dogaduje się ze Schetyną i Czarzastym i wszyscy trzej popierają Kosiniaka, żeby walczył z Dudą. Wygra? Nie jest to wykluczone. Ale jest jeszcze jedna zmienna, która może mu ciążyć. Rozwód. WKK niedawno wziął ślub, urodziło mu się dziecko – ale powszechnie wiadomo, że wcześniej jedno małżeństwo mu się rozpadło. Póki co nikt nie testował sytuacji, gdy rozwodnik jest poważnym kandydatem do prezydentury. Być może nie ma to żadnego znaczenia – ale wcale też nie można wykluczyć sytuacji, że właśnie przez to zabraknie mu jednego punktu procentowego potrzebnego do pokonania Dudy.