Kosiniak-Kamysz: "Andrzej Duda? Dla niego nie liczy się praca, tylko błyskotki wyborcze i bajlando władzy" [WYWIAD]
- Może do niektórych posłów PSL Hołownia przychodzi z ofertami, ale wierzę w ich lojalność. Nowy ruch daje powiew świeżości, ale ile to może trwać? Polityka dzisiaj to nie jest sprint. Mówię to z własnego doświadczenia. Rok temu też miałem genialne sondaże - mówi w rozmowie z Marcinem Makowskim lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz w cyklu #OtwarcieTygodnia.
Marcin Makowski: Z okazji rocznicy walki z koronawirusem w Polsce napisał pan, że władza uprawa "koronalans". Co to znaczy? Jak ocenia pan zachowanie rządu w czasie pandemii?
Władysław Kosiniak-Kamysz (Prezes PSL): Działania rządu trzeba podzielić na kilka etapów. Odnośnie pierwszego będę najmniej krytyczny. Gdyby w marcu 2020 r. rozmawialibyśmy o tej porze, niedługo po pana telefonie odebrałbym połączenie od premiera i prezydenta. Wszyscy chcieli się wtedy spotykać, zapraszali na radę bezpieczeństwa, w KPRM były cotygodniowe konsultacje.
Ale już ich nie ma?
Coś się skończyło. Może decyzje były podejmowane wtedy nad wyrost, ale o to nie mam pretensji do rządzących. Działaliśmy na całym świecie i w Polsce po omacku i trzeba było przyjąć jakąś strategię. Może totalny lockdown wdaje się dzisiaj zbyt radykalny, ale wtedy nie było chyba innego wyjścia. Dużo wtedy rozmawialiśmy, ale w końcu maski opadły. Te relacje załamały się nieco przy okazji pierwszej tarczy antykryzysowej, kiedy pracowaliśmy z ministrami nad poprawkami do ustaw.
Pamiętam długie godziny konsultacji on-line z minister Emilewicz i wiceministrami. A potem przychodzi drugi etap. Wrzutka w środku nocy z wyborami korespondencyjnymi i faktyczna likwidacja Rady Dialogu Społecznego – podczas uchwalania pierwszej Tarczy. To kończy pewien etap współpracy i zaufania, które koronawirus na początku między opozycją a rządem wytworzył. I właściwie od tego momentu przychodzi etap trzeci. To właśnie kompletny "koronalans" Andrzeja Dudy.
Czyli?
Niech pan spojrzy na aktywność prezydenta, który jeszcze przed oficjalną kampanią wyborczą, de facto przygotowywał się do bitwy o drugą kadencję. Proponował ustawy, organizował spotkania, jeździł do fabryk wizytować produkcję płynu antybakteryjnego, rozmawiał z Donaldem Trumpem o szczepionkach. Co z tego zostało? Co jako ponownie wybrana głowa państwa zrobił w walce z pandemią? Nic. Żadnego spotkania z niezależnymi ekspertami i opozycją. Gdy Andrzej Duda organizował dyskusje ze środowiskami medycznymi, zapomniał o Izbie Lekarskiej i Izbie Pielęgniarskiej, które są ustawowymi reprezentantami tych środowisk.
Ma pan za złe prezydentowi, że podczas trzeciej fali pandemii wybiera się na narty?
Niech jeździ na nartach w cały weekend, jeśli od poniedziałku do piątku aktywnie pracuje. A on nawet tego nie robi. Nie miałbym pretensji, gdyby pół roku po wygranych wyborach uczciwie spędził na realizowaniu swoich obietnic, tymczasem… Przecież Andrzej Duda obiecał odbudowanie więzi między Polakami, zasypywanie podziałów, mówił o "koalicji polskich spraw" oraz aktywną prezydenturę. Raz jeszcze powtórzę: nic z tego nie zostało. Tylko błyskotki powyborcze i bajlando władzy. Sądzę, że tak będzie do końca kadencji, widocznie prezydenta Duda uważa, że o nic nie trzeba się już starać.
Nie ma pan wrażenia, że przynajmniej część opozycji, podobnie jak władza, zajmuje się sama sobą, urządzając konferencje o zjednoczeniu, zapominając wcześniej zapytać o zdanie potencjalnych koalicjantów.
Opozycja nie jest jednorodna, bo w opozycji z definicji nie może być koalicji. Taką powołuje się, żeby rządzić, a nie po to, aby czekać na wybory. Tutaj każdy walczy o swoje, chociaż mamy punkty wspólne i są dobre sygnały współpracy.
Jakie?
Choćby blokowanie tej głupiej ustawy o podatku od mediów. Widzę też, że jesteśmy w stanie rozmawiać konstruktywnie odnośnie Funduszu Wsparcia Odbudowy. Przy budżecie unijnym również mieliśmy elementy, które nas łączyły. Są jednak problemy, zbyt dużo myśli się o przyszłości i nieustannie ją projektuje, zapominając, że trzeba działać tu i teraz. My jako PSL przedstawiliśmy właśnie trzy ustawy o ochronie środowiska.
Chcecie "zielonej rewolucji" w Polsce?
Chcemy obowiązkowych butelkomatów w hipermarketach, odejścia od plastikowych reklamówek oraz oznakowanie produktów kolorem, który ułatwi wrzucenie ich do konkretnego kosza i segregowanie. Bo badania pokazują, że tylko 15 proc. Polaków poprawnie segreguje śmieci. To są być może małe zmiany, ale właśnie dlatego realne do wprowadzenia. Wciąż składamy nowe projekty ustaw, które mogą pomóc przedsiębiorcom, jak na przykład zaprzestanie płacenia abonamentu na telewizję Kurskiego przez hotelarzy i restauratorów dotkniętych lockdownem.
Zaczęliśmy rozmowę od koronawirusa, który zmienia sposób uprawiania polityki. Przez ten czas zmieniła się ona również od środka, bo właśnie na środku sceny wyrósł wam konkurent w postaci ruchu Szymona Hołowni. Polska 2050 "łowi" w podobnym elektoracie, ale czy również w waszej partii? Sławomir Nitras powiedział niedawno w WP, że "Hołownia składa propozycję każdemu, kogo widzi na korytarzu w Sejmie".
Tego nie wiem, mi nie składał. Może do niektórych posłów PSL przychodzi z ofertami, ale wierzę w ich lojalność. Oczywiście nowy ruch daje zawsze powiew świeżości i poczucie, że warto się w tę stronę obejrzeć - pytanie o jego trwałość. Polityka dzisiaj to nie jest sprint. Mówię to z własnego doświadczenia. Dwanaście miesięcy temu miałem genialne sondaże prezydenckie, praktycznie wyprzedzałem Małgorzatę Kidawę-Błońską. I nagle rozpisano nowe wybory, do gry wszedł Rafał Trzaskowski, wszystko się zmieniło. Upajanie się prowadzeniem w jednym czy drugim sondażu nie jest miarą osiągnięcia sukcesu wyborczego. Ja już tę lekcję odrobiłem.
A elektorat? Nie podbiera wam "umiarkowanego centrum"?
Nie sądzę. W wielu aspektach różnimy się z Hołownią, zwłaszcza, jeśli spojrzeć na jego koło poselskie. Przecież panie posłanki Polski 2050 reprezentują mocny skręt w lewo. Gdyby przyszło do głosowania, moim zdaniem opowiedziałyby się za liberalizacją prawa aborcyjnego, a nie za tym, co my proponujemy, czyli powrotem do kompromisu potwierdzonym w referendum głosem obywateli.
A propos skrętu w lewo - jak pan ocenia transformację światopoglądową Platformy Obywatelskiej?
Na pewno to jest trudny moment dla konserwatystów w PO, bo wyczerpuje im się przestrzeń do działania. Z drugiej strony Platforma wreszcie zdobyła się na jasną deklarację ideową, z czym od lat miała problem. Nie zgadzamy się z nią, bo uważamy, że o kwestii aborcji nie powinni rozstrzygać politycy w Sejmie, ale Polacy podczas referendum, ale rozumiem, że Borys Budka chce iść za swoimi wyborcami. A są coraz bardziej lewicowo-liberalni. Rozumiem taką decyzję i przyjmuję z ulgą, teraz przynajmniej możemy precyzyjnie rozrysować mapę podziałów na polskiej scenie politycznej i zobaczyć kto gdzie jest.
Gdzie na tej mapie byłby teraz Jarosław Gowin? Bliżej rządu czy opozycji? A może blisko PSL-u, jak wiosną ubiegłego roku, gdy prowadzono intensywne rozmowy na temat utworzenia "nowe chadecji".
Wtedy faktycznie dużo rozmawialiśmy i wspólnie doprowadziliśmy do tego, że wybory prezydenckie odbyły się bezpośrednio i tajnie, a nie za pomocą listów. Ja za to zapłaciłem swoją cenę, Jarosław Gowin być może zyskał, ale myślę, że obaj nie żałujemy decyzji. Dzięki temu wybory były lepsze niż gorsze, ale bez względu na tamten okres, Gowin jest dzisiaj w koalicji rządzącej. Chciałbym, aby wicepremier skupił się obecnie na sprawach, do których został powołany, czyli pomaganiu pracownikom i przedsiębiorcom oraz szefowaniu Radzie Dialogu Społecznego. Póki co te aktywności kuleją. Będziemy mieli jako ludowcy dla Jarosława Gowina konkretne propozycje, np. poszerzenia listy kodów PKD uprawniających do przyznawanej pomocy i szerszego wsparcia polskich firm. Gdybym miał dać wicepremierowi jakąś radę, byłaby ona następująca: niech nie poświęca tyle czasu na politykę, zamiast tego stawiając obowiązki merytoryczne na pierwszym miejscy.
Poradził polityk.
Który też przez cztery lata prowadził komisję trójstronną oraz Radę Dialogu Społecznego. Bardziej w tym nurcie doradzam. Nie jako szef partii, ale jako były minister, który kiedyś był na jego miejscu.
Wróćmy do tematów kornawirusowych. Czy dodatkowa szczepionka z Rosji albo Chin to dobre rozwiązanie dla Polski?
Jeśli uzyskają rekomendacje Europejskiej Agencji ds. Leków - to tak. Gdybym był doradcą premiera, postępowałbym właśnie w takim duchu, nie patrząc na kraj pochodzenia specyfiku. W tej chwili liczy się skuteczność i dobro, które szczepionka może uczynić. Co warto pamiętać, gdy patrzę na badania, okazuje się, że każda szczepionka chroni przed ciężkim przechodzeniem choroby i to już jest dużo, ale musimy czekać na zielone światło w kraju i Europie.
Od momentu wykrycia w Polsce koronawirusowego "pacjenta zero", życie społeczne zmieniło się nie do poznania. Równie mocno zmieniła się polityka?
Na pewno utraciła jedną z najważniejszych dla mnie rzeczy, czyli otwarte spotkania z wyborcami, możliwość swobodnego przemieszczania się i organizowania wieców. Polityka przeniosła się za to do internetu, przez co zmieniła swój język. Zamiast docierać do ogółu wyborców z jednym przekazem, zaczęto kierować kilka równoległych do starannie wyselekcjonowanych grup. To wszystko nałożyło się na rozluźnienie relacji społecznych, ale też personalnych między politykami. Coraz rzadziej wymieniamy poglądy, coraz szczelniej zamykamy się we własnej bańce informacyjnej, w swojej prawdzie.
Same pesymistyczne wnioski. Znikąd nadziei?
Mówię szczerze. Nie ma się co oszukiwać, również tego roku nie zaliczymy do najbardziej udanych. Nie ma już świata, w którym się wychowaliśmy - tak jak wszyscy, my też w Sejmie tęsknimy za normalnością. Chcielibyśmy pójść do restauracji, wziąć udział w konferencji, wysłać dzieci do szkoły, móc skorzystać stacjonarnie ze służby zdrowia, wyjechać na ferie i wakacje. Skoro jednak obostrzenia dotyczą całego społeczeństwa, nie możemy być jako politycy ponad nimi.
Nie ma pan wrażenia, że na tym wszystkim jako partia najbardziej straciło PSL? Ludowość wpisana jest przecież w waszą nazwę.
Gdybym szukał partii, która była najsilniejsza pod względem kontaktu z elektoratem i przez pandemię najwięcej tej możliwości kontaktu straciła - PSL byłoby na pierwszym miejscu. W statucie mamy wpisane liczne święta, m.in. w dzień zesłania Ducha Świętego. Tradycją były już spotkania świąteczne, rocznice ważne dla ruchu ludowego. Nieustannie, co wynika ze statutu, mieliśmy spotkania kół gmin, powiatów…
Jednym zdaniem: dożynek przez Skype nie zorganizujecie.
No nie. Zarząd się spotka, ale koncertu w remizie i kontaktu z ludźmi przy ognisku nie da się niczym zastąpić.
Rozmawiał Marcin Makowski dla WP Wiadomości