Koronawirus w Polsce. Córka ofiary koronawirusa z Lublina: "Tata czekał na test dwa tygodnie, kiedy już był umierający"

"Modliłam się, żeby nie było następnego przypadku w Polsce. O śmierci ojca dowiedziałam się w sobotę, chwilę wcześniej, niż podano to w tych światowych statystykach" - mówi Kinga Smutek, której 70- letni ojciec zmarł na koronawirusa w Lublinie. "Kurier Lubelski" publikuje z nią poruszającą rozmowę.

Koronawirus w Polsce. Córka ofiary koronawirusa z Lublina: "Tata czekał na test dwa tygodnie, kiedy już był umierający"
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com
Tomasz Bodył

30.03.2020 | aktual.: 30.03.2020 16:14

Problemy zaczęły się, gdy zachorowała partnerka zmarłego mężczyzny. Wtedy ten jeszcze śmiał się, że robi herbatki i chroni bliską osobę przed koronawirusem. Kobieta na szczęście nie była zakażona, jednak radość minęła szybko. Wkrótce, po odbytej przez nią grypie, gorzej poczuł się ojciec pani Kingi.

Koronawirus w Polsce. Lublin. Pierwsza diagnoza: "grypa"

Ponieważ miał on wszystkie objawy koronawirusa, zgłosił się do Sanpeidu, gdzie był uspokajany, że ma prawdopodobnie zwykłą grypę. Kiedy jego stan się nie poprawiał, Sanepid skierował go do lekarza rodzinnego, gdzie tata pani Kingi dotarł pieszo. Od lekarza z antybiotykiem wrócił do domu. Dopiero kiedy jego stan się pogorszył, karetka przewiozła go do szpitala przy al. Kraśnickich, skąd po trzech dniach trafił na oddział zakaźny szpitala przy ul. Staszica w Lublinie. Pani Kinga na co dzień przebywa w Anglii:

- To było w nocy z 23 na 24 marca, dostałam od niego SMS-a: „Leżę sam, obsługa super. A przede wszystkim mam tlen! Może będzie ok". Po tej wiadomości, kontakt z nim mi się urwał. Od wtorku dzwoniłam do szpitala, ale nikt telefonicznie nie chciał mi udzielić żadnych informacji o stanie zdrowia ojca, powołując się na ochronę danych osobowych - mówi pani Kinga w rozmowie z "Kurierem Lubelskim".

Koronawirus w Polsce. Lublin. 70-latek jednak zakażony

Dopiero od znajomych córka mężczyzny dowiedziała się, że jej tata ma niewydolność krążeniowo-oddechową i jest pod respiratorem. Okazało się, że jednak jest zakażony koronawirusem, a jego rokowania nie są dobre.

- Nadzieja umiera ostatnia. Cały czas śledziłam w internecie ogólnoświatową mapę zakażeń i tylko się modliłam, żeby nie było następnego przypadku w Polsce. O śmierci ojca dowiedziałam się w sobotę, chwilę wcześniej, niż podano to w tych światowych statystykach - mówi pani Kinga.

Jak dodaje, ma poważne wątpliwości, czy działania służb sanitarnych i medycznych było w wypadku jej ojca prawidłowe. - Przecież tata był z grupy wysokiego ryzyka ze względu na wiek, miał także wszystkie objawy koronawirusa. Mimo to, nie miał od razu wykonanego testu. Czekał na niego dwa tygodnie, kiedy już był umierający. Wynik okazał się pozytywny, o czym jako pierwsza dowiedziała się od Sanepidu jego partnerka. Tata dowiedział się od niej - mówi pani Kinga.

Córka zmarłego mężczyzny zastanawia się, czy gdyby lekarze nie zdiagnozowali choroby wcześniej, istniałaby szansa, żeby jej tata wyzdrowiał. - Zastanawiam się na co idą te miliony na walkę z wirusem, bo na pewno nie na testy - ocenia.

Jak mówi, do tej pory nie ustalono źródła zakażanie jej taty. Skontaktowaliśmy się ze szpitalem przy ul. Staszica, w którym zmarł mężczyzna. Jego dyrekcja przekazała nam, że nie będzie odnosić się do cytowanego artykułu.

Źródło: "Kurier Lubelski"

Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

koronawirusśmierćofiara
Zobacz także
Komentarze (369)