PolskaKoronawirus. Prognoza epidemii. To może zepsuć rządowi efekt wypłaszczenia

Koronawirus. Prognoza epidemii. To może zepsuć rządowi efekt wypłaszczenia

Od 17 listopada mają zacząć się spadki dziennych zakażeń koronawirusem. Ma to być efekt "mocnych obostrzeń", jak ogłoszenie całej Polski czerwoną strefą oraz wprowadzenie zdalnego nauczania dla uczniów starszych klas - przekonują w nowej prognozie naukowcy z ICM UW.

Koronawirus. Nowa prognoza epidemii przewiduje mocny spadek dziennych przypadków zakażeń
Koronawirus. Nowa prognoza epidemii przewiduje mocny spadek dziennych przypadków zakażeń
Źródło zdjęć: © PAP | grafika ICM UW
Tomasz Molga

Efekt wypłaszczenia krzywej zakażeń, którym zdążyli się pochwalić premier Mateusz Morawiecki oraz minister zdrowia Adam Niedzielski, może zostać zepsuty tylko w jeden sposób. Do masowego stosowania w szpitalach wejdą testy antygenowe.

"Na liczby stwierdzonych przypadków mogą jednak wpływać (...) system i ilość testowania. Od kilku dni do statystyk wliczają się testy antygenowe, znacznie tańsze niż testy PCR. Ich wyniki mogą w sposób 'sztuczny' zawyżyć odczyty liczby stwierdzonych przypadków" - twierdzą naukowcy z ICM.

Po rekordach dobowych zakażeń z 5-7 listopada, spodziewano się kolejnych i to powyżej 30 tys., co oznaczałoby wprowadzenie narodowej kwarantanny. Liczba zakażeń ustabilizowała się na poziomie 21-25 tys. przypadków dziennie.

Premier Morawiecki podzielił się optymizmem: - Pierwszy raz od dwóch miesięcy liczba zakażeń zaczęła spadać! (...) To jednak pierwszy sygnał stabilizacji i dowód, że nasza strategia i obostrzenia zaczynają przynosić skutek! - skomentował na Facebooku.

Część komentatorów zarzucała rządowi, że wypłaszczenie to efekt malejącej liczby testów. Za ostatnią dobę wykonano ich 35 tys. Dlatego dające szybki wynik i stosowane masowo testy antygenowe, potencjalnie mogłyby zachwiać trendem.

Zespół dra Franciszka Rakowskiego z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego przedstawił najnowsze wyliczenia. Utrzymał swoją poprzednią optymistyczną prognozę, dodając, iż po 17 listopada krzywa zachorowań "zacznie mocno spadać". Począwszy od 27 listopada dzienne liczby zakażeń mają nie już przekraczać 20 tys. przypadków.

Koronawirus. Wkrótce możliwe odmrażanie Polski

Dodajmy, że to właśnie z ich analiz korzysta rząd i są one brane pod uwagę w decyzjach związanych z wprowadzanymi obostrzeniami. Aktualnie trwają wyliczenia, kiedy spadki będą na tyle znaczące, że będzie można zacząć odmrażanie zamkniętych branż gospodarki.

Ze wstępnych szacunków wynika, że na początku grudnia Polska mogłaby poluzować obostrzenia i przywrócić te obowiązujące w strefie czerwonej. W pierwszych dniach stycznia możliwy byłby powrót do regionalnego podziału na strefy zielone, żółte i czerwone.

Kluczowe dla rozwoju epidemii będą decyzje dotyczące szkół. Naukowcy podkreślają, że otwarcie szkół po wakacjach było jednym z głównych czynników wzrostów zachorowań obserwowanych w październiku. "Liczba stwierdzonych przypadków w szkołach nie musi być duża, ale szkoły posiadają ogromny potencjał napędowy dla epidemii, ze względu na mocne usieciowienie, czyli łączenie grup osób, które normalnie pozostają we względnej separacji - rodzin i kręgów znajomych" - czytamy w komentarzu do prognozy epidemii.

Kryzys w służbie zdrowia będzie trwał nadal

Z prognozy wynika, że ciężkie dni czekają lekarzy, pielęgniarki i ratowników medycznych - czyli personel zajmujący się chorymi z COVID-19. Służba zdrowia odczuje spowolnienie epidemii z kilkutygodniowym opóźnieniem.

Analitycy sugerują, że gdyby chorzy mogli bez problemów dostać się do szpitala, osób hospitalizowanych byłoby już prawie dwukrotnie więcej. Zamiast 22,4 tys. osób hospitalizowanych (dane Ministerstwa Zdrowia) przyjętych zostałoby już 40 tys. pacjentów.

"Nasze prognozy były kalibrowane do liczb obserwowanych w czasie nadmiaru łóżek i respiratorów covidowych. Obecnie, jak wiadomo, gospodaruje się tymi miejscami w sposób znacznie bardziej oszczędny" - komentują naukowcy.

W Wirtualnej Polsce regularnie opisywaliśmy problemy szpitali covidowych: korki karetek pod szpitalnymi oddziałami ratunkowymi czy kłótnię o przyjęcie chorych do Szpitala Narodowego.

Minister Zdrowia Adam Niedzielski tłumaczył w wywiadzie dla Dziennika Gazety Prawnej, że część zakażonych decyduje się samodzielnie przechorować infekcję bez wizyty u lekarza.

- Są też oczywiście przypadki, że pacjent nie został przyjęty do szpitala lub został zabezpieczony w domu przez ratowników. Główny trend to jednak mniejsza liczba wskazań do hospitalizacji w odniesieniu do liczby przypadków - stwierdził.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (218)