Nowa prognoza epidemii. Pierwszy raz wyliczono, kiedy to się skończy
Szczyt zakażeń koronawirusem prawdopodobnie wystąpi 16 listopada, wyniesie około 27,6 tys. przypadków. Z nowej prognozy epidemii opracowanej przez naukowców z ICM UW wynika, że w Polsce nie musi nastąpić lockdown. Zresztą sami politycy zostawili sobie furtkę, aby nie ogłaszać zbyt szybko blokady Polski.
10.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 08:03
Nowa prognoza epidemii koronawirusa uwzględnia możliwe efekty wprowadzonych dotąd obostrzeń, jak zamknięcie galerii handlowych, kin, teatrów, naukę zdalną w klasach 1-3 szkół podstawowych i ograniczenia w działalności restauracji.
W poniedziałek po południu zespół dra Franciszka Rakowskiego z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego przedstawił najnowsze prognozy. Według nich w najbliższych dniach liczba zakażeń utrzyma się na poziomie 25-26 tys. przypadków na dobę.
15-16 listopada liczba zakażeń sięgnie powyżej 27 tys., ale prawdopodobniej nie zostanie pobity rekord z 7 listopada wynoszący 27 875 przypadków. Pod koniec listopada liczba zakażeń może spaść poniżej 20 tys. przypadków na dobę i będzie to początek korzystnego trendu.
Prognoza epidemii. O włos od lockdownu
To oznacza, że w Polsce otrzemy się o ogłoszone przez rząd kryteria wprowadzenia "kwarantanny narodowej" 27-29 tys zakażeń (średnia za 7 dni). Jeśli prognoza się potwierdzi, możliwe, że politycy nie wprowadzą lockdownu.
- Nie rozumiem, dlaczego Kancelaria Premiera podała dwa progi zamiast konkretnej wartości wprowadzenia narodowej kwarantanny. W mojej ocenie sugeruje to płynne podejście do granicy, przy której wprowadzona zostanie kwarantanna. Tak, jakby premier i podlegli mu ministrowie chcieli zostawić sobie pole do manewru w zależności od stopnia przygotowania podległych służb i nastrojów społecznych - mówi Wirtualnej Polsce Maciej Jasiński, jeden z analityków danych o epidemii, autor trafnych prognoz opisywanych już w WP.
Kiedy koniec? Możliwe, że w styczniu wracamy do życia
Szacunki przedstawione przez ICM to pierwsza tak dokładna, a zarazem optymistyczna prognoza zakładająca, że wprowadzone obostrzenia przyniosą efekt w postaci zastopowania galopujących rekordów zakażeń koronawirusem. Dodajmy, że zespół ICM dostarcza analiz dla rządu i są one brane pod uwagę w decyzjach związanych z wprowadzanymi obostrzeniami.
Z długoterminowej prognozy wynika, że na początku grudnia Polska mogłaby poluzować obostrzenia i przywrócić te obowiązujące w strefie czerwonej. W pierwszych dniach stycznia możliwy byłby podział regionalny na strefy zielone, żółte i czerwone. 31 stycznia liczba zakażeń miałaby spaść do 1000 dziennie.
Mniej optymistyczny scenariusz rozwoju epidemii opublikowała 5 listopada międzynarodowa grupa analityków MOCOS przy Politechnice Wrocławskiej. Według ich szacunków średnia zakażeń w ciągu 7 dni (wskaźnik podany przez rząd) dojdzie do około 34 tys., a wtedy "narodowa kwarantanna" będzie nieunikniona.
W kolejnych tygodniach przewidują jednak znaczny spadek liczby zakażeń. Podobnie jak ICM sugerują, że w drugiej połowie stycznia liczba zakażonych spadnie do około 2 tys. na dobę. Warunkiem jest jednak "istotna redukcja kontaktów" społecznych i skuteczne śledzenie przez sanepidy kontaktów osób zarażonych.
Pierwsze spadki zakażeń odnotowano już w Czechach. Po rekordzie z 5 listopada (15 tys. zakażeń) czeskie ministerstwo zdrowia potwierdziło ostatnio zaledwie 3608 przypadków zakażeń, czyli najmniej od czterech tygodni.