Korea Północna i broń masowego rażenia. Oto arsenał nuklearny, biologiczny i chemiczny Kim Dzong Una
• Korea Płn. nie ustaje w produkcji broni masowego rażenia (BMR)
• W przypadku Korei Płn. ustalenie skali wytwarzania jest niesłychanie trudne
• Kimowie mają wieloletnią wprawę w produkcji broni biologicznej i chemicznej
• Jednak wiele wskazuje na to, że obecnym priorytetem jest broń nuklearna
• Center for Strategic and International Studies spróbował oszacować, jaką BMR ma w arsenale Kim Dzong Un
08.08.2016 | aktual.: 08.08.2016 19:15
Wytwarzana od kilku dekad broń chemiczna i biologiczna, a w ostatnich kilkunastu latach także bojowy program nuklearny - wachlarz broni masowego rażenia (BMR), którą dysponuje Kim Dzong Un, jest szeroki. Arsenał od pokoleń jest kluczowym elementem odstraszania, a co za tym idzie gwarantem ciągłości dynastii Kimów oraz nienaruszalności ustrojowej Korei Północnej.
Pjongjang nic nie robi sobie z międzynarodowych traktatów, często zakazujących produkcji takiej broni. Nawet jeśli już zdecyduje się na podpisanie stosownej konwencji, to albo ją łamie i się z niej wycofuje (układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej), albo jej po prostu nie przestrzega (konwencja o broni biologicznej).
Z punktu widzenia przetrwania reżimu gra w łamanie międzynarodowych zasad jest opłacalna. Według jednego z raportów Korei Południowej, broń masowego rażenia daje odizolowanym sąsiadom "militarną wyższość nad resztą, efektywny argument negocjacyjny i promuje wewnętrzną jedność".
Waszyngtoński think tank Center for Strategic and International Studies (CSIS) sprawdził, jakie straszaki trzyma w zanadrzu Kim Dzong Un. W swoim kompleksowym raporcie próbował dociec, jak wygląda arsenał broni masowego rażenia Korei Północnej.
Broń biologiczna
Choć już w 1987 roku Korea Północna, na mocy międzynarodowych traktatów, zobowiązała się do zaprzestania produkcji broni biologicznej oraz zniszczenia posiadanego arsenału, wiadomo, że nie wypełniła tych postanowień. Mimo tego, chcąc zachować pozory, władze w Pjongjangu najmniej przechwalają się bronią biologiczną, przez co jest to najbardziej tajemniczy program BMR Kimów.
Początki produkcji sięgają lat 60. XX w. i wszystko wskazuje na to, że jest ona kontynuowana po dziś dzień. Świadczą o tym kolejne relacje uciekinierów, którzy ujawniali makabryczne szczegóły testów na więźniach obozów koncentracyjnych i dzieciach upośledzonych fizycznie lub psychicznie.
W 2000 roku Pentagon ocenił, że Kim Dzong Il jest w stanie uzbroić bakterie wąglika, dżumy, cholery lub wirus czarnej ospy. Dwanaście lat później Korea Południowa oceniła, że wyrzutnie rakiet, moździerze i polowa artyleria mogą zostać wyposażone w pociski z głowicami zawierającymi wąglika, czarną ospę lub jad kiełbasiany. Wymieniono przy tym szereg konkretnych typów broni, które mogłyby przenieść śmiercionośny ładunek, jednak z zastrzeżeniem, że nie wiadomo czy przetrwałby on sam proces dostarczenia.
Nie wiadomo, czy Korea Północna posiada aktualnie zmagazynowany arsenał, gotowy do bojowego wykorzystania, choć jest pewne, że posiada wszelkie środki, by tworzyć bakterie i wirusy oraz nośniki. Nie jest przy tym jasne, czy Kimowie kiedykolwiek przeprowadzili testy biologicznych rakiet i pocisków, czy może poprzestali jedynie na wytwarzaniu śmiercionośnych substancji.
W 2015 roku w światowych mediach głośno było o aferze wąglikowej, ujawnionej przez serwis 38north.org. Specjalistka od broni masowego rażenia, Melissa Hanham, gruntownie przeanalizowała oficjalne zdjęcia z wizyty Kim Dzong Una w jednej z fabryk. Z jej oceny wynikało, że w zakładach prawie na pewno, oprócz biopestycydów, wytwarza się także pałeczki wąglika.
CSIS ocenia, że ostatnie ruchy Korei Północnej świadczą o tym, że Kim Dzon Un skupia się na arsenale nuklearnym i doskonaleniu rakietowych nośników. Większość współczesnych szacunków odnośnie broni biologicznej jest dużo skromniejsza niż w przeszłości. Think tank zastrzega jednak, że Pjongjang nie wystosował żadnych oficjalnych deklaracji, więc w istocie jego intencje nie są znane.
Broń chemiczna
Korea Północna jest jednym z sześciu krajów świata, które nie podpisały konwencji o broni chemicznej. Nic nie wskazuje na to, by ten stan się zmienił w najbliższej przyszłości, szczególnie, że traktat przewiduje dokładne międzynarodowe inspekcje, za którymi - delikatnie mówiąc - nie przepada reżim.
Pierwsze próby stworzenia broni chemicznej datowane są na przełom lat 50. i 60. XX w. Od tamtej pory skala prac znacznie się rozszerzyła, zarówno jeśli chodzi o ilość, jak i jakość oraz potencjalną śmiertelność środków.
Jeszcze w 2000 roku departament obrony USA twierdził, że Korea Północna jest w stanie produkować chemiczne związki, które atakują układ nerwowy, krwionośny, wywołują śmiertelne duszności czy powodują poparzenia skóry. Arsenał Korei Północnej wówczas był trzecim największym po Stanach Zjednoczonych i Rosji, z tą różnicą, że oba mocarstwa stopniowo redukowały go po zimnej wojnie, a Północ rozwijała swój potencjał.
Dziesięć lat później Korea Południowa oceniła, że sąsiedzi mają od 2,5 do 5 tys. ton bojowych substancji chemicznych, a wśród nich fosgen (układ oddechowy), gaz musztardowy (poparzenia skóry), cyjanowodór (układ krwionośny) oraz sarin (układ nerwowy). Tamtejsi eksperci sądzą, że Północ jest w stanie wyprodukować ok. 12 tys. ton broni chemicznej, która mogłaby skazić obszar równy powierzchni czterech stolic Korei Południowej. Przyrosty produkcji nie są jednak na razie obserwowane.
Oszacowanie lokalizacji poszczególnych fabryk, nastawionych na militaryzację substancji chemicznych, jest niezwykle trudne. Zakłady chemiczne są ważne dla gospodarki Korei Północnej, a zamknięty charakter kraju, niemal uniemożliwia wydzielenie cywilnej i wojskowej produkcji ze stuprocentową skutecznością. W tym aspekcie szczególnie przydatna okazała się wiedza jednego z uciekinierów. Choi Ju Hwal pracował w północnokoreańskim ministerstwie obrony w latach 1968-1995, choć nie miał bezpośredniej styczności z programami rozwoju broni chemicznej, posiadał pewną wiedzę na ich temat. Po ucieczce wskazał lokalizację niektórych fabryk, również cywilnych, które - jak się okazało - oprócz odzieżowych tworzyw sztucznych, produkowały także broń.
CSIS sądzi, że Korea Północna nie przestanie szybko produkować broni chemicznej. "Dopóki balans konwencjonalnych sił będzie niekorzystny dla Korei Północnej, broń chemiczna prawdopodobnie pozostanie częścią wojskowej strategii" - czytamy w raporcie amerykańskiego think tanku.
Broń jądrowa
Od ponad dekady jest jasne, że Korea Północna opracowuje bojowe technologie atomowe. W 2010 roku Rada Bezpieczeństwa ONZ oceniła, że praca nad arsenałem tego typu jest dla Pjongjangu kluczowa. Ma to być główny czynniki na drodze do realizacji doktrynalnego celu kangsongdaeguk, a więc stworzenia "silnego i bogatego państwa" bez wpływów zewnętrznych. Widać to choćby w ocenie waszyngtońskich oficjeli, którzy raczej nie widzą ofensywnego charakteru jądrowego programu Korei Północnej, za to zawsze podkreślają walor odstraszania, prestiżu i przede wszystkim wymuszania oraz nacisku dyplomatycznego. Chuck Jones, były pracownik departamentu obrony, posunął się nawet do stwierdzenia, że gdyby nie broń nuklearna, nikt nie zwracałby uwagi na państwo Kimów, a nuklearny szantaż to jedyny sposób na zdobycie pomocy.
Ciężko jednoznacznie ocenić ramy północnokoreańskiego programu nuklearnego oraz jego postępów. W 2008 roku Korea Północna ogłosiła światu, że ma 38,5 kg plutonu gotowego do uzbrojenia. Szacunki ministerstw obrony Korei Południowej i USA zamykają się z reguły w przedziale 30-50 kg. Zwykle mowa jest o możliwości skonstruowania ok. 10 bomb atomowych. W 2013 roku zaczęto spekulować o ponownym otwarciu reaktora w Jongbjon, rok później była już mowa o realnym produkowaniu paliwa.
Choć początkowo Pjongjang wiązał nadzieje z plutonem, w 2009 roku ogłosił, że pracuje także nad wzbogacaniem uranu. W 2012 roku Institute of Strategic and International Studies ostrzegał, że instalacje w Jongbjon w ciągu trzech lat pozwolą na stworzenie ok. 25 ładunków atomowych o niskiej mocy na bazie uranu. Na razie nie ma jednak żadnego potwierdzenia, jakoby Pjongjang skonstruował ładunki z uranem. Eksperci z wielu instytucji, mimo wszystko sądzą, że szybkie postępy w pracy nad tym materiałem najprawdopodobniej oznaczają, że Korea Północna już wcześniej miała ukryte podziemne placówki badawcze, w których pracowała nad uranem.
Instytut Studiów Strategicznych Armii USA ocenił, że przy całym programie nuklearnym Korei Północnej powinno pracować ok. 3 tys. osób, z czego 200 to kluczowi specjaliści
CSIS przypomina o zatopieniu południowokoreańskiej korwety Cheonan w marcu 2010 roku oraz o tragicznym w skutkach ostrzale (zginęły cztery osoby) wyspy Yeonpyeong w listopadzie tego samego roku. Na tej podstawie think tank sądzi, że skoro Pjongjang już wcześniej uciekał się do wyjątkowo agresywnych ruchów, świat nie powinien oczekiwać, że w najbliższym czasie przestanie rozwijać broń nuklearną.
Niektórzy eksperci sądzą, że Kimowie z wyrachowaniem rozbudowują program nuklearny, bo w ich ocenie Pakistan, Indie, Izrael czy Iran zyskały na podobnych ruchach poważne atuty w negocjacjach. Warto przy tym zwrócić uwagę, co o broni atomowej pisze propaganda. Zdaje się ona sugerować, że Kim Dzong Un nie chce podzielić losu innych dyktatorów, takich jak Saddam Husajn czy Muammar Kadafi, którzy - zdaniem północnokoreańskich mediów - zrzekli się swoich arsenałów broni masowego rażenia, a przez to nie mieli siły do odstraszenia zachodnich interwencji. "Broń nuklearna Korei Songun (doktryna militarna Korei Płn. - przyp.) nie jest czymś, co można obejrzeć, a KRLD bardzo różni się od Iraku, Libii czy Bałkanów" - można przeczytać w komunikacie agencji KCNA z 2013 roku.
Obserwatorzy zgodnie twierdzą, że Korea Północna dąży do miniaturyzacji głowic jądrowych. Choć Kim Dzong Un niedawno stwierdził, że miniaturyzacja już się udała, brak na razie przesłanek, które by to potwierdziły. Jeśli Pjongjang faktycznie dopnie swego, wówczas będzie mógł osadzić głowice na rakietach balistycznych. Zasięg niektórych obejmuje nawet terytoria USA. Dopiero wówczas Kim osiągnie ostateczny cel: będzie posiadał straszak, z którym będą musiały się liczyć Stany Zjednoczone, i to osobiście, a nie za pośrednictwem azjatyckich sojuszników.