Kontrowersyjny "Wizerunek Europy"
Kopernik, Jan Paweł II, Maciej Giertych i
Leszek Miller przedstawiony w podpisie jako Aleksander Kwaśniewski
- to Polacy, którzy znaleźli się wśród znaczących postaci historii
świata i Europy na wystawie "Wizerunek Europy", otwartej w
Brukseli z inicjatywy rządu Holandii, przewodniczącego Unii
Europejskiej.
W części poświęconej Polsce są jeszcze Fryderyk Chopin, Maria Curie-Skłodowska, Józef Conrad Korzeniowski, Lech Wałęsa, Roman Polański, Klaus Kinski (niemiecki aktor podobno o polskich korzeniach), a także - jako autorzy prowokujących wypowiedzi - Włodzimierz Cimoszewicz, Krzysztof Bobiński, Zbigniew Libera, Jacek Merkel, Beata Roguska i Rebecca Gomperts z promującej aborcję holenderskiej organizacji "Kobiety na falach".
Ciesząca się sporym powodzeniem wystawa oburza nawykłych do poprawności politycznej eurokratów, zwłaszcza że sponsorowała ją też Komisja Europejska. Autor przedsięwzięcia, holenderski architekt Rem Koolhaas, postanowił sprowokować narody tworzące UE do myślenia o sobie i o wzajemnych stosunkach na tle historii i współczesnego świata.
Uroczyście otwarta przed tygodniem przez ministra ds. europejskich Holandii Atzo Nikolai, wystawa ściągnęła na siebie gromy części prasy europejskiej. "Prowokacyjna wystawa w sercu Europy" - zatytułował swoją relację konserwatywny francuski dziennik "Le Figaro".
Wystawa mieści się w okrągłym namiocie przypominającym cyrk na środku Ronda Schumana, w samym sercu europejskiej dzielnicy Brukseli. "Robert Schuman musi przewracać się w grobie" - pisze korespondentka "Le Figaro", nawiązując do jednego z "ojców- założycieli" Wspólnot Europejskich.
Wizerunków i cytatów z "ojców-założycieli" nie zabrakło na wystawie, która składa się kilku kręgów pstrokatych "kolaży" ustawionych wokół okrągłego stołu. Ma on symbolizować ten, przy którym spotykają się co miesiąc unijni komisarze, chociaż oni siedzą już od pewnego czasu przy stole owalnym.
Na zewnątrz namiot pomalowano w kolorowe pasy, które przywodzą na myśl flagi państw członkowskich. Najbardziej zewnętrzny krąg - w przedsionku okalającym główną komorę namiotu - tworzą zdjęcia z unijnych kresów, z przywodzących na myśl XIX wiek regionów Europy Wschodniej, w tym Polski.
W głównej komorze górną część ścian zdobi kolaż poświęcony historii integracji europejskiej, począwszy od hrabiego Richarda Coudenhove-Kalergi (syna Austriaka i Japonki), którego autor wystawy uznał za prekursora dzisiejszej Unii. Potem następuje ciąg nazwisk i wydarzeń, które doprowadziły Unię do obecnego kształtu.
Eurosceptycy zacierają ręce, czytając cytat przypisany innemu "ojcu-założycielowi" Unii, Francuzowi Jeanowi Monnet: "Narody Europy trzeba prowadzić ku superpaństwu bez tłumaczenia ludziom, co się dzieje. Można to osiągnąć stopniowo, podejmując - pod przykrywką celów ekonomicznych - kroki nieodwracalnie wiodące ku federacji".
Poniżej dolny krąg stanowią prostokąty poświęcone 25 państwom Unii. One też budzą najwięcej kontrowersji, bo mało komu podoba się prowokacyjny dobór postaci, wydarzeń, informacji i cytatów, które mają się składać na podany w pigułce wizerunek własnego kraju. O ile Belg chętnie przyklaśnie zjadliwej prezentacji Holandii czy Francji, o tyle uzna za przesadzoną informację, że dobrobyt zawdzięcza złupieniu Konga i że życie jego kraju toczy się w rytm skandali, z aferą pedofila-mordercy Marca Dutroux na czele.
Podobnie wielu Polaków zapyta, czy trafne jest przedstawienie ich jako narodu, który na klęczkach oczekuje Apokalipsy (wielopiętrowe skojarzenie zdjęć modlących się pielgrzymów i papieża z tytułem filmu "Apocalypse Now", zainspirowanego "Jądrem ciemności" Conrada i wyświetlanego w Warszawie w chwili wprowadzenia stanu wojennego).
Z "polskiego prostokąta" dowiadujemy się, że Polacy namiętnie budują wielkie kościoły, "jak w średniowieczu", i że w Polsce - mimo zakazu aborcji i ich najniższego oficjalnego wskaźnika w Europie - nielegalnie wykonuje się ich 200 tysięcy rocznie. Polacy są rozdarci między Amerykę i Europę, jak miedzy ojcem i matką, i poczuli się szczególnie dotknięci upomnieniem prezydenta Francji Jacquesa Chiraca, że "zmarnowali okazję, aby siedzieć cicho" w czasie sporu o Irak między USA i Wielka Brytanią a Francją i Niemcami.
Rem Koolhaas nie oszczędził nikogo. Jego zdaniem, największym wkładem Holendrów w światową kulturę ostatniego dziesięciolecia był telewizyjny "Big Brother", Francja cierpi na antyamerykańską obsesję, w Wielkiej Brytanii odkryto środek uspokajający w wodzie z wodociągów, a w Niemczech oszczędza się na kremacji zwłok, przewożąc je do do Czech, bo tam ich spalenie jest o 40 proc. tańsze.
Nie chciałem idealizować Europy. Chciałem pokazać rozziew między dwoma światami. Na górze świat urzędników, świat integracji europejskiej z imponującymi osiągnięciami, które jednak słabo się sprzedają, a na dole świat państw członkowskich, bardziej przystępny, nowocześniejszy, ale też wulgarniejszy - tłumaczy wzięty holenderski architekt.
Wątpliwości budzi też wewnętrzny krąg, poświęcony historii ludzkości i na tym tle samych Europejczyków. Koolhaas wyeksponował nie tylko przełomowe osiągnięcia - wśród nich odkrycie Kopernika - i wydarzenia w rodzaju wyboru Karola Wojtyły na papieża, ale także stosy Świętej Inkwizycji, decyzję soboru z 1215 roku, że Żydzi mają nosić na ubraniu "znak wstydu", aby odróżnić się od chrześcijan, niewolnictwo i wyzysk innych kontynentów, hitleryzm i komunizm, europejski szowinizm, dwie wojny światowe.
We współczesnej Europie europoseł LPR Maciej Giertych stanowi parę z szefem francuskiego Frontu Narodowego, a prezydenta Francji Chiraca, obejmującego się z kanclerzem Niemiec Gerhardem Schroederem, umieszczono obok pary całujących się namiętnie półnagich homoseksualistów.
Jednym z ostatnich przedstawionych wydarzeń jest interwencja zbrojna w Iraku, zilustrowana m.in. wizerunkami przywódców koalicji - od prezydenta USA George'a W. Busha po premiera Leszka Millera (z podpisem: prezydent Aleksander Kwaśniewski).
Błędów i nieścisłości jest na tej wystawie więcej. W sprzedawanym po 1 euro z automatu programie w kształcie "paszportu europejskiego" w polskiej wersji nazwy UE zaopatrzono w ogonki literkę "a", wskutek czego zamiast mianownika mamy narzędnik: "Unią Europejską". Ale trzeba przyznać, że autor i jego współpracownicy wykonali sporo pracy - nagromadzili wiele szczegółów i skojarzeń, o które musieli zapewne popytać specjalistów.
Cały ten miszmasz przypomina poetykę "wideoklipów", żywcem wziętą z telewizji MTV, jak zauważył dziennik "Le Figaro". Rząd Holandii i Komisja Europejska twierdzą, że celem była "dalsza stymulacja debaty publicznej" na temat wizerunku Europy. Koolhaas dodał własne przesłanie, które przebija z całej wystawy: Europa zbyt często bywała w przeszłości samolubnym potworem, zjadającym czasem także własne dzieci; teraz powinna bardziej otworzyć się na innych i wykazać więcej szczodrości.
Jacek Safuta