ŚwiatKoncentracja rosyjskiej armii. Czy to kolejny etap ataku na Europę?

Koncentracja rosyjskiej armii. Czy to kolejny etap ataku na Europę?

Rosyjskie wojska koncentrują się w pobliżu ukraińskich granic, a zachodnie agencje wywiadowcze sugerują, że Moskwa ma chrapkę na większą część Ukrainy. Czy podsycany przez Rosjan kryzys migracyjny był tylko wstępem do szerszej operacji i miał odwrócić uwagę świata od Ukrainy?

Koncentracja rosyjskiej armii. Czy to kolejny etap ataku na Europę?
Koncentracja rosyjskiej armii. Czy to kolejny etap ataku na Europę?
Źródło zdjęć: © East News | Vitaliy Ankov

Obecny kryzys na granicy z Białorusią może być jedynie zasłoną dymną, jaką Rosja stawia przed eskalacją konfliktu z Ukrainą. Z drugiej strony koncentracja rosyjskich wojsk przy granicy z Ukrainą może być straszakiem, który spowoduje wzrost napięć a tym samym kolejny kryzys gospodarczy, który jeszcze bardziej uzależnieni Europę od rosyjskich surowców.

Unijni politycy twierdzą, że przerzut migrantów to efekt europejskich sankcji wobec Białorusi. Ponadto polscy, jak i europejscy politycy podkreślają, że za eskalacją konfliktu stoją nie tylko służby białoruskie, ale także rosyjskie i tureckie.

Niemieckie media donoszą, że samoloty rosyjskiego Aerofłotu i tureckich linii lotniczych Turkish Airlines odgrywają główne role w przemycie uchodźców dostarczanych na granicę. Na początku listopada z Mińska na Bliski Wschód latało 57 samolotów tygodniowo.

Zobacz też: Rosja gromadzi wojska. "To bojaźń przed inwazją Ukraińców"

Tymczasem stosunki na linii Rosja – NATO są najgorsze od lat. W połowie października minister spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej, Siergiej Ławrow, poinformował, że od listopada Moskwa ograniczy bezpośrednie stosunki dyplomatyczne z NATO. Rosjanie nakazują także zamknąć biuro NATO w Moskwie. Stało się to dwa tygodnie po wydaleniu przez sojusz ośmiu rosyjskich dyplomatów podejrzanych o szpiegostwo.

Na początku października urzędnicy NATO zdecydowali o zmniejszeniu liczebności stałej rosyjskiej delegacji w siedzibie sojuszu w Brukseli, cofając uprawnienia ośmiu wysłanników, w odpowiedzi na to, co nazwali "podejrzanymi działaniami Rosji".

Tuż po ochłodzeniu relacji pomiędzy NATO a Moskwą, temperatura na granicy polsko-białoruskiej zaczęła się podnosić. Dochodziło do coraz liczniejszych starć pomiędzy uchodźcami a polskimi służbami. Strona białoruska dopuszczała się prowokacji. Rząd w Warszawie postanowił wzmocnić siły broniące granicy.

- Jest możliwe, że działania hybrydowe wobec państw bałtyckich i Polski mogą być pierwszym etapem większej operacji. W takim razie działania te miałyby dwa cele. Po pierwsze: odwrócenie uwagi polityków mediów i służb wywiadowczych od sytuacji na Ukrainie - mówi dr Michał Piekarski, specjalista ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Wrocławskiego, Wydziału Nauk Społecznych.

- Po drugie: wymuszenie na państwach bałtyckich, a zwłaszcza Polsce, użycia znacznej części swoich potencjałów do ochrony granic. W tej chwili przecież wysłaliśmy na granice duże siły wojska, nie tylko policji - dodaje.

Obecnie na wschodzie znajduje się około 19 tys. polskich żołnierzy, w tym ok. 900 terytorialsów. Żołnierze zostali również wsparci ciężkim sprzętem. Na granicy pojawiły się KTO Rosomak. Jest to niemal 25 proc. całych Sił Zbrojnych RP.

Wielkie kleszcze

Z Ukrainą graniczą dwa rosyjskie Okręgi Wojskowe – Zachodni i Południowy. Jednostki tego ostatniego były najbardziej zaangażowane w działania na Krymie i w Donbasie. Ze składu 8 Armii zostały wydzielone dwa korpusy armijne, które brały udział w walkach od 2014 roku.

Obecnie w obu Okręgach kończy się jesienny cykl ćwiczeń i trwają przygotowania do serii zimowych manewrów. Pod Woroneżem szkolą się saperzy. W całej zachodniej Rosji odbywają się ćwiczenia łącznościowców. Bierze w nich udział 1,5 tys. żołnierzy. Na Krymie trwają strzelania przeciwlotniczych systemów rakietowych S-400, a obsługi systemów krótkiego zasięgu Pancyr uczą się powstrzymywania bezzałogowych statków powietrznych.

W tym samym czasie rosyjskie ministerstwo obrony zapowiedziało, że na Krymie powstaną nowe jednostki – brygada spadochronowa i zmechanizowana. Wpisuje się to w prowadzoną od kilku lat politykę wzmacniania zachodniej flanki Federacji Rosyjskiej. Zwłaszcza na Krymie i w Obwodzie Kaliningradzkim.

To właśnie pod Kaliningradem powstaje obecnie najwięcej nowych jednostek, a stare są rozwijane w większe związki. Na przykład pododdziały 79. Brygady stanowią trzon dla nowopowstałej 18. dywizji zmotoryzowanej, w której skład wchodzą 275. i 280. pułk zmotoryzowany oraz 11. pułk pancerny. W jej skład wejdzie także nowo sformowany 75 gwardyjski pułk strzelców zmotoryzowanych. Podobnie dzieje się z pułkami artylerii rakietowej i piechoty morskiej.

W ten sposób Rosja zamknęła Europę Środkową w wielkich kleszczach, ciągnących się od Morza Czarnego aż po Bałtyk.

Czy wojna z Ukrainą ma sens?

Na początku listopada na łamach serwisu Swobodnaja Pressa odbyła się debata dotycząca zagrożenia, że lokalny konflikt na granicy lub prowokacja przerodzi się w konflikt pomiędzy Rosją a Zachodem.

Zdaniem dyskutantów jest to bardzo mało prawdopodobne, ponieważ zarówno państwa NATO, jak i Moskwa nie pozwolą, aby lokalne utarczki doprowadziły do pełnoskalowego konfliktu.

- Na Zachodzie temat "rosyjskiej agresji" jest wykorzystany przez wielu po prostu, by zarobić, a przynajmniej zdobyć sławę, aby zapewnić sobie możliwość kariery w dziedzinie analityki wojskowej i dziennikarstwa – mówił docent Wydziału Nauk Politycznych i Socjologii Państwowego Uniwersytetu Ekonomicznego, Aleksandr Perendzijew.

Uważa przy tym, że w krajach Unii Europejskiej są przyznawane specjalne granty na badania, które miałyby udowodnić, że Rosja prowadzi agresywną politykę wobec sąsiadów. Podkreślają jednak, że nie należy nawet brać pod uwagę takiego scenariusza, gdyż jest on nie tylko niedorzeczny, ale i szkodliwy dla relacji Rosji z państwami zachodnimi.

- Wojna na Ukrainie wcale nie jest pewna – uważa Bartłomiej Kucharski, ekspert z Zespołu Badań i Analiz Militarnych. - Ukraina to już inny kraj i posiada inną armię niż w latach 2014-15. Dziś ukraińska armia posiada pewną wartość bojową i ma spójność, Ukraina jest bardziej stabilna politycznie. Ponadto Rosja musiałaby się liczyć z sankcjami znacznie cięższymi i przypuszczalnie bardziej długotrwałymi, niż przed laty. Czy Moskwę na to stać? Niekoniecznie.

- Z drugiej jednak strony, zwycięska wojna, nawet stosunkowo ciężka, byłaby na rękę Putinowi i "siłownikom" jako zwieńczenie dzieła "zbierania ziem ruskich". Putin może kalkulować, że sankcje przetrwa, a Zachód, zwłaszcza USA, w końcu zaakceptuje jego zdobycze, bowiem Rosja może być Waszyngtonowi niezbędna przeciwko rosnącym w siłę Chinom - dodaje.

- Sądzę, że dziś kategoryczne twierdzenia na temat wybuchu wojny lub oddalenia ryzyka są nieodpowiedzialne, za mało wiemy, a kluczowy jest chyba zawsze niepewny czynnik ludzki – konstatuje Kucharski.

Gospodarcze uzależnienie

Znacznie lepsze korzyści daje Rosji uzależnienie Europy od surowców naturalnych, które szerokim strumieniem płyną zza wschodniej granicy. Rosyjska ropa, gaz, a w przypadku Polski także węgiel, napędzają unijną gospodarkę. Wysyłany na zachód gaz stanowi aż 49 proc. importu do Unii Europejskiej. Jedna trzecia ropy, którą przerabiają zachodnioeuropejskie rafinerie, pochodzi z Rosji. W podobnej skali importowany jest węgiel.

Od rosyjskiej ropy niemal całkowicie zależne są Bułgaria, Czechy, Finlandia, Węgry, Litwa, Polska i Słowacja. Wschodni sąsiad zaspokaja aż 75 procent zapotrzebowania tych państw na paliwa! Kolejne dwanaście państw trzy czwarte gazu sprowadza z Rosji. W tym Polska. Nad Wisłą widoczne jest jeszcze uzależnienie od węgla. W 2020 roku Polska kupiła za granicą 12,82 miliona ton. Z czego 9,44 mln ton pochodziło z Rosji. Jest on tańszy od rodzimego.

Na przełomie października i listopada fiaskiem zakończyły się rozmowy Brukseli z Moskwą ws. zwiększenia dostaw gazu do państw Unii. Zachodni urzędnicy nie zgodzili się na rosyjskie warunki, co spowodowało zerwanie rozmów i powolny wzrost cen błękitnego paliwa. Tymczasem europejskie zbiorniki straszyły pustkami. Putin za problemy energetyczne obwinił brukselskich urzędników i równocześnie rozegrał swoją grę znakomicie.

Po 8 listopada, na rozkaz prezydenta, Gazprom rozpoczął zapełnianie swoich magazynów gazu, co nieco uspokoiło sytuację. Nie jest zapewne przypadkiem, że zbiegło się to z powolną koncentracją wojsk na granicy z Ukrainą. Wielce prawdopodobnym jest, że zarówno konflikt na granicy z Polską, jak i wzmacnianie Okręgów Wojskowych ma na celu wywarcie presji ekonomicznej, a przy okazji wytargować cichą zgodę na dołączenie separatystycznych republik donbaskich do Federacji Rosyjskiej.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
rosjaukrainakryzys na granicy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1682)