Komu najbardziej szkodzi emigracja?
Dzieci imigrantów przynoszą do szkoły problemy i frustracje swoich rodziców. W nowym środowisku uczniowie mają też sporo własnych kłopotów. Kto i jak może im pomóc?
08.03.2011 | aktual.: 08.03.2011 06:23
Nowy kraj, ludzie i język. Wszystko nowe, nieznane. I wszystko na głowie kilku albo kilkunastoletniego człowieka. Rodzice sami zmagają się z nowymi warunkami. Nie zawsze jest tak, jak sobie wyobrażali. Bywa, że trzeba gnieździć się we troje albo czworo w jednym pokoju. Praca zajmuje cały dzień, a gdy jej nie ma, to dopiero dramat. Emigrowanie z całą rodziną jest poważnym życiowym wyzwaniem.
- Napiszcie jasno i uczciwie, że można zrobić dziecku dużą krzywdę wyrywając je z otoczenia, z którym jest zżyte do całkiem nowego środowiska, nowych zwyczajów, nieomal do innego świata - naciska Jan Mokrzycki, wiceprezes Zjednoczenia Polskiego. Najbardziej - jak twierdzi - emigracja odbija się na nastolatkach. Za nieodpowiedzialne uważa przerywanie młodzieży nauki na krótko przed końcem gimnazjum lub szkoły średniej.
Tymczasem liczby nie pozostawiają wątpliwości - polskich dzieci w Wielkiej Brytanii przybywa. Zarówno z powodu narodzin na Wyspach, jak przyjazdu z kraju. Pod koniec 2009 roku w szkołach wszystkich londyńskich dzielnic doliczono się dokładnie 12,694 uczniów polskiego pochodzenia. Dane za rok ubiegły, które zbiera właśnie działacz polonijny Wiktor Moszczyński dopiero spływają. Statystyki z lat poprzednich pozwalają jednak przypuszczać, że znów nastąpił wzrost, co najmniej o 10%.
Czego się małolat nasłucha...
Są w Londynie szkoły, w których dzieci imigrantów stanowią połowę lub więcej wszystkich uczniów. Przybyli z całego świata, w tym z regionów gdzie trwają wojny. Pedagodzy na co dzień zmagają się z niezliczonymi problemami. Wcale nie największym z nich jest brak znajomości języka angielskiego wśród uczniów.
- Dzieci przynoszą do szkoły kłopoty i frustracje rodziców. Także stereotypy i wyłowione z dyskusji opinie. Słyszą o czym rozmawiają dorośli, kogo obwiniają za swoje niepowodzenia, w czym dopatrują się zagrożeń - mówi pracująca w szkole Polka, która jednak zastrzega anonimowość. Zaznacza jednocześnie, iż nie odnosi się to tylko do dzieci z Polski. W rodzinach żyjących, czasem od pokoleń, z zasiłków rozmawia się na temat przybyszów z Europy Wschodniej w kontekście, że będą konkurencją przy garnuszku opieki społecznej. Nastolatek o korzeniach z innego kontynentu widzi więc w nowym koledze Krzyśku winnego temu, że może nie dostać nowego iPoda. Krzysiek natomiast ma poczucie, że to jego rodzice pracują na iPoda kolegi, bo nieraz słyszał jak starsi mówili, kto tu pasie się na benefitach.
Swoje robi szok kulturowy, zagubienie w zupełnie nieznanym środowisku, w końcu także kłopoty domowe. - Nie oszukujmy się, są wśród Polaków luzacy jakich świat nie widział. Ściągnęli rodziny do domu gdzie mieszka kilkanaście osób. Dzieci nie tylko nie mają swojego pokoju, ale nawet własnego miejsca do spania - dodaje nauczycielka. Ciągły stres powoduje frustrację, która może objawiać się agresją. Z reguły, dzieci z takich rodzin trafiają do najgorszych szkół, w lepszych nie ma miejsc.
Pomogą dziecku i rodzicowi
Różnica w poziomie brytyjskich placówek oświatowych (i to na wszystkich szczeblach kształcenia) jest ogromna. Co więcej - jak twierdzi Monika Gill nauczycielka matematyki w szkole średniej dla chłopców na Fulham - zarówno w tak zwanych lepszych dzielnicach zdarzają się marne szkoły, a w mniej eleganckiej okolicy można trafić na świetną. Jednak jej zdaniem, szkoły podstawowe i średnie są generalnie dobrze przygotowane do pracy z dziećmi emigrantów. "Przerabiają to" na Wyspach już od bardzo dawna.
- Mamy niezłe programy przygotowawcze i dodatkowe lekcje języka w kilkuosobowych grypach. W szkołach są asystenci nauczycieli oddelegowani wyłącznie do pracy z uczniami mającymi trudności z językiem lub adaptacją w nowym otoczeniu. Nierzadko, asystenci chodzą wraz z uczniem na zajęcia - wyjaśnia pani Monika.
Jak dodaje, szkoły próbują aktywizować rodziców. Mają temu służyć liczne spotkania w nieformalnej atmosferze, takie jak poranne coffee morning, czy popołudniowe parents' evening, czy international evening, gdzie uczniowie prezentują historię, kulturę, a także kuchnię krajów z których pochodzą.
- Czasem jednak współpraca z rodzicami napotyka na duże opory. Gdy idzie o Polaków wcale nie jest najgorzej. Widać to zwłaszcza tam, gdzie jest polskojęzyczny nauczyciel lub asystent - uważa Monika Gill. Podkreśla, że dobrze jest również zainteresować się brytyjskim systemem edukacji, znacznie różniącym się od polskiego.
Zawsze jest jednak grupa rodziców mająca wyrobią opinię o tutejszej oświacie bez specjalnego wnikania w szczegóły, oraz prosty plan edukacyjny dla swoich pociech: "byle dzieciaki coś tam skończyły i miały jakiś papierek".
Z Londynu dla polonia.wp.pl
Robert Małolepszy