Komisja ds. Pegasusa. Marian Banaś: byłem nielegalnie inwigilowany
Członkowie senackiej komisji nadzwyczajnej ds. Pegasusa kontynuowali we wtorek prace. Ich gościem był m.in. prezes NIK Marian Banaś, który zapowiedział podjęcie pilnej kontroli doraźnej, dotyczącej nadzoru państwa nad służbami specjalnymi. Jedną z osób, które mają złożyć wyjaśnienia, ma być wicepremier Jarosław Kaczyński. - Powinien odpowiedzieć na pytania dotyczące nielegalnej, masowej inwigilacji Polek i Polaków - stwierdził Banaś.
- Nadzór nad służbami specjalnymi został powierzony premierowi oraz ministrowi Kamińskiemu. Istniejące w Polsce rozwiązania prawne w zakresie nadzoru i kontroli nad służbami nie gwarantują, że ewentualne nieprawidłowości w ich funkcjonowaniu zostaną wykryte i skorygowane - stwierdził rozpoczynając swoje wystąpienie na senackiej komisji nadzwyczajnej ds. Pegasusa obecny szef NIK Marian Banaś.
Zwrócił uwagę, że w obecnym stanie prawnym szefowie poszczególnych służb specjalnych decydują o przepływie informacji oraz zakresie nadzoru i kontroli. - To z punktu widzenia demokratycznego państwa prawa jest niedopuszczalne - ocenił Banaś.
- W wyniku kontroli wykonania budżetu państwa za rok 2017, NIK ustaliła fakt nielegalnego dofinansowania działalności CBA na kwotę 25 milionów złotych - przypomniał Banaś. - Nie udostępniono NIK w trakcie kontroli informacji, jakie oprogramowanie zostało zakupione, zasłaniając się tajemnicą - dodał.
Przypomniał, że jak wynika z kontroli NIK, w 2017 roku pan Ernest Bejda, ówczesny szef CBA, zwrócił się bezpośrednio do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry z wnioskiem o przekazanie ustalonej kwoty. - Kolejny wniosek szef CBA skierował w listopadzie 2017 roku i zawnioskował o wypłatę drugiej transzy - mówił Banaś, relacjonując wnioski z kontroli NIK. Przywoływał umowy i dokumenty, które wcześniej prezentował również Krzysztof Kwiatkowski. Podkreślił również rolę firmy Matic, która pośredniczyła w zakupie systemu.
Banaś wyliczył dokumenty niejawne w tej sprawie, które będzie mógł przedstawić senatorom na utajnionym posiedzeniu komisji.
Marian Banaś: padłem ofiarą nielegalnej inwigilacji
Szef NIK podkreślił, że jego zdaniem, obecne przepisy uniemożliwiają NIK kontrolę niektórych działań służb. Dodał, że wielokrotnie Izba zwracała na to uwagę. Jego zdaniem NIK posiada obecnie środki i kompetencje do takiej kontroli, lecz wymagana jest zmiana przepisów.
- Obecna sytuacja prawna i faktyczna sprawia, że ofiarą nielegalnej inwigilacji może być każdy. Przykładem jest wniosek o uchylenie mi immunitetu. Chociaż nadal posiadam immunitet, wniosek zawiera fragmenty tendencyjnie cytowanych fragmentów z mojej skrzynki mailowej - stwierdził w oświadczeniu Marian Banaś.
Senator Michał Kamiński zapytał, czy Banaś uważa, że padł ofiarą nielegalnej inwigilacji? - Tak, tak uważam - odparł prezes NIK.
Banaś relacjonuje, że w 2017 r. w jego remontowany mieszkaniu odkryto kable służące do podsłuchu. - W 2018 roku podjęto próbę włamania się do mojego prywatnego telefonu, by przejąć z niego wszelkie treści - stwierdził.
- Przykłady inwigilacji mojej osoby miały miejsce również później. Podejrzewam, że do dzisiaj służby nad tym pracują. Jest w zarzutach powołana cząstkowa informacja z moich maili z 2020 roku - stwierdził Banaś.
- Uważam, że cała akcja przeprowadzana przeciw mnie, zmierza do tego, by pozbawić mnie funkcji prezesa i by na moim miejscu znalazł się wygodny dla władzy komisarz polityczny - dodał prezes NIK.
Banaś poinformował, że powiadomił w tej sprawie prokuraturę, ale do dziś nie dostał informacji, co się dalej stało. Podejrzewa, że śledztwo zostało umorzone.
Banaś: wyjaśnienia powinien złożyć Jarosław Kaczyński
Senator Rybicki zapytał, dlaczego zdaniem prezesa NIK służby ukrywały zakup Pegasusa.
- Chodzi o to, żeby służby w każdej chwili mogły kontrolować każdego i zostawało to w ich wiadomości - odparł Banaś. Dodał, że dziś wystarczy postawić komuś zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i już można prowadzić jego inwigilację.
- Mając na uwadze ostatnie wydarzenia, po głębokiej analizie dokumentów, podjąłem decyzję o wszczęciu pilnej kontroli doraźnej dotyczącej nadzoru państwa nad służbami specjalnymi - poinformował Banaś pytany przez senatora Rybickiego, czy planuje jakąś dodatkową kontrolę w tej sprawie.
- Wyjaśnienia powinien złożyć wicepremier ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński - stwierdził Banaś. - Uważam, że powinien stawić się przed kontrolerami, w siedzibie NIK i złożyć obszerne zeznania jako świadek, pod rygorem odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań. Wicepremier ds. bezpieczeństwa państwa powinien odpowiedzieć na pytania dotyczące nielegalnej, masowej inwigilacji Polek i Polaków - dodał Banaś.
Banaś: każdy, kto jest wezwany przez NIK, powinien się stawić
Senator Michał Kamiński dopytywał o doraźną kontrolę, którą zapowiedział Banaś. - Czego będzie dotyczyć? - zapytał.
- Chodzi o nadzór nad służbami specjalnymi, czy był właściwie wykonywany - stwierdził prezes NIK. - Sprawa będzie dotyczyć także Pegasusa - dodał.
Dopytywany przez senatora Rybickiego, czy jeśli Kaczyński zostanie wezwany do NIK, to będzie musiał się stawić, odparł: "Zgodnie z prawem każdy, kto jest wezwany przez NIK, powinien się stawić na wezwanie kontrolujących".
Mamy "grupę trzymającą służby"? Banaś: taką tezę możemy postawić
Kamiński zapytał o to, czemu PiS wysunął jego kandydaturę na prezesa NIK, a z drugiej strony służby próbowali go inwigilować.
- Uważam, że Mariusz Kamiński i jego poplecznicy chcieli domknąć system kontroli państwowej nad służbami i rządem. Jako koordynator służb specjalnych Kamiński ma w rękawie wszystkie asy. A NIK ma prawo do kontroli służb specjalnych. Oczekiwano, że na fotelu prezesa usiądzie człowiek posłuszny. A ja się na to nie zgodziłem. Więc trzeba było mnie skompromitować na podstawie spreparowanego materiału dowodowego - odparł prezes NIK.
Senator Rybicki zwrócił uwagę na fakt, że eksperci Citizen Lab zwrócili uwagę, że "Orzeł Biały" czyli operator systemu Pegasus w Polsce, stosował to narzędzie - w przeciwieństwie do innych operatorów - do inwigilacji wewnątrz kraju. - Czy można wysnuć wniosek, że zakupiono to narzędzie, do tego, żeby używać wewnątrz kraju w sposób, który nie podlega kontroli, żeby podsłuchiwać osoby także wewnątrz władzy? - pytał senator Rybicki.
Banaś odparł, że mamy przykłady, że tak robiono. Ponownie zwrócił też uwagę, że nie ma odpowiedniej kontroli nad służbami i każdy może być inwigilowany.
Senator Kamiński zwrócił uwagę, że z tego, co mówi prezes NIK wynika, że w Polsce jest "grupa trzymająca służby", która jest niezależna nawet wobec obozu władzy.
- Taką tezę możemy tutaj postawić. Pewna grupa dysponuje instrumentem, który może być groźny i dla ludzi z obozu władzy, i dla opozycji, i dla zwykłego obywatela - odparł Marian Banaś.
Po wysłuchaniu Mariana Banasia komisja zakończyła posiedzenie. Jej przewodniczący senator Marcin Bosacki zapowiedział, że wznowi je w środę o godz. 10.30. Gościem komisji ma być m.in. senator Krzysztof Brejza.
Kwiatkowski o ustaleniach kontroli NIK
- Dzisiaj kontynuujemy badanie pierwszego celu, który Senat postawił przed komisją, czyli ustalenia, co się stało. Czy w Polsce był używany Pegasus? W jaki sposób był używany? W jaki sposób służby specjalne go nabyły? - poinformował na początku pierwszej części posiedzenia przewodniczący komisji senator Marcin Bosacki.
Przedstawiając sylwetki zaproszonych gości, Bosacki podkreślił, że to właśnie za czasów prezesury Krzysztofa Kwiatkowskiego "NIK ujawnił przekazanie pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości do CBA".
Pierwsze pytanie przewodniczącego komisji dotyczyło okoliczności odnalezienia przez NIK materiałów dotyczących zakupu systemu inwigilacji.
Zanim były szef NIK przystąpił do odpowiadania na pytania, poinformował, że zarówno on, jak i Marek Bieńkowski, zostali zwolnieni przez prezesa NIK z tajemnicy kontrolerskiej. - Będziemy mogli w pełni odpowiedzieć na państwa pytania - dodał.
- Przeprowadziliśmy kontrolę wykonania budżetu państwa za rok 2017. Ta kontrola została przeprowadzona na początku 2018 roku. Stwierdziliśmy, że środki z Funduszu Sprawiedliwości nie mogły zostać przekazane CBA, bo zgodnie z ustawą CBA jego działalność jest finansowana wyłącznie z budżetu państwa, a środki państwowego funduszu celowego nie są takimi środkami - mówił Kwiatkowski. - Zmiana ustawy o Funduszu Sprawiedliwości nie zmieniła ustawy o służbach specjalnych, ustawy o CBA, ustawy o finansach publicznych. A to w tych ustawach jest to ograniczenie - dodał.
Kwiatkowski pokazuje fakturę
- Czy do przekazania tych środków doszło? Chciałbym pokazać kopię z rachunku NBP, która poświadcza, że doszło do przelewów środków finansowych z Ministerstwa Sprawiedliwości na rachunek CBA z opisem, że była to realizacja umowy zawartej między Funduszem Sprawiedliwości a CBA - mówił były szef NIK, pokazując dokument.
- Opis tej faktury nie pozostawia wątpliwości. Stanowi, że faktura stanowi realizację i potwierdzenie zakupu środków techniki specjalnej, służących do wykrywania i zapobiegania przestępczości - dodał. Zauważył przy tym, że nie pada nazwa Pegasus, a jego zdaniem nazwę systemu próbowano świadomie ukryć. Poinformował też, że pod fakturą podpisali się Daniel Art, dyrektor biura finansów CBA oraz Ernest Bejda, szef CBA.
Kwiatkowski pokazał również dokument, z którego wynika, że na system "służący do wykrywania i zapobiegania przestępczości" wydano 25 mln zł. - To nie był cały koszt zakupu tego systemu. To, że kontrolerom NIK udało się wychwycić ten zakup, jest efektem tego, że CBA przekazało potwierdzenie, poinformowało o wykorzystaniu i zrealizowaniu umowy z Funduszem Sprawiedliwości - mówił senator Kwiatkowski.
Bieńkowski: totalne zaprzeczanie naszych ustaleń
Kwiatkowski, pytany był także o rolę Marka Bieńkowskiego, doradcy w Departamencie Administracji Publicznej NIK, w tej sprawie. Przyznał, że była kluczowa, bo "nadzorował tę kontrolę, wspierał kontrolerów".
- Potraktowaliśmy to jako sprawę ustrojową. Nie może być tak, by od szefa CBA zależało, że budżet tej formacji będzie wzmocniony przez środki publiczne niezgodnie z ustawą - mówił Bieńkowski.
Bieńkowski poinformował, że podczas kontroli doprowadził do spotkania z ówczesnym szefem CBA i dyrektorem biura finansów CBA. - Przedstawiliśmy nasze ustalenia i wnioski. Od tego spotkania mamy jedno totalne zaprzeczanie naszych ustaleń - stwierdził.
Kwiatkowski: to była bardzo trudna kontrola
Senator Sławomir Rybicki zapytał gości o to, jak układała się współpraca między kontrolerami a CBA i ministrem sprawiedliwości.
- Ja muszę powiedzieć, że to była bardzo trudna kontrola. Bo nigdy w przeszłości NIK nie zdarzyło się, żeby wykazać, że ktoś, łamiąc prawo, wykorzystywał środki publiczne na zakup sprzętu do inwigilowania - stwierdził Kwiatkowski.
Były prezes NIK stwierdził, że o transakcji poinformowani byli najwyżsi urzędnicy. Przedstawił kolejny dokument: pismo szefa CBA Ernesta Bejdy do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. - Czytamy: "nawiązując do wcześniejszych ustaleń zwracam się z wnioskiem o przekazanie uzgodnionej kwoty w celu realizacji zadania zakupu środków techniki specjalnej do zapobiegania i wykrywania przestępczości" - zacytował jego fragment Kwiatkowski. Dodał, że pismo to zawierało adnotację, że zostało przekazane do wiadomości Mariusza Kamińskiego, który odpowiedzialny jest za działanie służb specjalnych w Polsce.
- W trakcie przekazywania środków próbowano także doprowadzić do tego, że decyzja ta miała uzyskać autoryzację Ministerstwa Finansów. W tym celu wystąpiono o zmianę planu finansowego do MF i taką decyzję w imieniu MF podpisała wiceminister Czerwińska - mówił były szef NIK.
Kwiatkowski przypomniał, że zastrzeżenia organów, które były kontrolowane, zostały odrzucone przez Kolegium NIK, które składa się z 19 osób, które są ekspertami.
NIK złożył zawiadomienie, odmówiono wszczęcie postępowania
Senator Gabriela Morawska-Stanecka pytała o konkretne działania NIK, jakie zostały podjęte w związku z kontrolą.
Kwiatkowski przypomniał, że NIK złożył zawiadomienie, że w wyniku kontroli ujawniono naruszenie dyscypliny finansów publicznych. Dotyczyło ono pisma Michała Wosia, który podjął decyzję o przekazaniu 25 mln zł CBA na zadanie inne niż wynikało z upoważnienia dla niego i co było złamaniem zasady o finansowaniu CBA.
- Mam kopię wniosku do pana Macieja Strójwąsa, rzecznika dyscypliny finansów publicznych przy szefie kancelarii premiera. Ten wniosek został skierowany w lipcu 2018 roku - poinformował Kwiatkowski. Dodał, że otrzymali informację o odmowie wszczęcia postępowania w tej sprawie.
- Oczywiście się nie zgodziliśmy z tą decyzją. W listopadzie 2018 roku złożyliśmy zażalenie. To zażalenie zgodnie z procedurą złożyliśmy do głównego rzecznika dyscypliny finansów publicznych, którym był pan Leszek Skiba, obecny wiceminister finansów - mówił były szef NIK.
- Decyzja w tym zakresie była podejmowana prawie dwa lata. Decyzja została podjęta dopiero we wrześniu 2020 r. - informuje senator, który dodał, że decyzję tę wydał Piotr Patkowski, ówczesny wiceminister finansów. Po raz kolejny odmówiono wszczęcia postępowania w sprawie CBA. Jak zauważył Kwiatkowski, wiceminister "swoimi stwierdzeniami potwierdził naruszenie przepisów prawa", jednak stwierdził "znikomą szkodliwość dla środków publicznych".
Bieńkowski: robimy swoje
Senator Jacek Bury zapytał, czy kontrolerzy spotkali się z jakimiś innymi działaniami w reakcji na ich kontrolę. Marek Bieńkowski odparł, że kontrolerzy NIK są przyzwyczajeni do negowania przez kontrolowanych ich ustaleń. - Podchodzimy do tego tak, że robimy swoje - stwierdził.
Krzysztof Kwiatkowski poinformował, że zastrzeżenia co do kontroli złożyło Ministerstwo Sprawiedliwości. Zostały one rozpatrzone i odrzucone przez Kolegium NIK. Uznano, że gdyby ustawodawca chciał, aby CBA mogło być wspierane środkami z funduszów celowych, to zawarte byłoby to w ustawie, tak jak jest np. w przypadku policji.
- Nikt nie pomyślał, że z Funduszu Sprawiedliwości, przeznaczonego dla osób pokrzywdzonych przez przestępców, będą finansowane służby specjalne - ocenił senator Kwiatkowski.
- Zwróćcie państwo uwagę na fakt, że gdyby nie to, że pieniądze zostały przekazane z Funduszu Sprawiedliwości, gdzie istniał prawny obowiązek udokumentowania, to obywatele nigdy by się nie dowiedzieli o tym zakupie - zauważył senator Kwiatkowski. Dodał, że na dokumentach posiadających państwowe klauzule są podpisy, których nie ma na dokumentach jawnych. Jego zdaniem senatorowie powinni się z nimi zapoznać podczas niejawnego posiedzenia komisji.
Senator Rybicki zgłosił wniosek, aby jedno z posiedzeń komisji odbyło się w trybie niejawnym. Pojawił się on po tym, jak Marek Bieńkowski przypomniał, że część dokumentów w omawianej sprawie objętych jest klauzulą niejawności. - Materiały dotyczące Ministerstwa Sprawiedliwości i Funduszu Sprawiedliwości są jawne, te dotyczące CBA już nie, w związku tym ja też nie mogę o nich mówić - mówił Bieńkowski.
Przewodniczący komisji Marcin Bosacki, po uzyskaniu zgody członków komisji, podjął decyzję, że jedno z przyszłych posiedzeń komisji odbędzie się w trybie niejawnym.
Bieńkowski: można było kupić Pegasusa bez takich karkołomnych łamańców
- Czy istniała przeszkoda prawna lub inna, aby państwo polskie weszło w posiadanie tej broni zupełnie legalnie, bez tego typu zabiegów, którymi dziś jesteśmy świadkami? - zapytał senator Michał Kamiński. - Czy byłby problem, gdyby o taki zakup poprosiła Agencja Wywiadu? - dopytywał.
- Nie ma przeszkód formalnych, żeby dokonać zakupu środków techniki operacyjnej. Fundusz operacyjny ma charakter tajny i nie stosuje się zasady o zamówieniach publicznych. Nie mam więc powodów, aby dokonywać takich karkołomnych zabiegów, aby dokonać zakupu. Ta kwota 25 mln zł to prawie 10 proc. wydatków CBA - mówił Bieńkowski. - Nie ma więc żadnych formalnych przesłanek, by dokonywać takiego zakupu, przeprowadzając takie karkołomne łamańce, w dodatku z naruszeniem prawa - dodał.
- To by wskazywało, że cała operacja miała na celu ukrycie tego przed częścią ludzi w samym rządzie. Gdyby robiono to w sposób legalny, to musiałby wiedzieć o tym premier - ocenił Kamiński. Podobne zdanie wyraził szef komisji Marcin Biernacki.
Senator Marek Borowski zapytał, czy NIK podczas kontroli natrafił na jakikolwiek ślad, że informacja o zwiększeniu budżetu CBA była przekazana komisji ds. służb specjalnych.
- Gdyby nie kontrola NIK, to instytucje państwowe nie byłyby świadome tej transakcji, bo nie były o tym informowane - stwierdził Bieńkowski.
Po podsumowaniu pierwszej części posiedzenia przewodniczący komisji ogłosił przerwę do 12.35. Po niej wystąpił kolejny gość: obecny szef NIK Marian Banaś.
Ekspert Citizen Lab: bardzo aktywny użytkownik w Polsce
W poniedziałek senacka komisja ds. Pegasusa wysłuchała ekspertów z The Citizen Lab na Uniwersytecie w Toronto - Johna Scotta Railtona i dr Billa Marczaka.
Przewodniczący komisji senator Marcin Bosacki pytał ekspertów, jak to się stało, że grupa badawcza zajęła się wykorzystywaniem programu Pegasus w Polsce. John Scott-Railton poinformował, że ich praca nad Pegasusem w Citizen Lab rozpoczęła się w 2016 r. i od tego czasu przeprowadzono tam dziesiątki śledztw dotyczących wykorzystania tego oprogramowania. Zauważył, że w raporcie Citizen Lab z 2018 r. znalazła się informacja o bardzo aktywnym użytkowniku Pegasusa w Polsce. Dodał, że jedną z osób, wobec której miał być używany Pegasus, była prokurator Ewa Wrzosek.
"Sprawa ma unikalny charakter"
- Ta uwaga była dla nas bardzo ważna, ponieważ do tej pory byliśmy przyzwyczajeni do tego, że takie przypadki zdarzają się w dyktaturach. Ale zastanowiliśmy się, dlaczego w Polsce dzieje się coś takiego, kiedy celem takiego oprogramowani szpiegującego jest prokurator. Od tego rozpoczęło się postępowanie przez nas prowadzone dotyczące użycia Pegasusa w Polsce - mówił Scott-Railton. Dodał też, że sprawa użycia tego systemu w Polsce ma unikalny charakter ze względu na intensywność ataków.
Komisja miała wysłuchać także prof. Jerzego Kosińskiego z Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni - dyrektora Morskiego Centrum Cyberbezpieczeństwa. Jednak jak poinformował przewodniczący Komisji, senator Marcin Bosacki "dwie godziny przed rozpoczęciem posiedzenia ekspert został przekonany, żeby nie składać wyjaśnień".
Afera Pegasusa. Wrzosek, Giertych i Brejza wśród inwigilowanych
20 grudnia amerykańska agencja prasowa Associated Press poinformowała, że grupa badawcza Citizen Lab, działająca przy Uniwersytecie w Toronto, ustaliła, że mecenas Roman Giertych i prokurator Ewa Wrzosek padli ofiarami inwigilacji przy pomocy opracowanego przez izraelską spółkę NSO oprogramowania Pegasus.
Kilka dni później ta sama agencja poinformowała, że zhakowano także telefon senatora Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Brejza. Jego aparat był atakowany 33 razy. Do szpiegowania miało dochodzić od 26 kwietnia do 23 października 2019 roku. W tym czasie polityk pełnił m.in. funkcję szefa sztabu wyborczego Platformy Obywatelskiej.
Opozycja zażądała powołania sejmowej komisji śledczej, która wyjaśniłaby sprawę inwigilowania przy pomocy systemu Pegasus. Szanse na jej powołanie są jednak nikłe.
Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro oświadczył, że "nie widzi żadnych powodów", dla których miałaby powstać komisja śledcza w sprawie pojawiających się doniesień o Pegasusie. - Stosowanie tego rodzaju środków zawsze ma zastosowanie w związku z decyzjami właściwych organów, w tym ostatecznie niezawisłego sądu - tłumaczył polityk.
Senat, w którym większość ma opozycja, podjął decyzję o powołaniu komisji nadzwyczajnej ds. wyjaśnienia przypadków nielegalnej inwigilacji, ich wpływu na wybory parlamentarne w 2019 r. oraz reformy służb specjalnych. Komisja ta, w przeciwieństwie do komisji sejmowej, nie ma jednak uprawnień śledczych.
W senackiej komisji zasiadają tylko przedstawiciele opozycji. PiS nie zgłosił swoich kandydatów.