Kłopotliwy dokument ws. migrantów. Centrala PiS interweniuje w MSZ. Będą konsekwencje?
Okazuje się, że PiS w temacie polityki migracyjnej również popełnia poważne wizerunkowe wpadki. Jeden z politycznych pożarów musi właśnie gasić Nowogrodzka.
04.07.2023 | aktual.: 05.07.2023 20:35
Jak dowiaduje się Wirtualna Polska, decyzja o rezygnacji z prac nad rządowym rozporządzeniem, które miało ułatwić sprowadzenie migrantów z Azji i Bliskiego Wschodu, zapadła w centrali PiS przy Nowogrodzkiej.
O sprawie - wedle naszych informacji - dyskutowano nie tylko w kierownictwie PiS, ale także wśród koalicjantów oraz w sztabie wyborczym. - Uznano to za problem, za kukułcze jajo - twierdzą nasi rozmówcy z obozu władzy.
Dodają, że "centrala z tego powodu była mocno zdenerwowana" - zwłaszcza, że temat został szybko podchwycony i wykorzystany przez największego rywala PiS, czyli Koalicję Obywatelską.
- MSZ dało ciała. Ktoś z rządu jest za to odpowiedzialny i powinien ponieść konsekwencje - słyszymy od jednego z rozmówców Wirtualnej Polski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Migranci orężem politycznym opozycji. "To przekaz do wyborców PiS"
O tym, że rząd odpuszcza pracę nad kontrowersyjnym rozporządzeniem, jako pierwszy poinformował "Dziennik Gazeta Prawna". Chodzi o projekt będący w uzgodnieniach od 19 czerwca, który stał się głośnym tematem w weekend (szczegółowo omawialiśmy go w Wirtualnej Polsce).
Projekt rozporządzenia MSZ dotyczył państw, w których cudzoziemcy mogą składać wnioski o wydanie wizy przez ministra właściwego ds. zagranicznych. W uproszczeniu rozwiązanie, nad którym pracował rząd, dotyczyło rozszerzenia o 20 grupy państw, których obywatele mogli liczyć na rozpatrzenie ich wniosków o wizy nie przez konsulów, ale przez urzędników MSZ (to była kluczowa zmiana). Chodzi o takie kraje jak: Pakistan, Arabia Saudyjska, Azerbejdżan, Filipiny, Indie, Kuwejt czy Turcja.
Autorzy rozporządzenia tłumaczyli, że jest ono wynikiem "rosnącego zainteresowania uzyskaniem wizy, potrzeby polskiego rynku pracy, a jednocześnie braku zwiększenia zatrudnienia w urzędach konsularnych i tym samym zapewnienia sprawnej obsługi wizowej", co "wymusiło poszukiwanie innych rozwiązań".
Projekt rozporządzenia wyciekł do przestrzeni publicznej. Natychmiast wykorzystała to opozycja, twierdząc, że to dobitny dowód na "hipokryzję PiS". - Grzmią, że nie chcą wpuszczać migrantów, a sami jeszcze szerzej otwierają dla nich granice. To jest właśnie ta nieudolność i hipokryzja - mówili politycy PO.
Sekretarz generalny tej partii Marcin Kierwiński stwierdził, że rząd PiS nie radzi sobie z tempem realizacji wniosków, więc postanowił "wypchnąć" część obowiązków na zewnątrz, dzięki czemu mógłby przyjąć więcej ludzi do Polski. - Proces wydawania wiz miał być poza kontrolą - stwierdził polityk Platformy. I postanowił wraz z rzecznikiem Janem Grabcem przeprowadzić w związku z tym kontrolę w MSZ.
Lider PO Donald Tusk nagrał nawet krótki filmik na ten temat. Spot miał milionowe zasięgi w mediach społecznościowych i nie tylko.
PO jest zadowolona z takiego obrotu sprawy - mimo że Tusk przez sporą część liberalnych środowisk został uznany jako polityk "licytujący się z PiS na ksenofobię" (pisaliśmy o tym TUTAJ). - Film miał dotrzeć przede wszystkim do zwolenników PiS i pokazać im, że ich partia działa po omacku, jak kompletni amatorzy i po prostu kłamcy. Ci wyborcy mogą dziś poczuć się zdezorientowani, no bo jak to: PiS otwiera kraj przed migrantami? - tłumaczy nam sztabowiec Platformy.
Centrala PiS wystraszyła się strat wizerunkowych
PiS zdało sobie sprawę z wizerunkowego zagrożenia. - Musieliśmy działać. Ludzie zaczynali być wściekli, kierownictwo koalicji również. Do rządu musiało szybko pójść polecenie, żeby natychmiast się z tego rozporządzenia wycofać - tłumaczy nasz rozmówca z obozu władzy.
Inny informator dodaje: - Ktoś powinien ponieść za to konsekwencje. Przecież wiadomo było, że opozycja, która przecież ma zerową wiarygodność w temacie migrantów, tę sprawę wykorzysta. Nie można na takie wpadki pozwalać w kampanii.
Jeszcze w niedzielę minister w KPRM Łukasz Schreiber zachwalał rozporządzenie, jako przykład "świadomej i odpowiedzialnej polityki przyjmowania ludzi do pracy w legalny sposób".
Dziś rząd od rozporządzenia się odcina. - Prace nad tym rozporządzeniem zostaną wstrzymane po to, żeby nie dawać oręża PO do walki politycznej - przyznał w końcu minister ds europejskich Szymon Szynkowski vel Sęk.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski