Kim są uchodźcy na granicy? Ktoś rzucił hasło o smartfonie i markowych ubraniach
Kim są uchodźcy, którzy od kilkunastu dni koczują w Usnarzu Górnym? W niektórych mediach pojawiają się głosy, że to majętne osoby, z nowoczesnymi smartfonami, w markowych ubraniach. Inaczej wygląda to z perspektywy oficerów służb, którzy pracowali przy zatrzymywaniu uchodźców z Syrii czy Afganistanu. - Tym ludziom trzeba pomóc bez względu na ich status materialny - mówią.
Burza wokół materialnego statusu uchodźców wybuchła w mediach społecznościowych po ujawnieniu rozmowy z rolnikiem z Podlasia. Na filmie udostępnionym m.in. przez byłego posła Tomasza Jaskółę mężczyzna opowiada, że w okolicznych lasach można znaleźć wiele "fantów" pozostawionych przez nielegalnych migrantów.
Kryzys na granicy. Słowa rolnika wywołały burzę
- Ubrania się trafiają: kurtki, buty, spodnie, swetry. W stanie, że tak powiem, niczego sobie. Nike, Adidas... Ogólnie takie moje stwierdzenie jest, że oni są dobrze ubrani. Sami jesteśmy zaskoczeni. Stać ich po prostu. Buty jakby dzisiaj ze sklepu, oryginalne wszystko. Nie widać u nich za bardzo tej biedy, to chyba jest zorganizowane moim zdaniem, ktoś za to wziął pieniążki. Jak człowiek widzi w telewizji, w Rwandzie czy Somalii, to naprawdę bieda. A oni widać, że odżywieni, smartfony mają – mówił rolnik z Podlasia. A jego wypowiedzi cytują chętnie prawicowe media.
Takiemu postrzeganiu uchodźców sprzeciwiła się Jagoda Grondecka, dziennikarka "Krytyki Politycznej", która w ostatnich dniach pomagała w ewakuacji w Afganistanie i przyleciała do kraju jednym z ostatnich rządowych samolotów.
"Uchodźcy podróżują w przestrzeni, nie w czasie. W 2021 roku nie tylko ludzie z listy najbogatszych Forbesa mają smartfony. A w takiej wędrówce smartfon i power bank to must have - mapa, nowe info, kontakt z rodzinami itp." – napisała na Twitterze Grondecka.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Uchodźcy ze smartfonami. "Telefon to podstawowe wyposażenie"
W podobnym tonie wypowiada się były szef Straży Granicznej gen. Dominik Tracz.
- Jak ktoś jest zdeterminowany i rusza w podróż, która liczy w sumie tysiące kilometrów, to potrafi np. zapożyczyć się u bliskich. Wystarczy spojrzeć na kulturę islamu, w której pomaganie sobie nawzajem jest jedną z ważniejszych wartości. Wysyła się w świat kogoś, kto potrafi zarobić i utrzymać rodzinę. Z reguły wyjeżdża mężczyzna, który chce dać szansę na lepsze życie pozostałym osobom w rodzinie. Pieniądze na wyjazd można mieć też dzięki temu, że coś się sprzedało, zaoszczędziło, a najgorszym przypadku dostało pieniądze od grup przestępczych, które trzeba będzie spłacić. Ci ludzie podejmują gigantyczne ryzyko, bo wielu z nich może dostać odmowę – mówi WP były szef Straży Granicznej.
W jego opinii mówienie o kimś, że mając smartfona i markowe ubrania należy do "klasy średniej", to nadużycie.
- W Polsce podobno 1/3 również chodzi w oryginalnych, markowych ubraniach i butach. W rzeczywistości bardzo często są to podróbki z krajów arabskich. Podobnie ma się sytuacja z Irakijczykami czy Afgańczykami. Przyjeżdżają niby w drogich ciuchach, a de facto można kupić te ubrania za grosze. Oczywiście podrobione… Podobnie z telefonami. Po pierwsze, w tamtej części świata mamy mnóstwo podrabianych aparatów najnowszej generacji. Po drugie, muszą jakoś komunikować się z bliskimi. Po trzecie, przy tak długiej podróży telefon to podstawowe wyposażenie – ocenia gen. Dominik Tracz.
Przeczytaj też: Kryzys na granicy z Białorusią. Kopacz ocenia propozycję Tuska
Z jego opinią zgadza się oficer służb, który pracował na wschodniej granicy.
- Wiele razy spotkałem się z taką sytuacją, że ludzie schwytani na granicy mieli przy sobie pochowane pieniądze. Jak się opuszcza swój kraj z założeniem, że się nie wróci, to się wszystko spienięża. Kto dzisiaj odpowiedzialny politycznie powie, że ludzie uciekający z Syrii czy Afganistanu planują w krótkim czasie wrócić do swojego kraju? Do Syrii nie ma po co wracać, a w Afganistanie talibowie wysyłają podobny sygnał. Wyjeżdżając, sprzedaje się wszystko, co cenne. Dobytek życia. Trudno, żeby takie działania kwalifikowały kogoś do klasy średniej czy do rankingu Forbesa. Gdyby mieli majątki, fortuny i bardzo duże oszczędności, to zapewne wybraliby sobie inny kawałek świata i tam osiedli. Nie zapominajmy, że jak przyjeżdżają do Europy, to pieniądze wydają. Płacą za wyżywienie, za transport, za ewentualną ochronę – mówi nam oficer służb.
Włodzimierz Cimoszewicz oburzony słowami wiceszefa MSWiA. Użył dosadnego sformułowania
Jego zdaniem, jeżeli ktoś przebył tysiące kilometrów, żeby dostać się do Polski, to głównie dzięki swojej zaradności, a nie "bogactwu".
- Jeżeli zgłosi się po status uchodźcy, to przecież nie otrzyma dużych pieniędzy na utrzymanie. Nie będzie mógł kupować markowych rzeczy, żyć swobodnie, odłożyć pieniądze dla swojej rodziny i poprawić sytuację materialną. Status jedynie pozwala przetrwać. Jeśli ktoś chce poukładać sobie lepiej życie, musi szukać na nie pomysłu. Przykład? Mieszkańcy Nepalu czy Indii, którzy jeżdżą na Uberze. Ale też Wietnamczycy i Chińczycy, którzy prowadzą rzesze sklepów z odzieżą bądź barów gastronomicznych. Dla koczujących w Usnarzu Polska zapewne miała być jedynie przystankiem. Miejscem docelowym miały być Niemcy – ocenia nasz informator.
Kryzys na granicy. Trudne warunki w Usnarzu Górnym
W Usnarzu Górnym, na granicy polsko-białoruskiej, od kilkunastu dni koczuje grupa migrantów; osoby te nie są wpuszczane do Polski, granicę zabezpiecza Straż Graniczna i żołnierze. Migranci koczujący po białoruskiej stronie nie chcą wracać w głąb Białorusi. W niedzielę polskie MSZ skierowało do strony białoruskiej notę dyplomatyczną, oferując pomoc humanitarną dla migrantów.
W środę Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał decyzję dotyczącą uchodźców, którzy przebywają na granicy z Białorusią. Chodzi o postanowienie o środku tymczasowym w tej sprawie. Na mocy decyzji polski rząd ma zapewnić tym ludziom wodę, żywność, ubrania oraz opiekę medyczną, a jeśli to tylko możliwe, to również tymczasowe schronienie.
Środek tymczasowy wydany przez Trybunał w Strasburgu nie oznacza nakazu wpuszczenia migrantów na terytorium Polski, co podkreślono w jego komunikacie.
Według informacji przekazanych przez rzecznika Straży Granicznej ppor. Annę Michalską, migrantom zostały dostarczone m.in. konserwy i chleby. Jak dodała, "w grupie na sto procent nie ma żadnych dzieci". - Nie widzimy też, żeby ktoś był chory - twierdzi rzecznik SG.