Kim jest Józefa Hrynkiewicz, posłanka PiS wysyłająca lekarzy na emigrację? "Niech jadą" to cień na jej karierze
"Niech jadą". Tak miała o protestujących lekarzach wyrazić się posłanka PiS Józefa Hrynkiewicz. Te słowa za nią i za jej partią będą ciągnęły się długo, może nawet do kampanii wyborczej. Kim jest parlamentarzystka, która przysporzyła PiS takiego kłopotu? Jarosława Kaczyńskiego zna od ponad 45 lat, należy do frakcji profesorów i mówi, że nie lubi polityki. Jeszcze kilka lat temu komplementowała dziennikarza TVN i chwaliła się, że nie chodzi do Radia Maryja i TV Trwam.
Protest lekarzy rezydentów to problem wizerunkowy dla Prawa i Sprawiedliwości. Ten problem właśnie urósł do rangi giga-problemu. Wszystko za sprawą dwóch słów. "Niech jadą" rzuciła posłanka Józefa Hrynkiewicz, kiedy podczas sejmowej debaty o służbie zdrowia straszono wizją lekarzy uciekających za granicę w poszukiwaniu godnych zarobków. Partii, która wygrała wybory hasłem "Słuchać i służyć" takie wpadki szkodzą podwójnie.
Kim jest Józefa Hrynkiewicz, autorka tych słów? To znajoma Jarosława Kaczyńskiego. Jak sama mówiła poznali się w 1971 roku, pracowali razem w Międzyuczelnianym Zakładzie Badań nad Szkolnictwem Wyższym. - Ja znam zupełnie innego Jarosława, niż ten, którego kreują media. To człowiek wielkich wartości, niezłomnych zasad, nieśmiały, miły, bardzo dobrze wychowany, szarmancki wobec kobiet. Wtedy jako młodzi ludzie lubiliśmy organizować prywatki, ale on nigdy w nich nie uczestniczył, bo zawsze był zajęty sprawami bardzo ważnymi - opowiadała Hrynkiewicz rzeszowskiemu dziennikowi "Nowiny" w 2011 roku.
Spadochroniarka prezesa
Wówczas - za namową samego prezesa - pierwszy raz startowała do Sejmu. I to od razu z 1. miejsca na liście, właśnie w Rzeszowie. Jest typową polityczną spadochroniarką - nie ma nic wspólnego z regionem. - Wiem, ile jestem warta. Wiem, że nawet nie będąc stąd, można wiele dla tego regionu zdziałać - broniła się. I wyborcy w nią (albo w partyjny szyld) uwierzyli - zdobyła ponad 17 tys. głosów i mandat poselski. W Sejmie zajmuje się głównie kwestiami społecznymi i socjalnymi: emeryturami, zdrowiem czy rynkiem pracy.
To wynika z jej doświadczenia naukowego. Jest socjologiem po studiach na Uniwersytecie Warszawskim i to na tej uczelni doszła do stopnia profesora, nadanego jej przez Lecha Kaczyńskiego w 2006 roku. Poza pracą naukową od lat 90. doradzała różnym instytucjom publicznym, była też w radach nadzorczych ZUS i Polskiego Radia. Współpracowała także z Instytutem Spraw Publicznych, think tankiem kierowanym wówczas przez Lenę Kolarską-Bobińską, późniejszą minister nauki w rządzie Donalda Tuska. - Posłanka była kiedyś całkiem zwyczajnym profesorem o prawicowych poglądach. Teraz buta i arogancja - napisała Kolarska-Bobińska, w reakcji na kontrowersyjną wypowiedź.
OFE, Smoleńsk i red. Knapik
Gdy Józefa Hrynkiewicz pierwszy raz startowała do Sejmu, niemal chwaliła się tym, że nie chadza do Radia Maryja i Telewizji Trwam. Próbowała chyba dowieść, że nie jest PiS-owskim betonem. Gdy już była w Sejmie, także zaskakiwała medialnymi sympatiami. - Ja z radością zawsze patrzę na pana wyczyny dziennikarskie. Są wspaniałe. Ma pan wielki talent - mówiła do Macieja Knapika z TVN24 w styczniu 2014 roku. Dzisiaj pewnie takie słowa byłyby w PiS uznane za niedopuszczalne.
Poza zajmowaniem się OFE i bezrobociem, walczyła też z wiatrakami. I to dosłownie. - Koegzystencja ludzi i wiatraków nie jest możliwa - mówiła w 2014 roku. W poprzedniej kadencji była też wiceprzewodniczącą parlamentarnego zespołu ds. energii wiatrowej bezpiecznej dla ludzi i środowiska. Dzisiaj należy m.in. do zespołu smoleńskiego Antoniego Macierewicza. Była też w radzie naukowej II i III Konferencji Smoleńskiej (w 2013 i 2014 roku).
Przedsiębiorca jak okupant?
W tej kadencji posłanka mocno zaangażowała się w walkę "Solidarności" o wolne niedziele. - Niemiecki okupant uznał, że każdy dzień jest dobry do wyzysku, a w poprzednim ustroju zapanowała nowa świecka tradycja nieuznawania niedzieli (…). Nawet jednak naciski i represje okupantów oraz komunistów nie były tak dotkliwe jak naciski kapitalistyczne. W okresie III RP czynne są wszystkie sklepy, pazerność ich właścicieli jest wielka – mówiła w Sejmie.
"Niech jadą" to nie jedyny konflikt posłanki Hrynkiewicz z polską służbą zdrowia. W styczniu 2016 roku parlamentarzystka poskarżyła się "Super Expressowi", że przez ponad 2 godziny nie mogła dostać się do lekarzy. - Pilnie szukałam pomocy z powodu ataku alergii oraz powikłań wywołanych silnymi uczuleniami na warunki w sali plenarnej Sejmu - mówiła posłanka. Tabloid nie zostawił na posłance suchej nitki.
Sąsiadka Pawłowicz
To jeden z niewielu momentów medialnego zainteresowania Józefą Hrynkiewicz. Chciałoby się napisać, że to typowa posłanka z tylnych rzędów - merytoryczna, ale mało medialna. Jednak Hrynkiewicz siedzi w Sejmie w połowie odległości między pierwszym a ostatnim rzędem, tuż obok Krystyny Pawłowicz. Choć wydawać by się mogło, że panie mają kompletnie różne charaktery, wygląda na to, że dobrze się dogadują. Może to za przykładem Pawłowicz Hrynkiewicz postanowiła zająć się pokrzykiwaniem z ław poselskich.
Panie łączy coś jeszcze. Hrynkiewicz, podobnie jak Pawłowicz, nie założyła rodziny. Jak sama mówiła "Nowinom", po studiach pomagała utrzymać się licznemu rodzeństwu. - Potem byłam rodziną zastępczą dla syna mojej przyjaciółki, która zmarła na raka. Byłam zajęta pracą naukową, z drugiej strony musiałam zarabiać, żeby pomóc młodszemu rodzeństwu - tłumaczyła.
Niestety dla protestujących lekarzy nie miała tyle empatii i wsparcia. Po wyjściu z sali sejmowej tłumaczyła w rozmowie z TVN24, że jej słowa były efektem silnych emocji i rozgoryczenia. Przekonywała, że choć rozumie postulaty lekarzy, to nie zgadza się z ich metodami. Ale za "niech jadą" nie przeprosiła.