ŚwiatKim Dzong Un zapowiada nuklearne rozbrojenie."Nie wolno mu wierzyć"

Kim Dzong Un zapowiada nuklearne rozbrojenie."Nie wolno mu wierzyć"

Kim Dzong Un stwierdził, że chce doprowadzić do denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego. To byłby wielki przełom, ale czy można mu w ogóle wierzyć? - Absolutnie nie. Gdyby to zrobił, byłby niespełna rozumu - odpowiada WP prof. Bogdan Góralczyk.

Kim Dzong Un zapowiada nuklearne rozbrojenie."Nie wolno mu wierzyć"
Źródło zdjęć: © PAP/EPA
Oskar Górzyński

28.03.2018 | aktual.: 28.03.2018 16:18

Kiedy we wtorek zielony opancerzony pociąg z Korei Północnej dotarł do dworca w Pekinie, wielu zastanawiało się, kto nim przyjechał. Dopiero po kilku godzinach okazało się, że był to sam Kim Dzong Un, który odbył w Chinach swoją pierwszą wizytę zagraniczną od kiedy przejął władzę w 2011 roku. Wyjątkowa wizyta pociągnęła za sobą wyjątkową deklarację. Według chińskiej agencji Xinhua, północnokoreański despota zapowiedział, że "zgodnie z życzeniami swojego ojca i dziadka" będzie dążył do nuklearnego rozbrojenia.

Nie wierz nigdy Kimowi

Gdyby do tego faktycznie doszło, byłby to gigantyczny przełom i spełnienie celów niemal całej międzynarodowej społeczności. Ale jest jeden problem: w szczerość tych słów trudno wierzyć.

- Nie wolno wierzyć w te słowa. Kim na pewno nie zrezygnuje z broni jądrowej, bo to jest jego jedyna polisa ubezpieczeniowa. Gdyby to zrobił, byłby niespełna rozumu. A o to go akurat nie podejrzewam - mówi WP prof. Bogdan Góralczyk, sinolog i były ambasador w Bangkoku.

Słowom Kim Dzong Una przeczą też fakty: tego samego dnia, kiedy opancerzony pociąg z Pjongjangu jechał do Pekinu, pojawiły się zdjęcia satelitarne wskazujące na to, że w północnokoreańskim ośrodku jądrowym w Jongbjon powstał nowy reaktor atomowy, zdolny do wytwarzania plutonu.

Zobacz także: Misiewicz komentuje książkę Tomasza Piątka. "Stek bzdur i kłamstw"

Chiny odzyskują kontrolę

Nie oznacza to jednak, że wizyta Kim Dzong Una w Chinach była bez znaczenia. Wręcz przeciwnie. Zdaniem Góralczyka, spotkanie Kim Dzong Una z władcą Chin Xi Jinpingiem wyznacza nowy rozdział w sprawach Półwyspu Koreańskiego.

- To spotkanie pokazuje, że Chiny odzyskały kontrolę nad sytuacją. Wygląda na to, że autentyczne przyłączenie się Chin do międzynarodowych sankcji odniosło skutek. Chiny przykręciły kurki z ropą, wstrzymały transakcje finansowe przez chińskie banki. Pewnie były też inne sankcje, o których niekoniecznie wiemy - mówi ekspert. - To wszystko sprawiło, że Kim Dzong Un musiał się ugiąć - dodaje.
Jak wyjaśnia, ważnym sygnałem był też fakt, że tuż po spotkaniu czołowy chiński dyplomata pojechał do Seulu, aby przedstawić swoją relację i stanowisko w sprawie odbytych rozmówi. Ma to oznaczać, że Chiny "odzyskują kontrolę nad procesem". To ważne szczególnie w obliczu planowanego spotkania Kim Dzong Una z prezydentem Korei Południowej Moon Jae-Inem.

Najpierw wojna, potem rozmowy?

Ale spotkanie w Pekinie może mieć też duże znacznie dla zapowiadanego szczytu Kim - Trump. Kim chciał w ten sposób wysondować, jakie jest stanowisko swojego głównego sojusznika. Ale zdaniem byłego dyplomaty, wcale nie rokuje to dobrze na perspektywy rozmów z USA.

- Może być tak, że fakt złożenia pierwszej wizyty w Chinach administracja amerykańska potraktuje jako policzek i odwoła spotkanie. Na pewno stawia ono Waszyngton w nowej sytuacji - mówi Góralczyk. Dodaje, że ryzyko fiaska rozmów jest tym większe, że nowi czołowi przedstawiciele Trumpa - sekreatrz stanu Mike Pompeo i przede wszystkim doradca ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton - znani są jako zwolennicy twardej linii wobec reżimu w Pjongjangu.

- Bolton to ktoś, kto wyznaje filozofię "najpierw wojna, dopiero potem rozmawiamy" - mówi Góralczyk.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Donald Trumpkim dzong unxi jinping
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (198)