Kataryna: Weto Dudy to próba ratowania godności [OPINIA]
Nawet jeśli istnieją jakieś ważne i poważne merytoryczne przesłanki dla piątkowego prezydenckiego weta ustawy o działach administracji rządowej, nie mogę go traktować inaczej niż weto odwetowo-zaczepne.
08.01.2021 | aktual.: 03.03.2022 04:11
Podany w uzasadnieniu jeden z powodów - wyjęcie z resortu środowiska obszarów leśnictwa i łowiectwa, gdy "odpowiedzialność ministra właściwego za obszar leśnictwa i łowiectwa ma długą i dobrą tradycję", zupełnie mnie nie przekonuje, bo nie takie "długie i dobre tradycje" zostały przez ostatnie kilka lat złamane, żeby wierzyć, że to właśnie tym razem rząd naprawdę przegiął i na prezydenckie weto zasłużył.
Weto. Andrzej Duda ratuje godność? "Samodzielna i twarda decyzja"
Dużo bliższy prawdy wydaje się drugi podany powód - niedotrzymanie konstytucyjnych terminów, jakie prezydent ma na rozpatrzenie nowelizacji. "Określenie dnia wejścia ustawy zmieniającej w życie z pominięciem zagwarantowanego Prezydentowi w Konstytucji terminu podjęcia decyzji co do podpisania ustawy stanowi wystarczającą przesłankę do stwierdzenia, że w badanej sprawie naruszono nakaz zachowania odpowiedniej vacatio legis" - czytamy w uzasadnieniu weta.
Jaki jest prawdziwy jego powód? Otóż jest on wyłącznie godnościowy. Prawo i Sprawiedliwość kolejny raz zrobiło to, co robi od początku wspólnej z prezydentem kadencji i założyło, że jego podpis będzie tylko formalnością, więc można z góry skrócić mu czas na podejmowanie decyzji.
Ale tym razem, inaczej niż we wszystkich wcześniejszych przypadkach gdy PiS naruszał Konstytucję i potrzebował do tego współpracy prezydenta, prezydent odmówił. I jest to chyba pierwsza w tej kadencji samodzielna i twarda decyzja, co swoją drogą naprawdę źle wróży zważywszy, ile było wcześniej powodów do prezydenckiej interwencji.
Jeśli więc warto dłużej zatrzymać się nad prezydenckim wetem, to chyba wyłącznie po to, żeby się zastanowić czy jest to tylko kara za uporczywe i ostentacyjne lekceważenie go przez własną partię, czy raczej pierwsza odsłona w wybijaniu się na samodzielność i budowaniu własnej politycznej tożsamości. Jeśli to pierwsze - byłoby to całkiem zrozumiałe. Jeśli to drugie - gra, jaka się za tym kryje, musi być zbyt wyrafinowana dla mojego małego rozumku.
Weto. Dudy odgrywa się na PiS? "Lepiej późno niż wcale"
Prawo i Sprawiedliwość przez ostatnie lata upokarzało prezydenta tak często i tak boleśnie, że powinno dostać od niego po nosie dużo wcześniej i dużo boleśniej niż zablokowanie chyba niespecjalnie priorytetowej dla partii rządzącej ustawy. Może zresztą właśnie wybór tej ustawy jest nieprzypadkowy - prezydent wysyła swojej partii czytelny sygnał, ale tak, żeby jej specjalnie nie zaszkodzić. Pytanie, czy to wystarczy, żeby przypomnieć prezesowi i premierowi, że z prezydentem liczyć się nadal nie muszą, ale czasami może to zaboleć.
Jeśli w taki sposób prezydent postanowił powalczyć o godność sprawowanego przez siebie najwyższego urzędu - lepiej późno niż wcale, choć jak pisałam - traktuję to jako gest o podłożu bardziej osobistym niż państwowym. Prawdziwym testem na samodzielność będzie zachowanie prezydenta wobec spraw dla PiS-u dużo bardziej priorytetowych.
Ale może faktycznie to weto to coś więcej niż tylko odbicie sobie licznych upokorzeń ze strony własnej partii, w której już nawet politycy z trzeciego szeregu nie czują respektu przed prezydentem i dają temu publicznie wyraz, narażając go na ośmieszenie? Są nawet pewne przesłanki wskazujące, że weto to element jakiejś dłuższej gry o własną polityczną podmiotowość i budowanie nowych sojuszy ze środowiskami z różnej strony mającymi chwilowo z prezesem na pieńku.
Taką przesłanką może być choćby niedawne zgłoszenie - po terminie i w sytuacji gdy PiS swojego kandydata już wystawił - Jana Rokity na stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich. Nigdy niepraktykującego prawnika, który z walką o prawa człowieka miał ostatni raz do czynienia 30 lat temu a o którym "prezes Polski" mówił, że to człowiek, który powinien na zawsze zniknąć z polityki. Błyskawiczne poparcie, jakie tej kandydaturze udzielili "ziobryści" może wskazywać, że prezydent próbuje jakoś rozgrywać zgrzyty w koalicji. Jednak nawet jeśli tak jest i zarówno zgłoszenie Rokity, wcześniejsza inicjatywa legislacyjna ws. aborcji, czy weto są elementem większego planu, to jest mi bardzo trudno dostrzec jego sens.
Bo weto PiS będzie musiał przełknąć, ale kandydatura Rokity zostanie potraktowana tak jak wszystkie inne wcześniejsze inicjatywy prezydenta - zignorowaniem lub lekceważeniem. Trudno mi dostrzec większy sens w jednoczesnym przypominaniu swojej partii wetem, że powinna się z prezydentem liczyć i wychodzeniu z inicjatywą tak bardzo od czapy, że aż się prosi o kolejne upokarzające prezydenta przemilczenie przez własną partię. Jeśli czegoś prezydent się miał okazję nauczyć przez pierwszą kadencję, to tego, że jeśli jakaś jego samodzielna inicjatywa ma zostać przez partię poważnie potraktowana, musi mieć akceptację prezesa. Innego modelu samodzielności tutaj już nie będzie.
Autorem tekstu na WP Opinie jest Kataryna