Kamil Dąbrowa dla WP: Taśmy Kaczyńskiego pokazały, że PiS w Warszawie chodziło tylko o pieniądze
– Gdy przypominam sobie kampanię samorządową i ataki z tamtego czasu ze strony PiS i prorządowych mediów na Rafała Trzaskowskiego, myślałem, że to ataki polityczne. Że to festiwal politycznej nienawiści w mediach. A dziś się okazało, że chodziło wyłącznie o pieniądze – mówi o "taśmach Jarosława Kaczyńskiego" Kamil Dąbrowa, rzecznik prezydenta Warszawy.
Były dziennikarz i publicysta, a dziś wicedyrektor biura marketingu stołecznego ratusza, łatwo nie ma. – Biuro prasowe postawione na nogi, pracujemy dużo, bo pytań jest mnóstwo. Przepraszam, czasem nie jestem w stanie odebrać telefonu – mówi Wirtualnej Polsce.
Dąbrowa: PiS mógłby zlikwidować subwencje
Od początku tygodnia życie polityczne w Polsce zdominował jeden temat: nagrania z udziałem Jarosława Kaczyńskiego, który opowiada o budowie wieżowców w Warszawie przez kontrolowaną przez ludzi związanych z PiS słynną już spółkę Srebrna.
CZYTAJ TEŻ: Taśmy Kaczyńskiego. PiS: "Prezes od lat nie był tak osłabiony, ale to nas władzy nie pozbawi"
Kaczyński na ujawnionym przez "Gazetę Wyborczą" nagraniu odnosi się m.in. do działań władz stolicy z PO, które nie chciały i nie chcą wydać odpowiednich dokumentów – dotyczących warunków zabudowy – umożliwiających budowę wieżowców. Prezes PiS przyznaje też, że sam rozważał wystąpienie z pozwem przeciw stołecznemu ratuszowi i politykom Platformy, którzy "odgrażali się, że nigdy nie pozwolą” na budowę. Zdaniem Kaczyńskiego inwestycję da się zrealizować dopiero po wygranych przez PiS wyborach samorządowych oraz parlamentarnych. Co, jak przyznaje sam lider partii rządzącej, "będzie bardzo trudne".
Jak wiadomo, wpływy z posiadania wielkiej nieruchomości w centrum Warszawy, kontrolowanej przez ludzi PiS, "przebijają" dotacje ze skarbu państwa dla partii politycznych. PiS dzięki wieżowcom już nigdy nie musiałoby przejmować się stanem finansowym partii.
– Władze Warszawy nie blokują inwestycji, analizują i rozpatrują każdy wniosek o każdą "wu-zetkę" [warunki zabudowy - przyp. red.] – mówi WP rzecznik prezydenta Warszawy.
Jak przyznaje, ostatnia odmowa w związku ze Srebrną została wydana 5 listopada 2018 r.
– Była ona bardzo mocno uzasadniona, a odwołanie od niej było z kolei bardzo niemerytoryczne. Chodzi oczywiście o Srebrną 16. Szalenie istotne jest to, że w procesie decydowania o udzieleniu takiej zgody, bierze się pod uwagę sąsiedztwo inwestycji. Sąsiedztwo określa się jako trzykrotność szerokości działki, a szerokość w tym przypadku wynosi 50 metrów. A zatem w promieniu 150 metrów nie ma budynku – tłumaczy Kamil Dąbrowa.
– Dlatego wybory w Warszawie były tak istotne dla Prawa i Sprawiedliwości - gdyby je wygrali, byłoby dla nich dużo łatwiej budować takie inwestycje i realizować milionowe interesy – tak kulisy projektu budowy wieżowców PiS w centrum Warszawy komentuje z kolei sam Rafał Trzaskowski. Polityk tłumaczy w mediach, dlaczego stołeczny ratusz był przeciwko inwestycji. – Na początku nie było zgody, bo budynek stojący na działce był w rejestrze zabytków – mówił prezydent Warszawy. – Po drugie, budynek miał mieć 190 metrów. Jednak według architektów, w tym miejscu budowla może mieć maksymalnie 30 metrów – dodał.
– City zaczyna się w okolicach Ronda Daszyńskiego, dopiero 200 metrów od rzeczonej działki zaczynają się wyższe budynki. Wieżowce Kaczyńskiego po prostu w tym miejscu nie mogą stanąć – podkreśla Dąbrowa w rozmowie z WP.
I idzie w bardziej polityczną argumentację: – Biznes polityczny, o którym mówił Jarosław Kaczyński na ujawnionych nagraniach, taka inwestycja z hotelami, salami konferencyjnymi, garażami, wszelką komercyjną infrastrukturą, to są dochody - samego czynszu - rzędu 100 mln zł. Proszę sobie teraz wyobrazić, że PiS, będąc u władzy, likwiduje subwencje budżetowe dla partii politycznych. Bo przecież PiS - z taką inwestycją - subwencji by nie potrzebował. Ja sobie to wyobrażam – przyznaje Dąbrowa.
I dodaje: – Gdyby to Patryk Jaki wygrał wybory prezydenckie w Warszawie, nie mam wątpliwości, że wydałby zgodę na tę budowę.
Rzecznik obiecuje poprawę
To nie pierwsza "wycieczka" słowna Dąbrowy pod adresem wiceministra sprawiedliwości. Rzecznikowi Rafała Trzaskowskiego trudno pozbyć się publicystycznych zapędów.
Dąbrowa nie ogranicza się do przekazywania wyłącznie urzędowych, "suchych" komunikatów. W mediach społecznościowych do tej pory – już jako rzecznik stołecznego ratusza – używał dość osobliwych sformułowań, by odgryźć się oponentom. Bo z politykami PiS Dąbrowa ma słonności się wykłócać.
Patrykowi Jakiemu zarzucał "hejt" i "kompromitację", radnym PiS wystawiał "pały", a byłego rzecznika Ministerstwa Sportu pytał się, czy "jeszcze nawilża".
Gdy radny PiS Sebastian Kaleta zapytał go o odprawę dla zatrudnionej w ZTM byłej szefowej gabinetu Hanny Gronkiewicz-Waltz, Dąbrowa poinformował, iż odprawy nie otrzymała. Dodał przy tym: "Znowu pała, Panie Kaleta" (zwrot ten pojawiał się także w kilku innych tweetach Dąbrowy).
Rzecznik Trzaskowskiego skomentował ostatnio również słowa premiera Mateusza Morawieckiego, który stwierdził, że "rok po roku Polska jest krajem coraz bardziej liczącym się na arenie międzynarodowej". "Heheszkowiec! Myślałem, że spadnę z krzesła. Zaklęcia nic nie dają gdy rzeczywistość skrzeczy" – napisał Dąbrowa.
Komentatorzy na Twitterze nazywali rzecznika Trzaskowskiego "trollem", a w wersji łagodniej – "problemem" prezydenta stolicy, któremu po prostu nie przystoi tak pisać.
– Mimo usilnych i aroganckich zaczepek Pana Rzecznika, które nie przystoją urzędnikowi reprezentującemu urząd polskiej stolicy, konsekwentnie skupiam się na prezentowaniu faktów w języku, którym powinny posługiwać się osoby publiczne. Mimo wszystko, przykro patrzy się na inne wyskoki pana Dąbrowy typu "nawilżanie" kierowane do dziennikarzy czy komentatorów – mówi Wirtualnej Polsce radny Kaleta.
– Niedawno Rafał Trzaskowski deklarował chęć walki z mową nienawiści, a jednocześnie pozwala swojemu rzecznikowi na zwracanie się do radnych i dziennikarzy w sposób obcesowy, który zachęca do kierowanie jeszcze silniejszych inwektyw w komentarzach użytkowników mediów społecznościowych – dorzuca współpracownik wiceministra Patryka Jakiego.
Wywołany do tablicy prezydent Trzaskowski zapewnia, że Kamil Dąbrowa nie będzie już pisał na Twitterze w poetyce "nawilżania”, bo to "kompletnie nie pasuje do urzędu".
A wiceprezydent Paweł Rabiej dorzuca: – Właśnie fakt reprezentowania urzędu, który zarządza kilkumilionowym miastem jest argumentem do tego, żeby powściągliwie patrzeć, na to co się mówi i pisze. Zresztą ja też patrzę tak na siebie, bo mnie często też się zdarzają niestety tweety, których żałuję.
Czy żałuje sam Dąbrowa? Niedawno portalowi Wirtualne Media mówił, że niekoniecznie. – Nie uważam, abym przekroczył jakąkolwiek normę przyzwoitości. Jeśli uważam coś za śmieszne, głupie lub irytujące, to zamierzam to komentować – zapowiedział.
Ale dziś, w rozmowie z Wirtualną Polską. rzecznik prezydenta Warszawy zapowiada zmianę: – Nie będę tego kontynuował, wykonuję polecenia mojego szefa. Cóż, powiedziałem być może jedno słowo za dużo, taki mam temperament. Myślałem, że kiedy piszę na Twitterze, piszę do zorientowanych polityków i dziennikarzy, ale tu się "przejechałem". Przyznam, że do tej pory traktowałem moje opinie jako bardzo prywatne, wiem, że jako publicysta mogłem pozwolić na więcej. Jako rzecznik już nie. Na pewno nie będę już odpowiadał na wszystkie zaczepki radnych z PiS – zapewnia Dąbrowa.
Dodaje jednak: – Usłyszałem nawet ostatnio od kolegi dziennikarza, że w kontekście tego, co wydarzyło się w Gdańsku, moje słowa o "nawilżaniu" były słabe. Ale, ja się pytam, w jakim "kontekście"?! Pogubiliśmy się, wylewamy dziecko z kąpielą, widzimy pomieszanie z poplątaniem. Słowo "nawilżanie" to naprawdę nie jest mowa nienawiści.
Dąbrowa zapewnia, że złagodzi język, choć – jak słyszymy – jego ostry ton w stosunku do oponentów podoba się warszawskim radnym PO.
Kilka godzin po naszej rozmowe rzecznik Trzaskowskiego napisał: – "Jarosław Kaczyński wykorzystał pozycję polityczną forsując budowę wieżowca, odmówił zapłaty za wykonaną przez Birgfellnera pracę. CBA udowadnia, że nie ma w Polsce "świętych krów". Może aresztować Kaczyńskiego o 6:00 rano. Tylko, że prezes im nie otworzy, bo wtedy śpi ;)".
Mówi anonimowo radny PiS: – Widać, że facet kompletnie nie rozumie idei bycia rzecznikiem. On chyba rzeczywiście został tam zatrudniony do bycia politycznym janczarem, bo w PO się cieszą, że w końcu ktoś z nami wchodzi w zwarcie. Oni dostają od nas łomot na każdej sesji Rady Miasta, więc rzeczywiście traktują Dąbrowę jako wsparcie.
Nie zawsze jednak wicedyrektor marketingu ratusza jest wsparciem. Jak choćby wtedy, gdy myli "Brudno" z "Bródnem", a "Dworzec Wileńska" z "Dworcem Wileńskim", co zostało mu wypomnianie m.in. przez kolegę z czasów pracy w TVN (Dąbrowa później kasował i zmieniał wpisy).
Sam Dąbrowa w rozmowie z WP dorzuca, że musi chyba dodać do swojego twitterowego opisu słowo "rzecznik".
Na razie widnieje u niego tylko: "dziennikarz z wyboru, magister z filozofii, biegacz z pasji, opinie z prywatności".