Kaczyński wyprowadzi nas z Unii? Rozwodu nie będzie, ale separacja to realne zagrożenie
Na nasilenie antyunijnej retoryki w obozie PiS, opozycja odpowiedziała alarmem, że "Kaczyński wyprowadzi nas z Unii". Takiej możliwości nie ma. Całkiem realne jest za to powolne oddalanie się na peryferia Wspólnoty.
12.03.2017 | aktual.: 13.03.2017 10:57
Po dotkliwej porażce w Brukseli, Prawo i Sprawiedliwość zaczęło przekonywać opinię publiczną, że wygrało (temu służyła feta na lotnisku) oraz nadawać na antyunijnych falach. Jak na zawołanie na portalu internetowym TVP INFO pojawił się artykuł przypominający o urzędniczych absurdach, a szef tegoż portalu Dominik Zdort wprost ogłosił, że trzeba się przygotować do wyjścia z UE i zbudowania nowej wspólnoty.
W ton "Kaczyński wyprowadzi nas z Unii" uderza także opozycja. Nie po raz pierwszy zresztą - w kwietniu 2016 roku za pretekst do wszczęcia alarmu posłużyła wypowiedź posła do PE prof. Zdzisława Krasnodębskiego. W końcu Jarosław Kaczyński przeciął szkodzącą PiS-owi debatę ogłaszając, że nie ma zamiaru wyprowadzać nas z Unii. Teraz znów w szeregach opozycji, a także w niechętnych PiS mediach, pojawia się narracja o wyprowadzaniu Polski z Unii. Okładkę poświęcił temu tygodnik "Newsweek Polska".
A tuż po wyborze Tuska Kaczyński powtórzył, i będzie powtarzał, że jego partia nie wyprowadzi Polski z Unii. I nie wyprowadzi. Dlaczego? Bo Polacy to jeden z najbardziej proeuropejskich narodów. I choć Kaczyński ma skłonność do schlebiania skrajnej części swojego elektoratu, nawet za cenę utraty centrum, dzięki któremu zdobył władzę, to nie jest politycznym samobójcą.
Euroentuzjaści znad Wisły
W ciągu ostatniej dekady poparcie dla naszego członkostwa w Unii (mierzone przez CBOS) ani razu nie spadło poniżej 70 procent, a od 2013 roku poniżej 80 procent. W ostatnim badaniu wynosiło 84 proc., a przeciwników było zaledwie 10 proc. Nawet w zapatrzonym w Jarosława Kaczyńskiego elektoracie PiS stosunek ten wynosi 78 do 13. Choćby nie wiadomo jak politycy PiS i wspierające ich media zohydzali nam Unię, trudno będzie o znaczące zmiany.
Tym bardziej, że partii Jarosława Kaczyńskiego nie udaje się przekonać Polaków, że Unia ogranicza naszą suwerenność. Tuż po wyborach uważało tak 38 proc. badanych, a w lutym 2016 już o 3 punkty procentowe mniej. Wzrosła za to, i to znacząca, grupa Polaków, którzy uważają, że jest wręcz przeciwnie (z 45 proc. do 52 proc.).
Polityczne samobójstwo
Jarosław Kaczyński próbując wyprowadzić nas z Unii, skazałby swoją partię na śmierć. W dodatku najbardziej widowiskową w niemal 30-letniej historii III RP. Przegrałby, i to sromotnie, referendum, a przy okazji dał opozycji paliwo rakietowe, na którym ta mogłaby dolecieć nawet do wygranej w wyborach. Bo sprawa byłaby jasna: referendum, "tak", "nie", otwarta kampania i wyraźny podział.
A tego nie zrobi. Ale to nie oznacza, że Polska będzie przykładnym członkiem europejskiej 27 (już bez Wielkiej Brytanii). Bo bardziej na miejscu, niż lamentowanie o "rozwodzie z Unią", jest mówienie o "separacji". Przy powolnym ściąganiu Polski na peryferia UE, wszystko będzie bardziej rozmyte. Opozycji trudno będzie wskazać Polakom jeden moment, w którym będzie można uczciwie powiedzieć, że PiS wyprowadziło nas z Unii.
Waszczykowski się wygadał
A to oznacza, że takie alarmy będziemy słyszeć od przedstawicieli opozycji przy każdej okazji. Przez to z czasem stracą one swoją moc oddziaływania na opinię publiczną, spowszednieją niczym "Wiadomości". I kiedy rzeczywiście będzie trzeba bić na alarm, że kolejne mały kroczek postawi nas de facto poza Unią, nikt się już nie przejmie.
Taką strategię zasygnalizował Witold Waszczykowski w "Super Expressie". - Na pewno musimy drastycznie obniżyć poziom zaufania wobec UE. Zacząć prowadzić także politykę negatywną - deklaruje. - Funkcjonowanie Rady, to, co się w czwartek stało, dało sygnał, że będziemy oszukiwani. Konfrontowani z wielką falą szantaży, nacisków. Z budowaniem koalicji przeciwko Polsce - mówił minister.
Po kawałku
I tak Jarosław Kaczyński, który według artykułu Piotra Zaremby z 2009 roku, chciał wpisać do programu PiS unijnego prezydenta i armię, teraz będzie parł do ograniczenia zakresu integracji. W tym kontekście plany "Europy dwóch prędkości" mogłyby być wręcz na rękę PiS. Bo Unia po prostu by się od PiS odczepiła, skupiona na pogłębionej integracji twardego jądra.
Ceną za to zejście na peryferia byłoby ograniczenie strumienia z pieniędzmi. Ale i tak nie ma szans, żebyśmy w kolejnej perspektywie budżetowej dostali tyle, co w poprzednich. Poza tym, jak pokazują badania CBOS, Polacy dużo bardziej cenią udział we wspólnym rynku, niż fundusze strukturalne. Ten pierwszy aspekt członkostwa za ważniejszy uważa 72 proc. badanych, a drugi zaledwie 16 proc. Poza tym ograniczenie środków dla Polski dałoby pretekst do kolejnej fali antyunijnych komentarzy.
To już się dzieje
Zresztą obserwujemy to do jakiegoś czasu. Skuteczna okazała się kampania przeciw Komisji Europejskiej, która wszczęła kontrolę praworządności. 42 procent badanych przez CBOS uważa, że powodem decyzji była niechęć unijnych urzędników do PiS, a 35 procent, że troską o stan polskiej praworządności.
Podobnie jest ze sprawą przyjmowania uchodźców - sprzeciwia się temu ponad połowa badanych. Przeciw mechanizmowi relokacji uchodźców, którzy już są w Europie jest 67 proc. badanych. Dlatego jeśli unijni liderzy będą na to naciskać, nastroje antyunijne w Polsce mogą się wzmocnić.
Po pierwsze: edukacja
W naszym kraju wciąż silne są tendencje izolacjonistyczne, niechęć do strefy euro i negatywna ocena pogłębiania integracji - wynika z opublikowanego niedawno raportu Fundacji Batorego "Polacy wobec UE". A to oznacza, że PiS nie tylko nie straci, ale wręcz może zyskać na powolnym dystansowaniu się od Unii.
Szczególnie w młodym pokoleniu, które nie docenia swobód związanych z członkostwem w Unii bo dla nich to oczywistość. Jeśli także kolejne pokolenia wchodzące na rynek wyborczy będą przyzwyczajone do zalet Unii, a skupione na ograniczeniach płynących z członkostwa, przewaga euroentuzjastów nad eurosceptykami będzie spadała.
Nie szybko, nie dramatycznie, nie do poziomu 50 do 50, ale systematycznie i nieubłaganie. Jest tylko jeden sposób na zatrzymanie tego trendu: edukacja. I to na tym powinna się skupić opozycja i proeuropejskie media, a nie na krzyczeniu, że "Kaczyński wyprowadzi nas z Unii". Bo nie wyprowadzi. Ale ci, którzy po nim zawładną prawą stroną sceny politycznej już będą mieli taką możliwość.
Kamil Sikora dla WP Opinie