PublicystykaKacprzak: "Odłożenie na rok wyborów prezydenckich musi się zacząć opłacać Nowogrodzkiej" [OPINIA]

Kacprzak: "Odłożenie na rok wyborów prezydenckich musi się zacząć opłacać Nowogrodzkiej" [OPINIA]

Ta niby-epidemiczna-kampania wyborcza ma tylko jeden, emocjonalny a nie merytoryczny, wyraz. Ale z taką niby kampanią jest jak z wirusem. Jest nieprzewidywalna i atakuje nowymi rozdaniami znienacka. Gdy wszystko jest inne, niż znaliśmy do tej pory, to i finał może być całkowicie zaskakujący - komentuje najnowsze wydarzenia w polskiej polityce Marek Kacprzak.

Kacprzak: "Odłożenie na rok wyborów prezydenckich musi się zacząć opłacać Nowogrodzkiej" [OPINIA]
Źródło zdjęć: © PAP | PAP, Radek Pietruszka
Marek Kacprzak

20.04.2020 | aktual.: 20.04.2020 14:57

Nowa propozycja terminu wyborczego na stole. Tym razem kładzie ją Borys Budka. Wybory prezydenckie miałyby się odbyć w maju - ale za rok, w roku 2021. Po pierwszych kilku głosach, że to koncepcja rozsądna, od razu pojawiły się też te, że propozycja ma jedną zasadniczą wadę.

Otóż nie jest propozycją PiS-u - co oznacza, że i tak nie ma szans na realizację.

Zakładając, że nawet jeśli pomysł Koalicji Obywatelskiej jest dobry, to sposób jego przedstawienia, a właściwie próba narzucenia rozwiązania sprawia, że zanim pojawiła się szansa na porozumienie nowej sejmowej większości, już tej większości nie ma. Zwłaszcza, gdy w polskiej polityce pojęcie "zaufanie" już nie występuje, a każdy patrzy tylko, by nie dać się ograć. W czystość intencji nie wierzy nikt i nikomu.

Wybory prezydenckie 2020. Kidawa-Błońska znika, Budka szarżuje

Małgorzata Kidawa-Błońska od wielu dni pokazuje swoimi sprzecznymi wypowiedziami i działaniami, że nie wie czego chce. Nie wie, czy chce być prawdziwym prezydentem, czy chce, by Polacy zbojkotowali wybory, czy chce narzucić narrację, że majowe głosowanie wyborami nie będzie i dlatego wynik i tak nie ma znaczenia.

To, że Kidawa Błońska nie wie, to jedno. Drugie, że coraz więcej osób w Koalicji Obywatelskiej również nie wie, czy chce, żeby to ona ich reprezentowała. Pewnie dlatego tak wielu polityków opozycji ze sceptycyzmem przyjęło dzisiejszą propozycję Borysa Budki, nie do końca wierząc w szczerość jego intencji.

Gdyby postawa i forma kandydatki KO była spójna i jasna, to nikt by się teraz nie zastanawiał czy w propozycji przesunięcia wyborów o rok nie ma ukrytej opcji wymiany kandydata - na takiego, który Platformie bardziej rokuje.
Co z tego, że znów pojawia się ten sam przekaz, że "dziś nie jest czas, by zajmować się wyborami, by prowadzić spory polityczne", skoro nikt z tego sporu zrezygnować nie chce? Borys Budka, ogłaszając swój plan na konferencji prasowej i mówiąc, że potrzebnych jest "pięciu sprawiedliwych", stawia całą opozycję pod ścianą.

Jak widać nowy szef PO nie wyciąga wniosków ze starych błędów poprzedniego szefa, który właśnie w ten sposób pogrzebał szanse na pokonanie PiS-u w wyborach parlamentarnych, doprowadzając do rozpadu Wielkiej Zjednoczonej Opozycji.

Wybory prezydenckie 2020. Kosiniak-Kamysz czuje swoją szansę

Dziś Budka, ogłaszając swoją propozycję jako decyzję, bez choćby wstępnych zakulisowych porozumień, ustawiając się jako lider wszystkich, w efekcie obniżył rangę własnego głosu i swoich politycznych możliwości. Trudno sobie wyobrazić, że gdy lider KO ogłasza światu, że w pierwszej kolejności praktycznie dogadał się z Gowinem, to nagle Lewica i PSL temu przyklasną. Skoro publicznie traktuje się pozostałą opozycję jak maszynki do głosowania, które w swojej postawie antypisowskiej muszą zrobić to, co sobie to lider KO wymyślił.

To, że pandemia koronawirusa nie jest czasem sporów i polityki, ładnie brzmi - ale ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Lewica od momentu wejścia do Sejmu nieustannie walczy, by przejmować elektorat PO. Nie ma ani jednego powodu, by z tej walki zrezygnować, dlatego nie będzie grała tak, jak się to Budce podoba. Nawet, jeśli uznałaby tę grę za wartą zachodu.

Nie inaczej zrobi PSL. Skoro w tych dziwnych czasach Władysław Kosiniak-Kamysz coraz częściej wskazywany jest w sondażach jako ten, który może zająć drugie miejsce, a nawet wejść do drugiej tury, to na pewno nie odda takiej okazji, tylko dlatego, że dawny koalicjant tak sobie zażyczy.

Akurat co jak co, ale to trzeba Kosiniakowi przyznać, że on wie, czego chce. A chce wyjść z cienia wielkich graczy i sam stać się głównym rozgrywającym. Epidemia mu sprzyja. Nie ma powodów, by lider PSL chciał grać na przeczekanie i przekonać się, czy aby taka okazja mu nie odchodzi w siną dal. Nie ma znaczenia, że ani on, ani Kidawa Błońska, ani praktycznie żaden z innych kandydatów nie ma teraz pomysłu i wiary w to, że można przekonywać do siebie nowych wyborców.

Wybory prezydenckie 2020. Łaska suwerena na pstrym koniu jeździ

Ta niby-epidemiczna-kampania ma tylko jeden, emocjonalny a nie merytoryczny, wyraz. Zyskuje ten, komu ludzie bardziej ufają i kto jest bardziej spójny. Ale z taką niby kampanią jest jak z wirusem. Jest nieprzewidywalna i atakuje nowymi rozdaniami znienacka. Gdy wszystko jest inne, niż znaliśmy do tej pory, to i finał może być całkowicie zaskakujący.

Gra oparta na przekonaniu, że pozostała opozycja musi poprzeć to, co zaproponował Borys Budka, może i wygląda jak zagrywka pokerowa, ale Polacy już nie takie wolty i zwroty politycznych akcji widzieli. Skoro nagle mają zrozumieć ponowny mariaż Jarosława Gowina z PO, to i inne mariaże mogą zrozumieć, albo przynajmniej je zaakceptować.

Polityka nie znosi próżni. Osiemnaście głosów Porozumienia w Sejmie ani nie należy do Gowina, ani do Budki. Nie jest pewne, że wszyscy zagłosują po myśli nowego tworzącego się politycznego układu. Tak jak nie jest powiedziane, że brakujących głosów nie uda się wypełnić innymi, tymi z różnych części opozycyjnych ław.

Ten pomysł ma tylko w jednym przypadku szansę na realizację. Odłożenie na rok wyborów musi się z jakiegoś powodu zacząć opłacać ciałom decyzyjnym przy Nowogrodzkiej. W innym wypadku nie mają znaczenia nowe układanki, zaklinanie rzeczywistości, czy nazywanie wyborów pocztowymi. PiS zrobi to, co uzna za najlepsze w swoim przekonaniu. Nie bacząc na nic i na nikogo.

PiS musi tylko pamiętać o jednej ważnej rzeczy. Łaska suwerena też na pstrym koniu jeździ. Jeśli Andrzej Duda zostanie prezydentem wbrew szybko zmieniającym się i pogarszającym się z minuty na minutę nastrojom, rządzenie nie będzie ani łatwe, ani przyjemne. Polacy nieraz już pokazali, że jeśli są wkurzeni na władzę to za nic mają ustalone i narzucone im porządki. Biorą sprawy w swoje ręce nie bacząc, kto w rządzie, a kto w opozycji.

Marek Kacprzak dla WP Opinie
wybory prezydenckiewybory 2020wybory 2021
Zobacz także
Komentarze (0)