Joe Biden na łopatkach po debacie. Na ostatniej prostej wymienią kandydata?
Po słabym występie prezydenta USA Joe Bidena w telewizyjnej debacie z Donaldem Trumpem pojawiły się głosy, że jedynym ratunkiem dla Demokratów będzie zastąpienie 81-letniego polityka innym kandydatem. Według ekspertów Biden sam musiałby zrezygnować, ale na taki ruch jest już trochę za późno.
- To był żałosny spektakl w wykonaniu Joe Bidena. Wypadł bardzo słabo. Chyba sami Demokraci się nie spodziewali, że prezydent tak wypadnie. Widać było, że przygotowano go do debaty. Ale co z tego, skoro za bardzo się zawieszał. Jakbym był niezależnym wyborcą i oglądał debatę po raz pierwszy, to Biden nie przekonał mnie do niczego. Trzeba było się wysilić, by zrozumieć o co mu chodzi - mówi Wirtualnej Polsce prof. Bohdan Szklarski, politolog specjalizujący się w amerykańskiej polityce, wykładowca Collegium Civitas.
To nie był dobry wieczór w wydaniu urzędującego prezydenta USA. W pierwszej debacie przed listopadowymi wyborami prezydenckimi w USA na antenie CNN Biden gubił wątek i wypowiadał się w niezrozumiały sposób. A Donald Trump natychmiast wykorzystywał okazję do ataku. To właśnie kandydat Republikanów - jak wynika z sondażu opublikowanego przez CNN - został wyraźnym zwycięzcą debaty.
Wskazało na niego 67 proc. respondentów oglądających dyskusję. Joe Biden zyskał wskazania 33 proc. badanych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zmiana w Białym Domu? Ekspert ocenia szanse Trumpa
- Kolejne sondaże mogą być dla amerykańskiego prezydenta jeszcze bardziej bolesne. W szeregach Demokratów liczono po cichu na powtórkę z marca i wystąpienia Bidena na State of the Union. Wtedy był energiczny, uśmiechnięty i żywiołowy. W tym przypadku kompletnie to nie wyszło - mówi prof. prof. Bohdan Szklarski.
"Pomyłek było bardzo dużo"
Zdaniem Andrzeja Kohuta, amerykanisty i eksperta Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, w sztabie Donalda Trumpa panowało przekonanie, że jak zostanie przedstawiona propozycja debaty, to Joe Biden się na pewno "przewróci".
- Natomiast w sztabie Bidena wierzono, że jeśli uda się dobrze prezydenta przygotować, a on sam zaliczy podobny występ jak na State of the Union, to wtedy mielibyśmy zwrot w kampanii. Krytycy zostaliby uciszeni, a wyścig wyborczy nabrałby rozpędu. Ten kluczowy element się nie powiódł - ocenia Andrzej Kohut.
I jak podkreśla, najgorsze momenty Bidena miały miejsce, kiedy gubił wątek i mieszał pojęcia.
- Miliarderzy mylili mu się z milionerami, a I wojna z II wojną światową. Tych pomyłek było bardzo dużo. I często zapominał, co tak naprawdę chciał powiedzieć. Długo się wahał, czasami nie kończył jakiejś wypowiedzi. Wykorzystywał to Trump, który wytknął Bidenowi, że chyba sam nie wiedział, co chciał powiedzieć - komentuje amerykanista z Klubu Jagiellońskiego.
W jego ocenie, występ amerykańskiego prezydenta po prostu był bardzo słaby.
- Nie dość, że mówił przyciszonym głosem, to regularnie się potykał słownie i miał problemy ze sformułowaniem przejrzystej wypowiedzi. Co prawda widać było ślady treningu i przygotowań, ale nawet wypowiedzi, które były wytrenowane, wypadły mizernie. To dowód dużej słabości Bidena – ocenia Andrzej Kohut.
Kamala Harris za Joe Bidena?
W podobnym tonie wypowiada się prof. Bohdan Szklarski.
- Faktem jest, że Biden ma taki sposób mówienia. Mówi powolnie i niewyraźnie. Podejrzewam, że Biden jest w stanie ogarnąć szczegóły, tylko nie potrafi wyartykułować tego. Za dużo rzeczy naraz dzieje się w jego głowie - zauważa ekspert ds. amerykańskiej polityki.
Po debacie Demokraci próbują robić dobrą minę do złej gry. Bronią prezydenta, że był przeziębiony, a w ostatecznym rozrachunku wypadł lepiej merytorycznie.
81-letni prezydent nie ma jeszcze nominacji Partii Demokratycznej w zaplanowanych na 5 listopada wyborach. Wygrał prawybory, lecz kandydata nominuje krajowy komitet, który zbierze się 19-22 sierpnia w Chicago. Wśród Demokratów już pojawiły się nieoficjalne głosy wskazujące na konieczność wymiany kandydata ze względu na wiek i coraz mniejszą sprawność fizyczną urzędującego prezydenta.
- Wycofanie Bidena? Byłaby to - mimo wszystko - klęska dla Demokratów. A politycy tej partii okazaliby się samobójcami. Jeszcze gdyby mieli w zanadrzu alternatywnego kandydata, uzgodnionego wewnątrz partii, to na najbliższej konwencji Biden mógłby zrezygnować. Musiałby to zrobić sam, chociażby ze względu na podeszły wiek i zdrowie. Demokraci nie mogą ot tak z niego zrezygnować. Byłoby to niedobre dla amerykańskiej demokracji - ocenia prof. Bohdan Szklarski.
Pytany o ewentualnego kandydata-następcę Joe Bidena przyznaje, że "teoretycznie jest taka osoba" i to obecna wiceprezydent USA Kamala Harris.
- Pytanie tylko, czy ona jest politycznym asem w talii Demokratów? Odpowiedź jest stosunkowo prosta: nie, żaden wiceprezydent nigdy nie jest - podkreśla nasz rozmówca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ważne głosowanie w USA. "Zmieniono taktykę"
"Trochę późno i trochę ryzykownie"
W podobnym tonie wypowiada się Andrzej Kohut.
- Gdyby miało dojść do wymiany kandydata Demokratów, najpierw musiałaby nastąpić osobista rezygnacja Joe Bidena. Ktoś musiałby go przekonać do tego. Jeśli by się zgodził, to najprawdopodobniej do wyłonienia kandydata doszłoby na konwencji partyjnej w sierpniu. Trochę późno i trochę ryzykownie. Pytanie, czy takie ryzyko Demokratom będzie się opłacać. To będzie wiadomo w najbliższych dniach. Kiedy będzie widać realne konsekwencje debaty w kolejnych sondażach - mówi Andrzej Kohut, ekspert Klubu Jagiellońskiego.
Amerykanista zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt.
- Mimo że nie był to spektakularny występ Donalda Trumpa, to był dobrze przygotowany do debaty. I na tle Joe Bidena wypadł wyraziście. Utrzymał dyscyplinę, nie był chaotyczny, celowo wracał do swoich wypowiedzi, czasami ignorując pytania dziennikarzy. A do tego był bardziej ofensywny – mówi Andrzej Kohut.
Z kolei prof. Bohdan Szklarski zauważa, że zwolennicy Bidena mogą się pocieszać, że prezydent jest otoczony doradcami, których słucha.
- W przypadku Bidena możemy mieć nadzieje, że w kluczowych decyzjach nie będą to decyzje pojedynczego człowieka. W przypadku Trumpa tego nie wiemy. Raczej może być odwrotnie. Głos Bidena to głos Białego Domu. Głos Trumpa to głos Trumpa, a Białego Domu to być może… - puentuje ekspert.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski