Joanna Lichocka dla WP: Platforma odrabia straty
Platforma Obywatelska umie skutecznie reagować na wahnięcia poparcia. Gdy dwa tygodnie temu sondaże odnotowywały spadek popularności i rządu i Platformy Obywatelskiej, politycy PO nie siedzieli z założonymi rękami. W ciągu kilku dni wymyślili co najmniej cztery chwytliwe hasła, które miały dotrzeć do różnych grup elektoratu Platformy, które, jak pokazywały badania, pomału zaczęły odpływać.
25.09.2008 | aktual.: 25.09.2008 13:44
I tak, bodaj tylko w jednym tygodniu usłyszeliśmy, że PO chce odebrać przywileje dawnym pracownikom SB, rząd zamierza walczyć z podziemiem aborcyjnym poprzez rejestrowanie kobiet w ciąży i kontrolowanie, czy urodziły dziecko, premier Donald Tusk chce wprowadzić Polskę do strefy Euro w 2011 roku, oraz zamierza walczyć z pedofilią przy pomocy kastracji. Prócz pomysłu szybkiej zamiany złotówki na euro, który był "haczykiem" dla wyborców liberalnych i osób prowadzących działalność gospodarczą, łatwo zobaczyć, że zawierająca się w tych deklaracjach oferta była przeznaczona dla konserwatywnego i prawicowego wyborcy.
Najwyraźniej z wyliczeń spin doktorów PO wynika, że tu właśnie PO zaczęła tracić najwięcej. Ten dość logiczny wniosek polityków PO wiąże się też ze słabością lewicy. Ani SLD, ani SdPl nie są w stanie odebrać Platformie wyborców - nie mają ani atrakcyjnej oferty programowej, ani siły politycznej, która rokowałyby dobrze na przyszłość. Jest wręcz odwrotnie – z tego co wiem, z badań jakimi dysponuje SLD wynika, że wyborcom Sojuszu niemal wszystko, co robi Donald Tusk bardzo się podoba. Dlatego partia Tuska nie ma – póki co - poważnego rywala po lewej stronie.
Inaczej jest po prawej. Jak wiadomo w Polsce była bardzo duża grupa wyborców wahających się między PO i PiS. Polityczna wojna domowa, jaką zafundowali nam politycy tych partii toczy się przede wszystkim o tych wyborców. PO rzucając w ciągu ostatnich kilkunastu dni swe hasła, dotyczące byłych esbeków czy radykalnego zaostrzenia kar dla pedofilów otwarcie więc weszła na pole PiS. Przy okazji lekceważąc zupełnie fakt, że projekt ustawy odbierającej przywileje dla byłych esbeków dawno leży w Sejmie. PO nie ma najmniejszego zamiaru jednak nim się zajmować, gdyż jest to projekt PiS-u, zatem praca nad nim nie ma najmniejszego sensu – zniszczyłoby to cały efekt propagandowy, że to PO postanowiła po latach upomnieć się o sprawiedliwość.
Tymczasem odbicie jest imponujące – w dwa tygodnie Platforma odrobiła osiem procent. Nie odebrała wprawdzie wyborców PiS, które utrzymuje się na tym samym poziomie, nie odebrała też głosów innym partiom – choć być może spadek o 3% poparcia dla PSL może być dowodem na "zjadanie" mniejszego koalicjanta-przystawki. PO zapewne skusiła tych, którzy wcześniej zawiedzeni w ogóle nie chcieli iść do wyborów (spekuluję, w sondażu nie ma przewidywań dotyczących frekwencji, jeśli moja hipoteza jest prawdziwa, teraz liczba osób deklarujących udział w wyborach powinna być nieco większa niż dwa tygodnie temu). Po zasypaniu nas pomysłami, Platforma, mimo że z niektórych z nich, jak z liczenia ciąż, musiała się błyskawicznie wycofać, nie natyka się już niemal w każdej gazecie na frazę "PO nic nie robi". Efekt propagandowy został osiągnięty nad wyraz skutecznie i gładko.
Tymczasem niskie oceny Lecha Kaczyńskiego utrzymują się na tym samym poziomie. Być może to kwestia nieprzyjaznej postawy mediów wobec Pałacu Prezydenckiego – choć warto zauważyć, że naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik ogłosił, że "był dumny z prezydenta w Tbilisi" i już to samo może nieco zmiękczyć w ocenach liberalno-lewicowe media – a na pewno jest to efekt słabej umiejętności komunikowania się z wyborcami otoczenia prezydenta i jego samego. Warto jednak zauważyć lekką, pozytywną jego zmianę od momentu, gdy szefem kancelarii został Piotr Kownacki.
Tymczasem za udział w rozwiązywaniu konfliktu w Gruzji i swe zaangażowanie naprawdę na miarę męża stanu Lech Kaczyński zasługiwałby na nieco więcej pozytywnych ocen. Najwyraźniej jednak na razie Polacy chętniej chłoną to, co przynoszą im media, niż patrzą na wydarzenia samodzielnie. A jak pamiętamy, zanim odezwał się Adam Michnik, większość dziennikarzy i publicystów powtarzała za politykami PO, ze Lech Kaczyński w Tbilisi mówił za dużo i niepotrzebnie.
Doprawdy można być pod wrażeniem skuteczności machiny propagandowej, którą umie wykorzystywać Platforma, a wobec której i PiS i prezydent wydają się zupełnie bezbronni.
Joanna Lichocka, publicystka "Rzeczpospolitej, specjalnie dla Wirtualnej Polski