"Jesteśmy w totalnym szoku". Kupcy z Marywilskiej mówią o miliardowych stratach
- Jesteśmy w totalnym szoku - mówią w rozmowie z WP kupcy z Marywilskiej 44. Jedno z największych centrów handlowych w Warszawie w nocy z soboty na niedzielę stanęło w ogniu. - Tam na pewno nie będzie co zbierać, straty pójdą w miliardy złotych - słyszymy.
Centrum Handlowe Marywilska 44 spłonęło doszczętnie. W środku swoje sklepy mieli kupcy zarówno z Polski jak i Wietnamu. Jak pisaliśmy w Wirtualnej Polsce, na początku roku rozwinął się konflikt pomiędzy najemcami a zarządem spółki zarządzającej centrum.
W WP szeroko opisywała protesty, które wybuchły po kolejnej podwyżce czynszów. Kupcy żalili się, że nie stać ich na opłaty, a sprzedaż staje się nieopłacalna. Skarżyli się też na nierówne traktowanie i niekorzystne dla nich warunki najmu i zapisy w umowach.
Najemcy wypowiadali umowy
- Po protestach, części z nas udało się wynegocjować możliwość wypowiedzenia umów i zamknięcia sklepów. Ja jestem do tej pory w szoku, bo w piątek oddałam klucze i zabrałam swój towar. Jak usłyszałam dzisiaj o pożarze, to nie mogłam uwierzyć - mówi nam anonimowo jedna z osób, która prowadziła działalność na Marywilskiej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak słyszymy, kolejni przedsiębiorcy mieli również wypowiadać umowy.
- Wiem, że duża część osób miała oddać klucze pod koniec maja, reszta do końca roku. Dla wielu ten pożar to nie przypadek. Coś tu jest grubymi nićmi szyte - słyszymy od naszej rozmówczyni.
- Ludzie tam mieli towar warty tysiące. W całym centrum straty mogą sięgnąć miliardy złotych. Nie wiem, czy mieli ubezpieczenie, ale ja miałam wykupioną tylko podstawową polisę, która pewnie nie objęłaby tego zdarzenia. To będą straszne tragedie ludzkie. Bardzo współczuję wszystkim - podsumowuje.
Pożar Marywilskiej 44. Co wiemy?
Strażacy odebrali zgłoszenie o pożarze w centrum handlowym Marywilska 44 o godz. 3.30 w nocy z soboty na niedzielę. Pierwsze jednostki gaśnicze pojawiły się na miejscu już po 11 minutach od zgłoszenia.
Przyczyny pożaru wyjaśnia policja. "Policjanci skupiają się obecnie na zapewnieniu bezpieczeństwa w rejonie prowadzonej akcji gaśniczej. Rozpoczynamy także czynności zmierzające do ustalenia okoliczności powstania pożaru" - przekazała Komenda Stołeczna Policji.
"Praca naszych śledczych będzie między innymi obejmowała przesłuchanie świadków, zabezpieczenie okolicznego monitoringu, a przede wszystkim współpracę z biegłym z zakresu pożarnictwa. Na określenie dokładnej przyczyny pożaru trzeba jeszcze poczekać" - podkreślono w komunikacie.
Mogło dojść do podpalenia?
Straż pożarna nie podaje na razie oficjalnej przyczyny pożaru. Nadbryg. dr inż. Mariusz Feltynowski przyznał jednak, że mamy do czynienia z "bardzo dziwną sytuacją".
- To bardzo dziwna sytuacja, że po kilkunastu minutach pożarem była już objęta taka powierzchnia - przekazał komendant główny PSP.
Dopytywany, czy można przez to potwierdzić, że przyczyną pożaru było podpalenie - zaprzeczył. - Policja zajmuje się wyjaśnieniem przyczyn pożaru - podkreślił.
- To dopiero stwierdzą biegli. Był on być może w kilku miejscach, albo na dużej powierzchni. Być może nagromadzenie towarów wpłynęło na takie szybkie rozprzestrzenienie się ognia. Po 11 minutach - z reguły - nie jest taka wielka powierzchnia objęta ogniem. Pożar rozprzestrzeniał się jednak bardzo szybko - dodał.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski