Janik: "Walec z Luksemburga przejechał po 'reformatorach' prawa" (Opinia)
Władza wykonawcza i ustawodawcza nie może gwałcić niezależności władzy sądowniczej. Takie jest przesłanie wyroku wydanego przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
24.06.2019 15:59
Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał w poniedziałek wyrok dotyczący przymusowego przenoszenia sędziów Sądu Najwyższego w stan spoczynku i uznał polskie przepisy za niezgodne z unijnym prawem.
To orzeczenie to prestiżowa porażka rządu, który niezmiennie od lat "reformuje" polski wymiar sprawiedliwości, jednak Trybunał jak walec przejeżdża się po kolejnych efektach jego prac.
TSUE uznał, że Polska pogwałciła unijny traktat, gwarantujący prawo do skutecznej ochrony sądowej. Treść rozstrzygnięcia nie była trudna do przewidzenia - ustawa o Sądzie Najwyższym była w tak oczywisty sposób niezgodna z Konstytucją i unijnym prawem, jak to, że dwa i dwa to cztery, a z przyczyn politycznych bronił jej tylko rząd PiS.
Już wcześniej Rzecznik Generalny Trybunału zaopiniował negatywnie polskie przepisy, o ich nielegalności wypowiadała się także większość polskich prawników i organizacje pozarządowe. Orzeczenie TSUE postawiło tylko kropkę nad "i" w procesie badania zaskakujących rozwiązań, pozwalających na "hurtowe" usunięcie z Sądu Najwyższego sędziów w trakcie ich pracy (w tym I prezes SN, Małgorzaty Gersdorf).
Orzeczenie TSUE jest niczym drogowskaz
Nie ma znaczenia, że zakwestionowane przez Luksemburg przepisy zostały już przez polski parlament zmienione i że sędziowie (początkowo usunięci) wrócili jakiś czas temu do pracy. Komisja Europejska słusznie nie wycofała z Trybunału swojej skargi - każde orzeczenie dotyczące takich kwestii jak praworządność i wymiar sprawiedliwości państw członkowskich jest bardzo potrzebne.
Poniedziałkowy wyrok będzie niczym drogowskaz, wskazujący jak nie postępować z trzecią władzą i może stanowić nauczkę dla polskiego rządu, a jednocześnie wskazówkę dla rządów innych państw Unii.
Choć orzeczenie TSUE rzeczywiście ma w tym momencie wymiar jedynie symboliczny, to tej symboliki nie wolno lekceważyć. Wydawać się może, że luksemburski trybunał to abstrakcyjny byt, położony nie wiadomo gdzie i zajmujący się nie wiadomo czym, którego głównym zajęciem jest wkładanie z czystej złośliwości kija w szprychy polskiemu rządowi.
A jednak, w czasie, gdy Trybunał Konstytucyjny nie pełni swojej podstawowej funkcji, gdy Sąd Najwyższy jest obsadzany kolejnymi "sędziami", gdy sędziowie sądów powszechnych (jak np. Igor Tuleya) są szykanowani za spełnianie swoich obowiązków, to luksemburski sąd jest ostatnią instytucją, która może w pełni niezawiśle badać, czy polskie ustawy są zgodne z prawem.
I Trybunał z tego prawa korzysta - jest jak sumienie polskiej demokracji i praworządności, choć położone daleko poza granicami kraju.
Zanegowane przez Trybunał przepisy naruszały zasadę niezawisłości sędziowskiej, ponieważ pozwalały na usunięcie z urzędu sędziów w trakcie ich pracy poprzez skrócenie wieku przechodzenia w stan spoczynku.
Choć krytyka przepisów dotyczyła także kwestii uprawnień emerytalnych sędziów czy nierównego traktowania sędziów kobiet i mężczyzn, to jednak problem był dużo głębszy. W rzeczywistości chodziło o to, jak daleko władza ustawodawcza i wykonawcza mogą ingerować w ustrój i funkcjonowanie trzeciej władzy, która musi być, zgodnie z polską Konstytucją, niezależna i odrębna od innych władz.
Przed nami kolejne orzeczenia
Oczywiście stan spoczynku może zostać przez polski parlament uregulowany w sposób inny niż dotychczas, ale może to dotyczyć tylko nowych sędziów. Zmiany takie nie mogą działać wstecz i odnosić się do sędziów piastujących już swoje stanowiska. Rugowanie sędziów z urzędu w trakcie służby budzi najgorsze skojarzenia i jest nie do obrony w demokratycznym państwie prawa, którym Polska powinna być (bo nie do końca wiadomo, czy jeszcze jest).
Sprawa, która dzisiaj się zakończyła, to tylko jedno z wielu postępowań dotyczących Polski, rozpatrywanych obecnie przez TSUE.
Przed nami choćby orzeczenia w sprawie legalności Krajowej Rady Sądownictwa czy odpowiedzialności dyscyplinarnej polskich sędziów.
Również wynik tych spraw jest łatwy do przewidzenia.
Chciałbym wierzyć, że zastopują one rząd przed wcielaniem w życie kolejnych pomysłów na zmiany w wymiarze sprawiedliwości.
Chciałbym w to wierzyć, ale dotychczasowa praktyka pokazuje, że może być zgoła inaczej.
Tomasz Janik - adwokat, członek Pomorskiej Izby Adwokackiej w Gdańsku, doktorant Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. Prowadzi kancelarię adwokacką w Gdyni.