"Niemcy odbierali Żydom wszystko"
Wszyscy przebywający w obozie pochodzili z warszawskiego getta. "Pozwolono im zabrać ze sobą po pięć kilo bagażu. Większość brała jedzenie, ubrania, pościel oraz pieniądze i kosztowności - o ile je mieli. W pociągu jadący z nimi Niemcy odbierali Żydom wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość, nawet ubrania, które im się akurat spodobały. Żydzi pozostawali w łachmanach, czasem z pościelą i odrobiną żywności. Ci, którzy opuszczając pociąg, nie mieli ze sobą prowiantu, głodowali nieprzerwanie, odkąd znaleźli się w obozie.
Nie obowiązywał żaden ład ani jakikolwiek rodzaj organizacji. Nikt nie mógł tym Żydom pomóc, sami też nie mogli się ze sobą niczym podzielić, więc rychło tracili samokontrolę i rozum, poza najbardziej prymitywnym instynktem samozachowawczym. Na tym etapie wyzbywali się człowieczeństwa.
Działo się to jesienią, gdy panowała typowa dla tej pory roku pogoda - deszcz i przenikliwe zimno. Obozowe baraki nie mogły pomieścić więcej niż dwa lub trzy tysiące ludzi, a z każdym kolejnym 'transportem' przybywało ich ponad pięć tysięcy. Wobec tego nieustannie dwa do trzech tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci zalegało pod gołym niebem, cierpiąc na domiar wszystkiego z powodu wyziębienia.
Chaos, nędza, ohyda tego wszystkiego były wprost nie do opisania. Aż dławił smród potu, brudu, rozkładu, gnijącej słomy i ludzkich odchodów. Aby dotrzeć do wybranego miejsca, musieliśmy się przeciskać przez ten tłum. Było to istnym koszmarem.
W taki sposób przeszliśmy przez cały obóz i wreszcie zatrzymaliśmy się w odległości około dwudziestu metrów od bramy, która wychodziła na rampę wiodącą do pociągu. Było tam względnie pusto. Odczułem niezwykłą ulgę, zakończywszy tę pełną potknięć, znojną przeprawę.
- Słuchaj no. Ty tu zostaniesz. Ja odejdę trochę dalej. Wiesz, co masz robić. Pamiętaj, żeby trzymać się z daleka od Estończyków. I nie zapomnij, że jak wpadniesz w tarapaty, to się nie znamy. Przytaknąłem nieznacznym ruchem głowy. On pokręcił głową i odszedł. Pozostawałem tam może z pół godziny, obserwując spektakl ludzkiego nieszczęścia. Co chwila dopadało mnie impulsywne pragnienie, żeby zbiec. Musiałem się wysilać, żeby zachować pozorne zobojętnienie, uciekać się do powtarzania sobie, że nie należę do tej skazanej na zagładę, tętniącej masy, zmuszałem się do rozluźniania mięśni w stężałym ciele i co pewien czas spoglądałem w dal ku linii drzew w pobliżu widnokręgu" - wyznaje autor książki.
Ne zdjęciu: Rektor Uniwersytetu Warszawskiego Andrzej Kajetan Wróblewski przypina uniwersytecką odznakę Janowi Karskiemu dr historii najnowszej, powstańcowi, żołnierzowi Armii Krajowej, Kurierowi Rzeczypospolitej.