"Zanoszący się od płaczu, cuchnący obóz śmierci"
W chwili, gdy podeszli na odległość kilkuset metrów od obozu musieli przerwać rozmowę z powodu wrzasków i odgłosów wystrzałów. "Znowu poczułem, jak mi się zdawało, wstrętny fetor rozkładających się zwłok i końskiego łajna. Mogło to być złudzenie. W każdym razie Estończyk sprawiał wrażenie, że w ogóle go nie czuje. Nawet zaczął nucić pod nosem jakąś ludową melodię. Minęliśmy niewielki zagajnik z rachitycznymi drzewami i stanęliśmy wprost przed głośnym, zanoszącym się od płaczu, cuchnącym obozem śmierci.
Obóz znajdował się na rozległej równinie, zajmując ponad dwa kilometry kwadratowe. Ze wszystkich stron otaczało go potężne ogrodzenie z drutu kolczastego, wysokie na dwa metry i w dobrym stanie. Za tym ogrodzeniem co kilkanaście metrów stał wartownik z gotowym do strzału karabinem z bagnetem. Wokoło krążyli strażnicy, nieustannie patrolując teren. Sam obóz składał się z niewielu małych szop czy też baraków. Całą przestrzeń wypełniała szczelnie gęsta, ruchoma, pulsująca, hałaśliwa ludzka masa. Wygłodzeni, cuchnący, gestykulujący, doprowadzeni do obłędu ludzie byli tam w ciągłym, zdradzającym podniecenie ruchu. Wśród nich, w razie potrzeby torując sobie drogę kolbami karabinów, chodzili strażnicy oraz niemieccy policjanci. Poruszali się w milczeniu, na ich twarzach malowały się znudzenie i obojętność. Przypominali trochę zapędzających stado na pobliski targ pasterzy albo handlarzy świniami" - czytamy poruszający opis.
Na zdjęciu: widok z lotu ptaka na dawny Obóz Zagłady w Bełżcu z 1944.