Jak zabrać majątki Rosjanom, czyli historia kolejnej wojny polsko-polskiej
Wszyscy rzucili się do komentowania pomysłu zmiany konstytucji, tylko gdzieś umknęło najważniejsze: nie ma jeszcze projektu. Wydaje się jednak, że to politykom nie przeszkadza i po niespełna 24 godzinach od rzucenia hasła "zmieńmy konstytucję" nikt już o tym nie myśli na poważnie. Zaczął się za to festiwal oskarżeń o to, kto bardziej sprzyja Putinowi.
22.03.2022 | aktual.: 22.03.2022 16:15
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Należy skonfiskować majątki oligarchów i podmiotów rosyjskich - uznali Mateusz Morawiecki i Jarosław Kaczyński. To, ich zdaniem, wymaga zmiany konstytucji. Zaapelowali więc, by opozycja poparła szybką korektę ustawy zasadniczej.
Propozycja padła wczoraj rano. Bez żadnych szczegółów. Nie znamy projektu. Ale już wszyscy wiedzą, czy to dobry, czy zły pomysł.
A politycy się przepychają.
- Premier Morawiecki i wicepremier Kaczyński odrzucają propozycję premiera Tuska, by zamrozić majątki rosyjskich oligarchów - stwierdził Jan Grabiec, rzecznik Platformy Obywatelskiej.
- Dalej będziecie kłamać? Przecież już teraz są mrożone aktywa w Polsce na bazie wprowadzonych sankcji. Chcecie je potem oddać w ręce zbrodniarzy, jak sankcje miną? - ripostował Piotr Mueller, rzecznik rządu.
- Zamiast natychmiast zamrozić lub skonfiskować rosyjskie aktywa, Prawo i Sprawiedliwość proponuje zmiany konstytucji. Dają czas na przepisanie majątków. Akurat premier Morawiecki powinien to dobrze rozumieć - wyzłośliwił się z kolei Donald Tusk.
Nic nie wiadomo
O propozycji zmiany konstytucji w celu skonfiskowania rosyjskich majątków wypowiedzieli się już niemal wszyscy, z prawnikami konstytucjonalistami włącznie. Część twierdzi, że zmienić konstytucję trzeba, część, że konfiskować majątków nie należy, a część, że konfiskować jak najbardziej należy, ale nie wymaga to zmiany ustawy zasadniczej.
Jaka jest prawda? Nikt nie wie, bo nikt nie widział na oczy projektu zmiany konstytucji.
To, co wiadomo na pewno: majątki rosyjskich oligarchów można, a wręcz należy zamrozić. Wynika to wprost z przepisów unijnych.
Powinno to zostać zrobione jak najszybciej, bo zamrożenie majątku powoduje, że jego właściciel nie będzie w stanie szybko go ukryć, przepisać, zabrać.
Rząd zapewnia, że takie działania są podejmowane i majątki oligarchów znajdujących się na unijnej liście są zajmowane. Opozycja twierdzi, że tak nie jest.
Zdaje się, że prawda leży pośrodku. To znaczy rzeczywiście zostały już podjęte rządowe działania w celu zamrożenia majątku oligarchów, ale w wielu wypadkach trwa dopiero ustalanie tego, co można zatrzymać.
A czy wymagana jest zmiana konstytucji, by majątki po prostu zabrać i już nigdy ich nie oddać?
Jedyna prawdziwa odpowiedź: to zależy.
Podstawowe pytanie brzmi, czy zabranie majątków ma oznaczać - posługując się terminologią prawniczą - wywłaszczenie czy przepadek.
Zgodnie z art. 21 ust. 2 konstytucji wywłaszczenie jest dopuszczalne jedynie wówczas, gdy jest dokonywane na cele publiczne i za słusznym odszkodowaniem.
Czyli należy zmienić konstytucję, aby pozbawić rosyjskich oligarchów i wielkie rosyjskie biznesy działające nad Wisłą nieruchomości, apartamentów, luksusowych aut, pieniędzy.
Ale jest też art. 46 konstytucji, który określa, że przepadek rzeczy może nastąpić tylko w przypadkach określonych w ustawie i tylko na podstawie prawomocnego orzeczenia sądu.
I tu zmiana konstytucji konieczna nie jest.
Przepadek musi mieć jednak związek z postępowaniem karnym, czyli mówiąc prościej - trzeba dopatrzeć się przestępstwa, by odebrać majątek.
Powrót do przeszłości
Warto jednak w tym miejscu wrócić do pomysłu rządu z marca 2020 r. - tzw. konfiskaty prewencyjnej. Ostatecznie rozwiązanie to nie weszło w życie, bo duży opór postawiło środowisko biznesowe.
Otóż rząd przygotował projekt ustawy, w którym zawarto nową quasi-karną procedurą zajęcia mienia. Chodzi o mienie, które było w ciągu ostatnich pięciu lat w posiadaniu podejrzanego, oskarżonego lub skazanego za przestępczą działalność. I to bez znaczenia, kto jest formalnie właścicielem majątku.
Mówiąc obrazowo: jeśli szef grupy przestępczej mieszka razem ze swoją dziewczyną w zjawiskowej willi, która jest formalnie jej własnością, państwo mogłoby tę nieruchomość odebrać.
Założenie w projekcie było takie, że to, czy mienie pochodzi z legalnego, czy z nielegalnego źródła, oceniać powinien sąd na wniosek prokuratora. Jednocześnie dla tej oceny bez znaczenia byłoby to, czy w sprawie zapadł jakikolwiek wyrok skazujący.
Konfiskata prewencyjna jest zgodna z prawem unijnym. Była wykorzystywana w wielu państwach, w tym przede wszystkim we Włoszech, do zwalczania mafii.
I tu rodzi się pytanie: czy tego narzędzia nie można by użyć także w przypadku odbierania majątków przynajmniej części rosyjskich oligarchów? Potrzebne byłoby przecież tylko i aż wszczęcie postępowania karnego dotyczącego np. finansowania terroryzmu.
I, dla jasności, można mieć tu wątpliwości konstytucyjne. Ale przecież - cytując milion wypowiedzi polityków Prawa i Sprawiedliwości - ustawa korzystałaby z domniemania zgodności z konstytucją. A także - co przecież istotne - jakoś polskiemu ustawodawcy w ostatnich latach bez trudu przychodziło uchwalanie ustaw nie tyle dyskusyjnych pod względem konstytucyjnym, co wbrew ustawie zasadniczej.
Polityczny teatr
Trudno dziś mówić, czy do zabierania rosyjskich majątków potrzebna jest zmiana konstytucji. Nie znamy bowiem żadnych szczegółów poza rzuconym jednozdaniowym hasłem. Istotnych aspektów jest przecież o wiele więcej, jak choćby to, komu te majątki miałyby być zabierane.
Czy mowa tylko o oligarchach i największych rosyjskich biznesach, czy także np. o skrajnie prorosyjskiej właścicielce szkoły językowej w Krakowie? A może władza chciałaby odebrać majątek także drobnego polskiego przedsiębiorcy, który w internecie obraża Ukraińców i gloryfikuje Rosjan?
Tego, najzwyczajniej w świecie, nie wiemy.
Wiemy za to, że do zmiany konstytucji potrzeba kilku miesięcy. Z samej ustawy zasadniczej wynika, że uchwalenie przez Sejm ustawy zmieniającej konstytucję w zakresie ograniczenia prawa własności może odbyć się nie wcześniej niż sześćdziesiątego dnia po pierwszym czytaniu projektu tej ustawy.
Każde przyspieszenie (o czym myślą politycy PiS) byłoby absurdalne, bo wówczas konstytucja byłaby naruszona po to, by nie naruszać konstytucji.
Coraz więcej jednak wskazuje, że nie o zmianę ustawy zasadniczej tu chodzi. Ot, zwaśnieni politycy znaleźli kolejny temat do awantury. A za tydzień o propozycji nikt już nie będzie pamiętał.
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl