Jak wygląda ukryty wymiar władzy w UE
Dyskurs narzucany przez polityczną poprawność nie jest już w stanie uchwycić dynamiki i złożoności współczesnego świata. Przykładem choćby nakaz ETS-u, aby nie wieszać w szkołach krzyży, w sytuacji, gdy coraz częściej słyszy się (także z ust lewicowych intelektualistów, jak chociażby Habermas) o potrzebie "postsekularyzacji". I uznania - choćby jako kantowskiego postulatu - hipotezy istnienia uniwersaliów w świecie norm moralnych. Bo sam ideał wolności ograniczanej tylko przez inną wolność nie wystarcza dla zbudowania ładu społecznego.
12.11.2009 | aktual.: 17.11.2009 13:57
Podobnie dziwi zakaz noszenia chust przez islamskie kobiety zatrudnione w instytucjach publicznych zachodniej Europy. Dzieje się to bowiem, gdy islamski feminizm walczy o reinterpretację tradycji, a nie - jej odrzucenie. A zasobem w tej walce jest luka między różnymi wersjami islamu: tą bardziej otwartą Koranu i nastawioną na kontrolę - szariatu. Paradoksalnie, to rządy krajów zachodniej Europy, kooptując przywódców wspólnot islamskich w imię kontroli, utrudniają tę walkę, legalizując na swoim terenie elementy szariatu.
Podobne trudności widać, gdy media (i politycy) próbują wyartykułować dzisiejszy kształt władzy w Unii Europejskiej. Potoczna teza o "rozproszeniu" władzy już nie wystarcza. Obecnie mamy bowiem do czynienia z czterema, równolegle (i równocześnie) funkcjonującymi płaszczyznami realizowania się władzy i na każdej z nich państwa narodowe występują w innej roli.
Po pierwsze, jest to - sygnalizowana już przeze mnie w WP - Delorsowska formuła głębokiej integracji "15". Tutaj ośrodkiem władzy jest konsorcjum elit (politycznych, biznesowych, finansowych), przy czym chodzi o role, a nie - osoby (bo te się wymieniają). "Międzyrządowość" już nie chwyta istoty tego konsorcjum, a państwa są tylko jedną z aren jego formowania.
Po drugie, jest to "postlizbońska" (bo już bez intencji, które pierwotnie przyświecały Traktatowi Lizbońskiemu), selektywna interpretacja i praktyka wcielania Traktatu, nastawiona głównie na zniesieniu konsensusu, wspólną politykę zagraniczną i obronną (w formule "ekspedycyjnej"). Nowe państwa Unii są tu "wypełniaczami", ale państwa zachodnie też ulegają usieciowieniu i dekonstrukcji.
Po trzecie - mamy do czynienia z dopełnieniem poprzedniej płaszczyzny w postaci regionalizacji, z państwem-hegemonem i wianuszkiem klientów. W ten sposób realizuje się na przykład regionalne polityki energetyczne. Po czwarte wreszcie - mamy Parlament Europejski i jego frakcje, z nową, większą władzą. Tu poszczególne państwa są źródłem energii dla frakcji. Te są bowiem silniejsze, im więcej mają partii, które lokalnie rządzą: nowa władza Parlamentu realizuje się bowiem w ścisłym związku z parlamentami krajowymi.
Ukryty wymiar władzy w UE wyłania się z procesu interakcji między tymi płaszczyznami. A najsilniejsze są te kraje, które są obecne na wszystkich czterech płaszczyznach i mają zdolność "penetracji", jak mówią Chińczycy. Czyli - spowodowania, aby ich interes był brany pod uwagę. Choćby jako ograniczenie. Istotą tej władzy jest odmienność (a nawet sprzeczność) formuł stosowanych na różnych poziomach i płaszczyznach. Tzw. "zdrowy rozsądek" już tego nie chwyta.
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski