Jak Tusk oddał śledztwo Putinowi. Nowe dokumenty
Kancelaria premiera Donalda Tuska zamówiła analizę, z której wynikało, że w sprawie katastrofy smoleńskiej nie trzeba było stosować prawa, które oddało śledztwo w ręce Rosjan - informuje tygodnik "Do Rzeczy". Tygodnik dotarł do nowych dokumentów.
23.10.2017 | aktual.: 23.10.2017 07:47
Jak podkreśla gazeta, jednym z nich jest pismo z 19 września 2011 r., skierowane przez byłego szefa KPRM Tomasza Arabskiego do warszawskiej prokuratury okręgowej.
Stanowi ono część materiału dowodowego w śledztwie w sprawie "zdrady dyplomatycznej”, które toczy się obok głównego postępowania dotyczącego przyczyn katastrofy smoleńskiej.
Co wynika z dokumentu?
Według "Do Rzeczy”, z dokumentu wynika, że przez kilka tygodni po katastrofie smoleńskiej ekipa Donalda Tuska "nie pokusiła się o przygotowanie żadnej analizy prawnej, która wskazywałaby na to, że Polska była bezwolnym wykonawcą rosyjskich poleceń, a wszystkich ustaleń dokonywano 'na słowo honoru'”.
"Kancelaria Prezesa Rady Ministrów nie posiada informacji, z jakich uregulowań wynikała decyzja Federacji Rosyjskiej o wdrożeniu śledztwa w sprawie katastrofy samolotu Tu-154M” – można przeczytać wg "Do Rzeczy" w piśmie sygnowanym przez Tomasza Arabskiego.
Jak podaje tygodnik, Arabski podkreślił także w dokumencie, że KPRM nie jest w posiadaniu opinii prawnych dotyczących ustalenia, w oparciu o jakie procedury powinny być badane okoliczności katastrofy smoleńskiej lotu Tu-154M sporządzonych na dzień 10 kwietnia 2010 r.
Zobacz także: Katastrofa smoleńska. Szokujące wyniki ekshumacji
"Do Rzeczy” zwraca uwagę, że prawne analizy dotyczącego tego problemu śledztwa współpracownicy Tuska zaczęli zlecać dopiero wiele tygodni po tragedii, kiedy już w rzeczywistości cały materiał dowodowy został przejęty i zabezpieczany przez stronę rosyjską. Jak ustalił tygodnik, przygotowanie takiego opracowania zostało powierzone m.in. Kancelarii Prawnej K&L Gates.
Tygodnik wskazuje, że w omawianym przypadku "występuje duże natężenie elementów wskazujących na kwalifikację Tu-154M jako statku powietrznego państwowego".
"Należy w szczególności wskazać, że według dostępnych publicznie informacji samolot Tu-154M pozostawał do dyspozycji jednostki sił zbrojnych, był wpisany do rejestru samolotów wojskowych MON i traktowany był na gruncie prawa krajowego jako 'statek powietrzny państwowy', nosił stosowne oznaczenia samolotu wojskowego, zaś dowództwo nad nim sprawowała osoba wchodząca w skład personelu sił zbrojnych(…) – czytamy w dokumencie.