Jak to będzie w irackim Kurdystanie
Polska nie powinna podejmować się dowodzenia północnym sektorem wojskowym w Iraku, który jest najbardziej zróżnicowanym narodowościowo regionem kraju, lecz wybrać sektor górno-południowy, między Basrą i Bagdadem - uważa prof. Marek M. Dziekan, arabista z
Uniwersytetu Warszawskiego. Przeciwnego zdania jest Nebi Sherkawey - Kurd, który reprezentuje w Polsce Demokratyczną Partię Kurdystanu.
06.05.2003 | aktual.: 01.03.2022 13:12
"W jednym i drugim miejscu czeka nas bardzo trudne zadanie, ale dużo łatwiejsze - w tej południowej strefie. Tam mimo wszystko ludność jest bardziej jednolita, jeśli nie liczyć sprzeczności plemiennych i konfliktów między frakcjami mieszkających tam szyitów. Chociaż nie mówię, że będzie gładko" - powiedział prof. Dziekan.
Zdaniem profesora na północy czekałyby Polaków najrozmaitsze problemy. Są tam ugrupowania kurdyjskie, rywalizujące ze sobą: Patriotyczna Unia Kurdystanu i Demokratyczna Partia Kurdystanu oraz różne skrajne grupy. Problemem jest obecność bardzo wielu Arabów, osiedlonych w ostatnich latach na miejsce wypędzonych Kurdów. Teraz dawni mieszkańcy wracają. "Z tymi Arabami trzeba będzie coś zrobić" - zauważył Dziekan.
"Jest kwestia obecności pewnych muzułmańsko-lewicowych ugrupowań irańskich, przeciwnych obecnym rządom w Iranie i - prawdopodobnie - niedobitków skrajnie fundamentalistycznego ugrupowania Ansar al- Islam, związanego z al-Qaedą" - powiedział prof. Dziekan. "Oprócz Arabów i Kurdów są na tych terenach Asyryjczycy, którzy też bardzo chętnie chcieliby mieć autonomię albo własne państwo, oraz Turkmeni. To straszliwa mozaika religijna i etniczna".
Profesor dodał, że północ Iraku to w znacznej mierze tereny wysokogórskie, pozwalające niebezpiecznym grupom znaleźć kryjówki, a od wojska wymagające specjalistycznego sprzętu. Granice z Turcją i Iranem są praktycznie niestrzeżone.
"To jak zarządzanie odrębnym organizmem" - powiedział Dziekan. "Takimi rzeczami powinien zajmować się ktoś, kto się zna na specyfice kraju i tych ludzi, albo przynajmniej powinien mieć bardzo dobrych doradców". Tym bardziej, że - jak zaznaczył - "nie wiemy, jaki będzie efekt, o co tak naprawdę chodzi i jak to będzie przyjęte przez miejscowych".
Innego zdania jest Nebi Sherkawey. "Sami chcieliśmy, żeby to byli Polacy. Wielu Kurdów studiowało w Polsce i zawsze miało o tym kraju dobre zdanie. W irackim Kurdystanie panuje obecnie bardzo pozytywny wizerunek Polaków, którzy cieszą się tam wielką sympatią" - powiedział Sherkawey.
"Dla Polski lepiej byłoby objąć sektor na północy Iraku. Od 1996-97 roku sytuacja jest tam stabilna, a wrogie ugrupowania nie prowadzą ze sobą wojny, tylko przykładnie współpracują. Jest sprawna administracja. Nie trzeba jej tworzyć - wystarczy doradzić, pomagać. Polska by sobie poradziła, bo Polacy mają duże doświadczenie transformacji ustrojowej po 1989 r." - dodał.
Zdaniem Sherkawey'a nie ma niebezpieczeństwa, że po upadku Saddama Husajna ugrupowania kurdyjskie znowu obrócą się przeciwko sobie. "Przywódcy mogą mieć inne zdanie, ale naród kurdyjski jest już zmęczony. Wojny domowej na pewno nie będzie" - zapewnił.
Sherkawey podsumował: "Dla Polski byłoby dużo łatwiej w Kurdystanie, niż w regionie górno-południowym, gdzie mieszkają szyici. To ludzie bardzo radykalni i trudno z nimi rozmawiać".