"Jak rząd pójdzie do okopów, to ja też". Ogromne emocje wśród Ukraińców
- Jak rząd pójdzie do okopów, to ja też pójdę - mówi w środę Wirtualnej Polsce obywatel Ukrainy czekający na odbiór paszportu w Gdańsku. Ukraiński MSZ zablokował we wtorek proces wydawania gotowych dokumentów w placówkach zagranicznych. Według Kijowa doszło do "awarii". Ludzie w to jednak nie wierzą.
25.04.2024 12:38
11 kwietnia ukraiński parlament - po wielu miesiącach - przyjął wreszcie ustawę o mobilizacji. Dokument zawiera m.in. obniżenie wieku poborowych z 27 do 25 lat. Kijów szuka sposobu na uzupełnienie stanu osobowego walczących na froncie oddziałów. Sytuacja jest trudna. Ci, którzy chcieli walczyć, sami się zgłaszali. Entuzjazm jednak opadł, a wojna trwa i zbiera swoje krwawe żniwo.
Jeden z punktów przyjętej ustawy zakłada także wstrzymanie świadczeń konsularnych dla mężczyzn, którzy nie zarejestrowali się w jednostkach wojskowych. Przepisy miały wejść w życie w połowie maja. Ci, którzy nie wymienili dokumentów, chcieli to jeszcze zrobić na ostatnią chwilę. Wnioski złożyli, dokumenty opłacili, ale wydawanie dokumentów na razie zostało przerwane - oficjalnie z powodu awarii.
We wtorek do sytuacji odniósł się minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba. Szef ukraińskiej dyplomacji tłumaczył w serwisie X, że "polecił podjąć działania w celu przywrócenia sprawiedliwego traktowania mężczyzn w wieku mobilizacyjnym w Ukrainie i za granicą". "To będzie sprawiedliwe" - zapewnił.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Głos zabrała także Komisja Bezpieczeństwa Narodowego i Wywiadu Rady Najwyższej Ukrainy, która zamierza wezwać przedstawicieli MSZ Ukrainy w celu złożenia wyjaśnień w sprawie zawieszenia usług konsularnych dla mężczyzn w wieku poborowym przebywających za granicą od 23 kwietnia.
W biurze paszportowym w Warszawie decyzję przyjęto z olbrzymimi nerwami. Od wtorku rana panuje tam niezwykle napięta sytuacja. Postanowiliśmy sprawdzić, jak to wygląda w Gdańsku.
"Jak minister Kułeba będzie w okopie, to ja też będę"
Przed gdańskim biurem paszportowym zjawiam się przed godz. 10 rano w środę. Tłumów nie ma, kilkadziesiąt osób na placu przed, drugie tyle w środku. Próbuję wejść do środka, zatrzymuje mnie jednak ochroniarz. - Pan dokąd? - pyta. Tłumaczę, że chciałem wejść do środka, zobaczyć i usłyszeć, jak sprawy wyglądają, zrobić zdjęcie - ale nie przez szybę. -Zdjęć robić nie można, wojna jest, ludzie są nerwowi. Niestety. Wezwę kierownika - mówi łamaną polszczyzną.
Po chwili wychodzi do mnie mężczyzna w garniturze. - Nie mogę skomentować sytuacji. Proszę o pytania drogą oficjalną przez stronę urzędu - słyszę.
Podchodzę wobec tego do stojącej obok wejścia grupki mężczyzn. - Mówią panowie po Polsku? - pytam grzecznie. - Tak - odpowiada jeden. Stojący obok niego - ok. 40 letni mężczyzna - natychmiast się odwraca. Nie chce rozmawiać.
- Czekamy na paszport od wczoraj. Nie mogą wydać, bo awaria - tłumaczy. Nikt nie chce jednak rozmawiać pod imieniem. Wtedy doskakuje do nas kolejny z oczekujących na dokumenty. - Jak minister Kułeba będzie w okopie, to ja też będę - rzuca. Mój rozmówca nie chce podać imienia, podobnie jak inni.
- Żyje i pracuje w Polsce od 2019 roku. W Ukrainie jest jak w Rosji - pogarda dla życia - mówi dalej. Mężczyzna nie kryje swojej frustracji związanej z sytuacją. - Co to ma być? To jakbym coś zamówił i nie dostał towaru - po prostu, bo nie. A co ma powiedzieć mój kolega, który jest międzynarodowym kierowcą? Bez dokumentów jesteś nikim. Jak rząd Ukrainy pójdzie do okopów, to ja też pójdę - dodaje.
Zdecydowana większość czekających przed budynkiem to mężczyźni. Podchodzę więc do stojącej nieco dalej pary. - Czekamy. Cały czas czekamy. Mówią, że mamy czekać - odpowiadają. Nie tracą jednak optymizmu - Musimy czekać, będzie dobrze - mówią. Więcej jednak powiedzieć nie chcą.
Po paszport z Nowej Zelandii
Zaczepiam stojących obok dwóch mężczyzn. Jeden z nich zaciąga się papierosem. - Czekacie na paszport? - pytam. - Tak. Nie mamy pojęcia, kiedy uda się je odebrać. Wczoraj mówili, że awaria, dzisiaj mówią to samo. Czekamy na cud - odpowiada mi starszy z nich po angielsku.
- Paszport jest już tu, na miejscu. Nie działa weryfikacja odcisków palców i nie mogę go odebrać - podkreśla.
- Przyjechaliście z daleka, czy mieszkacie w Trójmieście? - pytam.
- Przyjechaliśmy z Finlandii - tam mieszkamy i tam żyjemy. Tam nie ma gdzie wyrobić dokumentów, ale to nie problem, do Gdańska jest rzut beretem. Ale wczoraj byli tu ludzie z Nowej Zelandii i Kanady, co oni mają powiedzieć? - odpowiada.
- Z Nowej Zelandii? - dopytuje.
- Tak. Byli tu wczoraj. Dzisiaj ich nie widzę. Co oni mają powiedzieć? To jest koniec świata, podróż stamtąd kosztuje dużo więcej - dodaje.
- System działa w Ukrainie. Działa także w ambasadzie, ale nasze paszporty są tutaj. Więc na co nam wizyta w ambasadzie? Będą tu czekać trzy miesiące, potem wrócą do Ukrainy. Brak mi słów, żeby opisać tę sytuację. Potrzebuje paszportu, żeby dostać pozwolenie na pracę - wtrąca się młodszy z mężczyzn.
Obaj podkreślają, że nie wierzą w deklaracje, że dokumenty nie są wydawane przez problem techniczny. - Rozumiemy, dlaczego to robią. To nie jest problem techniczny. Ja od czterech lat mieszkam Finlandii, kolega od sześciu. Oni nie chcą nam dać teraz paszportu. Nie wiemy, co będzie jutro. Rząd szuka ludzi, których brakuje, ale co im po nas, skoro my od lat nie mieszkamy w kraju? - zaznacza.
- Myślę, że w końcu dostaniemy dokumenty. Ale równie dobrze może to być za pięć min, albo za kilka dni - dodaje, po czym odpala papierosa.
Zaczepiam jeszcze dwóch stojących na uboczu mężczyzn. - Długo panowie czekają?
- To jest tragedia, co się dzieje. Czekamy na paszport. Są gotowe, ale nie możemy ich odebrać. Problem techniczny, niby awaria. To jest kombinowane. To na 100 proc. celowe - nie kryją. - Przyjechaliśmy z Norwegii. Musimy specjalnie przyjeżdżać. Czekamy, pilnujemy. Co mamy zrobić? - mówią z wyraźnym rozczarowaniem.
Za sytuacje obwiniają ukraińskie władze. - Władza? Porażka, tragedia, korupcja. Chcą nas ściągnąć do kraju. Ja 14 lat żyje poza Ukrainą. Takie nerwy, że można dostać zawału normalnie - rzuca jeden z nich.
Podchodzę do młodego chłopaka, który właśnie wyszedł z biura. Podszedł do ławki i przekłada jakieś papiery. - Dostał pan paszport? - pytam.
- Nie, byłem wyrobić prawo jazdy. Trochę to trwało, ale dostałem je w końcu. Dzisiaj nie ma kolejki. Jak byłem ostatnio, to dopiero był tłum. Paszportu bym nie dostał. Przestali dawać - mówi i dodaje, że się spieszy.
Naszej rozmowie przyglądał się nieco starszy mężczyzna, stojący akurat obok. - Awaria? To nie prawda. To Kułeba. To jego sprawka. System działa, specjalnie tak zrobili. Powiedzieli, że mamy czekać. Ale ile? Tego nie powiedzieli - mówi.
Kułeba, a co z Zełenskim? - dopytuje. - Kiedyś byłem za Zełenskim, teraz robią takie rzeczy, że to się w głowie nie mieści. Olbrzymia korupcja. Jest jak w Rosji. Masakra. Mam bliskich na froncie, mój brat walczył. Żyje. Kiedy przyszli Rosjanie, poszedł walczyć, ale nie ma czym. Rozmawiam ze znajomymi, rodziną, nie mają czym walczyć. Ludzie to mniejszy problem. Wszystko powinno wyglądać inaczej - stwierdza z rozgoryczeniem.
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski.