Jak cierpieć, to na Facebooku i Naszej-Klasie
Wirtualne znicze [*], czarne wstążeczki zamiast zdjęcia profilowego w serwisach społecznościowych, żałobne opisy w komunikatorach. Po katastrofie prezydenckiego samolotu w Smoleńsku żałoba na dobre rozgorzała w internecie. Na Naszej-Klasie i Facebooku powstawały okolicznościowe profile i grupy, na YouTube internauci publikowali pamiątkowe filmiki. Dlaczego tak chętnie dzielimy się w sieci naszym smutkiem?
Zobacz galerię: Żegnamy wspaniałych Polaków
Zobacz galerię: Ostatnie pożegnanie
Już kilkadziesiąt minut po ogłoszeniu przez media dramatycznych wieści o wypadku rządowego samolotu, Polacy spontanicznie zaczęli gromadzić się w centralnych miejscach miast i tych o symbolicznych znaczeniu dla narodu. Również internet, podobnie jak pięć lat temu po śmierci Jana Pawła II, żywo zareagował na te dramatyczne wydarzenia. Niemal wszystkie fora oraz serwisy zapełniły się kondolencjami dla ofiar sobotniej tragedii.
Na polską tragedię zareagowały błyskawicznie światowe serwisy społecznościowe. Na mikroblogowej platformie Twitter, jednym z najczęściej wpisywanych słów kluczowych był #RIPLechKaczynski. Internauci z całego świata, wpisując to słowo kluczowe dawali wyraz swojemu żalowi i solidarności z Polską i Polakami w tak trudnym dla naszego kraju momencie. "Oh My God", "My heart is with Poland right now", "We are with Poland", "I may not be Polish but my thoughts are with you" - to tylko niektóre z tysięcy wpisów. Kondolencje i słowa wsparcia padały po angielsku, polsku, rosyjsku i w innych językach.
Na Naszej-Klasie, najpopularniejszym serwisie społecznościowym w Polsce, którego używa blisko 12 mln internautów zaroiło się od stron oraz grup wyrażających żal i smutek po tragicznej katastrofie. Internauci tworzyli pamiątkowe zdjęcia i rozsyłali dalej z informacją „proszę o skopiowanie do swojego profilu”. Kont „Katastrofa w Smoleńsku” na Naszej-Klasie powstało kilkadziesiąt, a każde liczy sobie po kilkaset znajomych. Najwięcej, bo 2 097 członków ma „Katastrofa 2010. Bądź solidarny”. Nie brakuje profili nazwanych symbolicznie: „Życie jest kruche…” (398 znajomych), „Takiej tragedii nie poznał świat” (49 znajomych). Co nieuniknione, pojawiają się też profile lansujące teorie spiskowe dotyczące katastrofy jak np. „ZAMACH CZY WYPADEK Prezydenta...?”. W opisie możemy przeczytać: „Chcemy prawdy! Oby to nie było następną tajemnicą przez 70 lat”.
Na Facebooku do grupy "Tragedia pod Smoleńskiem - wszystkie informacje” zapisało się od feralnej soboty 18,5 tys. internautów. „R.I.P Polish President Lech Kaczyński” liczy sobie 2 919 fanów, a „Tragedia w Smoleńsku – Współczucie” – 1 027. W serwisie można też zostać fanem Izabeli Jarugi–Nowackiej (3 311 fanów) oraz Marii Kaczyńskiej (1 450 fanów). Kondolencje za pośrednictwem Facebooka składali Polakom internauci z całego świata.
W sieci znalazły jednak swoje ujście również opinie krytyczne i skrajne. Internautów, tak jak wszystkich Polaków, podzieliła decyzja o miejscu spoczynku prezydenckiej pary. Na Facebooku natychmiast powstały grupy „Nie dla pochowania Kaczyńskich na Wawelu” (46 231 fanów), „Lech Kaczyński na Wawelu – VETO” (1260 fanów). A nawet - tak wydawałoby się nieodpowiednie ze względu na okoliczności - „TAK dla pochowania Kaczyńskich w piramidzie Cheopsa” (13 497 członków) czy „NIE dla pochowania Cheopsa na Stadionie Narodowym!” (1 054 fanów). W odpowiedzi powstały grupy przeciwne protestowi, takie jak „Nie dla Grupy ‘NIE dla pochowania Kaczyńskich na Wawelu’" (49 fanów), „Lech Kaczyński na Wawelu - Nie popieram, ale nie będę protestował” (88) oraz „Tak dla pochowania Kaczyńskich na Wawelu” (1816).
Internauci, którzy sprzeciwiają się gloryfikacji Lecha Kaczyńskiego po śmierci założyli konto „Lech Kaczyński - Santo Subito”, które zrzesza 132 fanów. „Nie popadajmy w obłęd gloryfikacji sp. Lecha Kaczyńskiego! Ta strona jest dla tych, którym jest żal z powodu tragicznej śmierci, ale mają dość przesadnych i niezasłużonych zaszczytów” – napisali w profilu. Inny profil - „Nie lubiłem/am za życia nie płaczę po śmierci. HIPOKRYZJA” - skierowany jest do „wszystkich, którym nie odpowiada szopka odstawiana po katastrofie prezydenckiego samolotu. Dość udawania, ze nasz świat się kończy, że nikt nie jest w stanie zastąpić zmarłych. Szkoda, ze za ich życia nikt o nich tak nie mówił!”.
Co ciekawe, na Facebooku możemy znaleźć także grupy zrzeszające ludzi, którzy są przeciwni przeżywaniu żałoby w sieci. „Grupa ludzi, których irytują puste emocje okazywane w internecie tuż po wielkich tragediach” zrzesza 6 761 osób. „Sprzeciwiamy się pustym emocjom, obnażaniu swojej ‘żałoby’, gdyż ‘tak trzeba’, ‘bo tak robią znajomi’” – napisali twórcy profilu.
O tym, jak internauci opłakiwali w sieci zmarłych w katastrofie, Wirtualna Polska rozmawia z socjologiem Internetu Piotrem Siudą.
WP: Joanna Stanisławska: Miliony wirtualnych zniczy, zdjęć, komentarzy - żałoba po tragedii w Smoleńsku na dobre toczyła się w internecie. Czy wcześniej na taką skalę mieliśmy do czynienia z wyrażaniem żalu w sieci? Czy podobnie płakaliśmy w internecie po papieżu Janie Pawle II?
Piotr Siuda: - Zdecydowanie tak - chyba wszyscy to pamiętamy. Podobnie jak teraz Polska pogrążyła się nie tylko w "realnej" ale i w "wirtualnej" żałobie. Przypadków podobnego wyrażania żalu mieliśmy zresztą w ciągu ostatnich lat zdecydowanie więcej. Pamiętam żal wyrażany przez internautów chociażby po śmierci Stanisława Lema. Dość powszechne i dobrze opisane w prasie i literaturze naukowej są przypadki fanów, którzy po śmierci swojego idola chcą złożyć mu hołd zakładając stronę internetową, która ma świadczyć o bólu fana i być swego rodzaju "serwisem-pamiątką" po danym celebrities. W sensie jakościowym nie mamy zatem do czynienia z czymś nowym. W sensie ilościowym zdecydowanie tak.
To, co obserwować mogliśmy w przeciągu kilku ostatnich dni, skala wyrażania swojego żalu po śmierci prezydenta i części polskiej elity politycznej była niezwykle duża. Wyróżnić możemy dwa tego powody. Po pierwsze waga samego zdarzenia - katastrofa była rzeczywiście wydarzeniem bezprecedensowym, żniwo śmierci niespotykanie duże i brzemienne - w ciągu zaledwie jednego dnia zginęło tak wielu czołowych polityków. Po drugie, w związku z owym tragizmem - wydarzenie to zostało niezwykle zmediatyzowane i w ten sposób zmitologizowane. Można powiedzieć, że - paradoksalnie - "oderwało się od samego siebie", zaczęło żyć własnym życiem, momentalnie weszło do polskiej mitologii narodowej. Przez kilka dni w telewizji i prasie mówiło się wyłącznie o katastrofie. To wszystko zachęciło i niejako "podburzyło" ludzi do śmielszego okazywania swojej żałoby. Przyczyniły się do tego również specyficzne cechy internetowej komunikacji. WP: * W przeciągu kilku godzin po tragedii w serwisie Facebook powstały żałobne grupy, które
zebrały tysiące członków. Podobne akcje było widać na Gronie i Naszej-klasie. Internauci umieszczali w statusach profili znicze, zamieniali zdjęcia profilowe na czarne wstążeczki, wrzucali zdjęcia pary prezydenckiej. Dlaczego tak chętnie zalewamy sieć naszymi uczuciami?*
- Jest to spowodowane cechami cyberprzestrzeni. To środowisko, które jak żadne inne sprzyja wylewności, szczerości, otwartości. Nie chodzi już nawet o anonimowość związaną z internetem. W bardzo wielu portalach czy społecznościach internetowych osoby wyrażające żal znane były z imienia i nazwiska. Chodzi raczej o specyficzne poczucie "rozmycia naszych działań". Nie niosą one takich konsekwencji jak działania "realne", a przynajmniej tak nam się zdaje. Zdaje nam się z tego względu, że komunikując się z innymi w internecie nie czujemy tak naprawdę ich obecności.
WP: Czy nie jest trochę tak, że łatwiej jest nam zapalić wirtualny znicz, niż pofatygować się i osobiście oddać hołd? Czy popularność internetowego przeżywania żałoby wynika z łatwości takiego przeżycia?
- Wydaje się, że tego rodzaju stwierdzenie jest mimo wszystko uproszczeniem. Internautom chodzić może nie tyle o ułatwienie sobie życia, ile o siłę internetowego przekazu. Chodzi o to, że wiele osób uważać może, że wyrażając swój żal w internecie, dotrzeć można do większej ilości osób, być bardziej widocznym, a przez to pokazać jak ów żal jest ogromny. Można powiedzieć, że uwidacznia się tu reguła, na której działaniu opierają się różnorodne wirtualne cmentarze. Twórcy tego rodzaju serwisów odwołują się do idei ponadczasowego, długowiecznego czy nawet wiecznego internetu, czyli środowiska, w którym pamięć o bliskich zachowana może być najlepiej. Internetowy żal związany z katastrofą w Smoleńsku może być podparty takim właśnie obrazem sieci.
WP: W sieci oprócz komentarzy żałobnych, pojawiały się głosy niezadowolonych – osób, które mówiły „nie” narzuconej im urzędowo żałobie, protestowały przeciwko odwołaniu imprez, zamknięciu sklepów. W mediach te głosy zostały wyciszone, w internecie znalazły swoje ujście. Dlaczego? Czy to, co znajdujemy w sieci to prawdziwy obraz Polski?
- Rzeczywiście. To, co nastąpiło po katastrofie w Smoleńsku jeszcze raz potwierdziło potencjał tkwiący w internecie. Potencjał związany z kształtowaniem społeczeństwa obywatelskiego oraz wspierania czy nawet wdrażania w życie demokracji bezpośredniej. Specyficzna cenzura w telewizji i prasie - jakkolwiek "słusznymi" pobudkami byłaby podyktowana, w warunkach ustroju demokratycznego, będzie przez ludzi zawsze traktowana jako atak na ich wolność. Zawsze wywoływać będzie oburzenie i eskalację nonkonformistycznych zachowań. W tym wypadku znalazły one swoje ujście właśnie w internecie.
W pewnym momencie protesty - chociażby te związane z pochówkiem pary prezydenckiej na Wawelu - przyćmiły aktywności związane z wyrażaniem żalu. W sieci krążyć zaczęły kawały związane z niestosownością lokalizacji pochówku. Ilość osób przystępujących do rozmaitych grup protestu na portalach społecznościowych wielokrotnie przewyższała tych apelujących o "spokój nad trumnami". Chyba rzeczywiście mieliśmy do czynienia z "prawdziwą Polską" - tą niezniekształconą przez medialny obraz.
Rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska
Piotr Siuda – socjolog internetu, doktorant Zakładu Badań Kultury IS UMK w Toruniu oraz pracownik Wyższej Szkoły Gospodarki w Bydgoszczy. Absolwent Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego. Autor bloga Popularny.blogspot.com