Jadwiga Staniszkis: głos na sesji pt. "Sprawne państwo"
Ta debata powinna się odbyć latem, gdy wybuchła afera Amber Gold i wszystkie media mówiły o kryzysie państwa. Ale PiS był na wakacjach. Jednak wtedy właśnie ludzie dostrzegli, że godność i jakość państwa bezpośrednio ich dotyczy. Wpływa na ich losy. I że indywidualne strategie przetrwania nie wystarczą. Pękła zabójcza obojętność wobec państwa. Dlatego także dziś ta debata ma sens - pisze prof. Jadwiga Staniszkis w najnowszym felietonie dla WP.PL
A teraz, w punktach, główne problemy do rozwiązania.
Pierwszy problem to taka europeizacja państwa, która służyłaby interesom Polski. Traktat Lizboński zawiera trzy momenty władcze wobec państw członkowskich: synkretyzm, arbitralność, sieciowość. Synkretyzm to równoprawność odmiennych systemów wartości. W prawie krajowym można tylko optymalizować kombinację norm. Absolutyzowanie jakiegoś systemu normatywnego nie jest możliwe, bo trzeba wprowadzić, choćby na minimalnym poziomie, standardy z systemów innych niż własna tradycja. Traktat uznaje też (i próbuje zlokalizować) arbitralność władzy, nieuchronną po odrzuceniu uniwersalnego kodu wartości. Wreszcie - radykalne usieciowienie w ramach tzw. integracji funkcjonalnej eliminuje, już na poziomie dyskursu, interes skali państwa. Towarzyszy temu silna presja w kierunku regionalizacji, szczególnie w nowych krajach Unii, korzystających z funduszy spójności.
Większość krajów tworzy w tej sytuacji przeciwwagę i określa granice integracji: patrz np. art. 23 niemieckiej konstytucji. U nas brak takich mechanizmów. Premier Tusk odrzucił kompromis wypracowany w tej sprawie w sejmie poprzedniej kadencji. Jego strategia to klientelizm i co najwyżej odwlekanie wdrażania dyrektyw oraz lekkomyślne, pod presją doraźnych wyzwań, branie zobowiązań. Wszystko to zagraża polskiej racji stanu.
Drugi problem to brak profesjonalizmu w zarządzaniu publicznym. U nas hierarchia nieudolnie próbuje koordynować sieci. Stąd przerost państwa, limity i kontrole. W nowoczesnych państwach kierowanie sieciami opiera się na tzw. zarządzaniu rozmytym (via monitorowanie precyzyjnie określonych warunków brzegowych), na koordynacji i komunikacji poziomej oraz - zaufaniu i przestrzeni do samoorganizacji.
U nas tego nie ma i system - coraz bardziej marnotrawny - dryfuje. A do usieciowanych procesów przylega klasa polityczna, eksploatująca i państwo i społeczeństwo.
Trzeci problem to brak wizji i polityki dla rozwoju. Odbudowanie potencjału produkcyjnego i zdolności akumulacyjnej krajowego kapitału jest konieczne. Sprężyny wzrostu wciąż są w zasięgu możliwości (np. eksportujące rolnictwo, sektor technologii podwójnego zastosowania). Ale rząd Tuska nie tylko nie pomaga, ale wręcz niszczy te szanse, oddając pole podmiotom zagranicznym (np. w sektorze obronnym). Orban na Węgrzech toczy dramatyczną walkę o znalezienie instytucji odpowiadających post-komunistycznym dylematom. Tusk idzie drogą odwrotną - przyjmuje rozwiązania z powodów statusowych (być w środku) nie patrząc na negatywne konsekwencje dla rozwoju.
Po czwarte rząd Tuska walczy z kryzysem przerzucając koszty na społeczeństwo i przyszłe pokolenia. Obniża standardy, w tym edukacyjne, co wygasza energię społeczną. I jest spiralą ściągającą w dół.
Po piąte, nietransparentność państwa. Służby specjalne coraz widoczniej zastępują i wspomagają politykę. To niszczy demokrację. PO, odrzucając PiS-owskie propozycje zracjonalizowania roli opozycji w sejmie, wypycha PiS na ulicę. Bo tak rządowi Tuska wygodniej.
Po szóste - polityka zagraniczna, prowadzona via wywiady prasowe i PR-owskie zagrywki ośmiesza i izoluje Polskę. Doraźna, wspólna walka o pieniądze w UE tego nie zmienia.
Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski