Jadą w góry i się żalą. "Kredyt, żeby zjeść oscypka"
W piątek kolejne cztery województwa rozpoczynają swój turnus zimowych ferii. Wśród nich jest województwo mazowieckie, które branża turystyczna wskazuje jako to, które w góry przyjeżdża najliczniej. Ci, którzy w Tatrach już są, skarżą się jednak gremialnie na ceny. - Trzeba brać kredyt, żeby zjeść oscypka - oceniał w rozmowie z "Super Expressem" jeden z turystów.
Pierwsze tygodnie ferii przyniosły branży turystycznej spore rozczarowanie. Wysokie ceny noclegów i zimowych atrakcji najwyraźniej zatrzymały Polaków w domu. Nie sprzyjała też pogoda i słabe warunki narciarskie na początku sezonu.
Drożej i mniejsze obłożenie
- Liczba rezerwacji na półmetku ferii jest o blisko 40 proc. niższa niż w zeszłym roku o tej samej porze, trudno więc o optymizm w branży – mówi Tomasz Zaniewski, wiceprezes spółek Nocowanie.pl i Noclegi.pl.
Mniejszy ruch to więcej możliwości dla szukających dogodnych ofert. Wolne miejsca znaleźć można z dnia na dzień, nawet w najbardziej popularnych narciarskich miejscowościach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Radykalna zmiana pogody. Wiemy, ile potrwa ocieplenie
Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie, klikając TUTAJ
Polacy żalą się na drożyznę
To, dlaczego Polacy mniej chętnie jadą w góry, sprawdzał dziennikarz Adam Feder z "Super Expressu", rozmawiając z turystami w stolicy Tatr. Choć nie zabrakło głosów pozytywnych, dobrze oceniających obecną sytuację, pytani w zdecydowanej większości narzekali na obowiązujące ceny.
- Ceny są zbójeckie, kawa kosztuje 25 złotych. Podwójne espresso. I to jest chyba trochę przesada, bo we Włoszech espresso kosztuje 2 euro - podkreślało jedno z małżeństw spacerujących po Krupówkach.
"Bida jest"
- Kubek grzańca kosztuje dwadzieścia cztery złote, a ja myślałem, że to herbata, bo wina tam nie czułem. Jest ciężko. Raz na jakiś czas człowiek przeżyje, ale inflacja straszna. Jak pan chodzi i pyta czy wybaczymy, to my nie wybaczymy - skarżył się inny turysta. A kolejny dodawał: turyści narzekają na ceny, przywożą kanapki z domu i to z samym serem, bo na szynkę już nie mają.
- Co powiem, nie jest dobrze w Polsce. Bida jest - skonkludowała kobieta sprzedająca na Krupówkach oscypki.
Źródło: PAP, "Super Express"