PublicystykaJacek Żakowski: Prawdziwe intencje Kaczyńskiego. Sprawa jest poważna

Jacek Żakowski: Prawdziwe intencje Kaczyńskiego. Sprawa jest poważna

To, co chce zrobić PiS, w USA zostało właśnie uznane za nielegalny zamach na konstytucyjne prawa obywateli. Bo władza ma służyć obywatelom, a nie sobie. W Polsce brzmi to naiwnie i idealistycznie. Ale bez idealistycznej naiwności demokracja nie ma szansy przetrwać. Każdy parlamentarzysta powinien stać na jej straży.

Jacek Żakowski: Prawdziwe intencje Kaczyńskiego. Sprawa jest poważna
Źródło zdjęć: © East News | ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER
Jacek Żakowski

25.01.2017 20:19

„Uroczyście ślubuję rzetelnie i sumiennie wykonywać obowiązki wobec Narodu, strzec suwerenności i interesów Państwa, czynić wszystko dla pomyślności Ojczyzny i dobra obywateli, przestrzegać Konstytucji i innych praw Rzeczypospolitej Polskiej”. Na początku kadencji każdy senator i poseł wypowiada te słowa. A większość dodaje jeszcze: „Tak mi dopomóż Bóg”. Zdecydowana większość zapewne przysięga w dobrej wierze. A potem jest proza życia i często boska pomoc nie starcza. Bo kariera. Bo partia. Bo trzeba wygrać wybory.

Jarosław Kaczyński nawet nie próbuje ukrywać, że jednym z celów proponowanych przez PiS zmian w polskich samorządach jest odbicie ich z rąk obecnej opozycji. Podobnie jak zapowiadane zmiany w ordynacji wyborczej - zwłaszcza zmiany podziału na okręgi wyborcze. Sprawa jest poważna. Bo nie ma wątpliwości, że PiS chce tu działać we własnym interesie, a o nim w poselskiej przysiędze nie ma ani słowa. Gdyby więc nie dało się wykazać, że interes Prawa i Sprawiedliwości można słusznie uważać za tożsamy z wymienionym w ślubowaniu interesem Narodu, Państwa, Ojczyzny i obywateli, mielibyśmy do czynienia z pytaniem o krzywoprzysięstwo.

Wydawać by się mogło, że sprawa jest trudna, bo wszystkie te interesy można różnie rozumieć. Ale od czego są sądy? Dwa miesiące temu sąd federalny w amerykańskim stanie Wisconsin unieważnił właśnie ustanowiony przez republikańskiego gubernatora podział na okręgi wyborcze, uznając, że decyzja była „nielegalnie upartyjniona”. Uzasadnienie wyroku pisał sędzia Kenneth Ripple mianowany przez prezydenta Ronalda Reagana. Z polskiego punktu widzenia jest ono ważniejsze od samego wyroku.

Jako powód unieważnienia nowego podziału sędzia Ripple podaje wykazany w trakcie rozprawy fakt, że „jednym z celów było (…) zapewnienie Republikanom kontroli nad parlamentem stanowym przynajmniej do końca dekady, inaczej mówiąc - zagwarantowanie Partii Republikańskiej zachowania władzy”. Władza działała więc we własnym interesie naruszając interesy i prawa obywateli, którzy nie są jej zwolennikami. A to jest nielegalne. I niezgodne z amerykańską konstytucją. Z polską zresztą też.

Rzecz w tym, że wynik wyborów w istotnym stopniu zależy od tego, jak granice okręgów wyborczych dzielą elektorat. W Polsce jest to istotne zwłaszcza przy wyborach samorządowych, które PiS próbuje teraz urządzić wedle swoich potrzeb. Większość radnych wybiera się bowiem w okręgach jednomandatowych obowiązujących w gminach nie będących miastami na prawach powiatu. Łatwo jest tam tak narysować granice okręgów, by partia, kto zdobyła nawet dość zdecydowaną większość oddanych głosów, całkiem legalnie dostał mniejszość mandatów. Chodzi o to, żeby w „swoich” okręgach wygrywać możliwie nieznaczną przewagą ”unieszkodliwiając” możliwie dużo głosów przeciwnika i by jednocześnie jak najmniej swoich głosów „marnować” w okręgach, gdzie wygra przeciwnik.

Takie nadużycie prawa do wyznaczania okręgów wyborczych, jest faktycznie popełnianym przez władze oszustwem wyborczym. Amerykanie nazywają je gerrymandering. Amerykańskie sądy nie raz unieważniały już takie praktyki, kiedy dyskryminowały one kolorowe mniejszości (lub większości) przyłączając kawałki kolorowych dzielnic do okolic zamieszkanych przez białych. Teraz sąd w Wisconsin zakazał także stosowania kryterium partyjnego przy wyznaczaniu okręgów.

Od kwestii technicznych ważniejsza jest jednak istota. W USA, tak samo jak Polsce, obowiązkiem władzy ustanawiającej regulacje wyborcze jest kierowanie się interesem publicznym, którym jest możliwie wierne odwzorowanie poglądów obywateli w składzie wybieranych ciał. Kiedy motywy działania władzy są inne, gdy pisze ona prawo (np. wprowadzając działająca wstecz dwukadencyjność) lub wyznacza okręgi tak, by zdobyć albo utrzymać władzę, popełnia nadużycie, które jest nielegalne z mocy konstytucji.

Gdyby w Polsce działał Trybunał Konstytucyjny, zapewne wziąłby taki argument pod uwagę. Ale wiadomo, co się z nim przez ostatni rok stało. Trudno liczyć, że w Trybunale padnie jakakolwiek decyzja Prezesa.

To jednak nie znaczy, że posłowie i senatorowie mogą czuć się zwolnieni z wierności ślubowaniu. Przeciwnie. Dopiero w takich okolicznościach nabiera ono wagi.

Jacek Żakowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)