Jacek Żakowski: Polska bez honoru? Bezwstydne tchórzostwo rządu PiS
Czy naprawdę nie widzicie państwo tego potwornego skarlenia? Czy nie macie poczucia, że ono nas wszystkich poniża i kompromituje - nie przed innymi, ale przed nami samymi? Gdzie do diabła podział się polski honor wymagający już nawet nie męstwa, ale panowania nad własnym tchórzostwem lub choćby udawania minimum odwagi? – pyta Jacek Żakowski w felietonie dla WP Opinie.
14.06.2017 | aktual.: 14.06.2017 18:01
"Decyzja #KE może nas oddalać od kompromisu ws. polityki migracyjnej: Polska jest gotowa do obrony swoich racji przed TS" - napisał na Twitterze Konrad Szymański. Nie, panie ministrze, w tej sprawie nie chodzi o kompromis, o nasze racje czy dyplomację. Na to wszystko był czas, zanim Polska podjęła zobowiązania. Teraz stawką jest nasz narodowy honor, który pan, razem ze swymi kolegami, wystawia na szwank.
Honor był w Polsce przez wieki wartością centralną. Zdaniem krytyków szkodliwie przecenianą. Zdaniem obrazoburców wyniesioną na groteskowy piedestał. Teraz to się definitywnie skończyło. Miejsce honoru w centrum polskich wartości zajęły cwaniactwo, wiarołomstwo, tchórzostwo, pazerność i bezwstyd. Poza geografią, językiem i nazwą coraz trudniej znaleźć coś łączącego tę dzisiejszą Polskę z polską kulturą honoru.
W centrum polskiego honoru było "słowo honoru". "Słowo się rzekło, kobyłka u płotu". W 1951 roku, podpisując Konwencję Genewską, Polska dała wszystkim ludziom na świecie swoje słowo honoru, że jak będą w potrzebie, to Polacy im na określonych warunkach udzielą schronienia. Nigdy żaden polski rząd nie ogłosił, że z jakiegoś powodu cofa to słowo honoru. Ale Polska się z niego nie zamierza wywiązać. Łamie słowo honoru, dane całemu światu i się tego nie wstydzi. Czy, do jasnej cholery, jacyś należący do polskiej kultury honoru Polacy zostali jeszcze w polskim rządzie zostali? Czy ktoś w Polsce chce jeszcze o polskim honorze pamiętać? Nie tylko w stwierdzeniach polityków, ale też w sondażach, widać, że nieliczni. Setki tysięcy uchodźców potrzebują ratunku, a nam byle jakie biurokratyczne preteksty starczają, by wyłgać się od danego słowa.
Taka konwencja działa jak ubezpieczenie wzajemne. "W razie czego" my mamy od innych promesę pomocy, a oni mają ją od nas. My ostatnio dość masowo wykorzystaliśmy ją w 1982 roku - podobnie jak Węgrzy w 1956 i Czesi w 1968. Z tym, że Węgrzy i Czesi są dziś bez honoru, niech oni radzą sobie sami. Jak następny raz będą czmychali przed Ruskim, inni im dzisiejsze wiarołomstwo przypomną. A polskie wiarołomstwo jest polskim problemem i wstydem. Konkretnie rządu, prezydenta, wszystkich Państwa i moim. Ja ten wstyd coraz bardziej dojmująco odczuwam. Czy nie zastanawia Państwa, co takiego się stało, że nasz dumny naród, który przez wieki nie żałował krwi dla honoru, teraz żałuje wszystkiego i próbuje się wykpić marnymi groszami, które - zamiast realnie pomóc zgodnie z obietnicą - rząd podobno przeznacza na pomoc uchodźcom w dalekich od Polski obozach?
Ale to nie wszystko. We wrześniu 2015 roku na posiedzeniu Rady Europejskiej Polska obiecała też innym krajom Unii, że przyjmie uchodźców w ramach relokacji. A teraz prezydent wprost oświadcza na łamach tabloidu, że "Polska absolutnie nie zgadza się na żadną relokację". Polska zupełnie otwarcie robi więc z gęby cholewę i mówi europejskim partnerom - jak Amber Gold swoim naiwnym klientom - że obiecała, ale się nie wywiąże. A jak będą nam chcieli coś zrobić, to razem z równie wiarołomnymi Węgrami wykorzystamy unijne kruczki prawne, żeby uniknąć kary. Czy Państwa nie boli, że takie "cwaniacko cwane" stało się państwo Polaków? I jeszcze jest dumne, że twardo i bezwstydnie oszukuje partnerów, a min. Szymański świeci przed światem oczami bez najmniejszego grymasu. Kobyłka u płotu była, ale dała nogę. I co jej zrobicie? Szukaj wiatru w polu. Tacy jesteśmy cwani!
To jednak dopiero początek katastrofy polskiego honoru. Bo nie ma głośniej powtarzanego powodu naszej odmowy przyjmowania uchodźców niż bezwstydne tchórzostwo. Tu mistrzem jest minister Błaszczak ze swoją teorią enklaw terroryzmu w Polsce, którymi mogą być nawet muzułmańskie kobiety i dzieci. Dramat jednak polega na tym, że gdyby Angela Merkel dała min. Błaszczakowi pięć procent swego "kobiecego męstwa" demonstrowanego w związku ze sprawą uchodźców, to stałby się on herosem na tle polskich polityków od Millera do Macierewicza. Co się z nami stało, że dumny czterdziestomilionowy naród w sercu Europy tak gremialnie trzęsie portkami przed paroma tysiącami bezdomnych uciekinierów, których obiecaliśmy przyjąć? Czy zdrowy polski rozum może rzeczywiście uwierzyć, że kilka, kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt tysięcy takich nieszczęśników mogłoby zislamizować Polskę? Gdyby taka obawa była jakkolwiek trafna, co warta byłaby dumna polska kultura, nasza tożsamość i nasza państwowość? Czy naprawdę czujemy się takimi kompletnymi neptkami, że boimy się zetknięcia z grupką bezdomnych innych? Pomyślcie chwileczkę: co z nami jest nie tak, że obawiamy się utraty tożsamości i wynarodowienia, jeśli wpuścimy tu garstkę ludzi stanowiącą jakiś ułamek promila wszystkich mieszkańców Polski?
Sobieski nie wystraszył się tureckiej nawały. Warneńczyk goniąc Azjatów dotarł aż pod Warnę. A teraz rząd Rzeczpospolitej cały drży jak osika, że grupka innowierców (używając słynnej frazy premiera Gowina) będzie wysadzała polskie niemowlęta w powietrze. Niechby to usłyszał pan Wołodyjowski. Na dodatek wielkiej rzeszy dzisiejszych Polaków, niestety, się takie paranoiczne tchórzostwo podoba. Czy nasz naród stał się tak tchórzem podszyty, jak - używając sarmackiej poetyki - senatorski płaszcz sobolami? Bo nie mówimy przecież o setkach tysięcy czy milionie przybyszów, których Niemcy przyjęły bez specjalnych histerii.
Nawet wizja zaopiekowania się kilkoma tysiącami uchodźców tak przeraża miliony Polaków, że aż prezydent zapowiada referendum w tej sprawie. To z punktu widzenia standardów polskiego honoru też rzecz niebywała, bo Prezydent RP ma zamiar zapytać Polaków, czy chcą oszukać resztę świata, wobec której Polska podjęła zobowiązanie podpisując Konwencję o uchodźcach i uroczyście godząc się na relokację. Prezydent nie może zwalić tego referendum na Pawła Kukiza, bo Kukiz chce tylko referendum w sprawie dalszych relokacji. Poprzez to referendum oszustwo ma się więc stać wspólnym wyborem całego polskiego narodu. A rząd dumnej Rzeczpospolitej boi się też grupki chorych dzieci, którymi chciałyby się zająć samorządy. Czy państwo nie widzicie tego potwornego skarlenia? Czy nie macie poczucia, że ono nas wszystkich poniża i kompromituje - nie przed innymi, ale przed nami samymi, przed tradycją mężnych Polaków i przed pamięcią następnych pokoleń? Gdzie do diabła podział się polski honor wymagający już nawet nie męstwa, ale panowania nad własnym tchórzostwem lub choćby udawania minimum odwagi?
Myślicie państwo, że może z tym honorem przesadzam, bo sprawa uchodźców jest jednak specjalna, emocjonalna, wrażliwa, symboliczna itd. itp. A jak się wam klei z honorem prezydent, który najpierw przysięga na konstytucję, a potem ją łamie? Który najpierw obiecuje złote góry frankowiczom, a potem wystawia ich do wiatru? A min. Kamiński bez skrupułów korzystający z lipnego ułaskawienia przez politycznego kolegę? A poseł Piotrowicz, cieniutko kręcący w sprawie wysługiwania się peerelowskim władzom? A min. Macierewicz dający nogę po katastrofie smoleńskiej i potem bez zażenowania nakręcający całą zamachową histerię? A prezes Kurski plotący o swoich sukcesach, kiedy wszyscy znają twarde liczby pokazujące, że jego TVP to klapa? A podwładni Kurskiego, którzy udają dziennikarzy, choć ich propagandowe fałsze i dyspozycyjność czytelne są nawet dla dzieci? A wszyscy posłowie, senatorowie, ministrowie gotowi na co dzień usprawiedliwiać i wychwalać wszystko, czego tylko oczekuje prezes? Przedszkolak by się wstydził tak się zakłamywać, a oni nawet się nie zająkną.
Mówicie, że to odgrzewane kotlety? A co powiecie o min. Małgorzacie Sadurskiej, której partyjni koledzy dali po znajomości posadę za milion i ona ją na oczach całego społeczeństwa bezwstydnie przyjęła, nie mając potrzebnych do takiej funkcji kompetencji, które ma przynajmniej paruset Polaków? Czy to nie jest sprawa elementarnego poczucia honoru? Bo w służbie publicznej sprawą honoru jest przecież służenie publicznemu dobru. Nie da się pogodzić honoru z darciem Rzeczpospolitej jak "postawu sukna". A operacja "Sadurska do PZU" to ewidentne "darcie". Jak się do państwowej spółki potrzebuje wielkiego managera, który już ma swoja rynkową cenę, to trzeba mu zapłacić tyle, na ile wycenił go rynek, czyli na przykład poprzedni pracodawca. Ale pani Sadurska to nie jest ten przypadek. Poprzedni pracodawca, czyli prezydent, wyceniał ją o jedno zero niżej. Teraz szczodrzy cudzymi pieniędzmi koledzy wpuścili ją na żerowisko. By udarła swój kawałek "postawu" i może by trochę odpaliła na partię itp. Nie znam takiej miary, wedle której można by było uznać, że to jest honorowe.
Pazerność i honor nie stoją w jednym domu. Ale pani Sadurska, ani żaden jej partyjny kolega nawet się nie zająknęli, że może milion rocznie to jednak za dużo jak dla osoby początkującej w biznesie. Jak można coś sobie z Rzeczpospolitej udrzeć, to po co się ograniczać? Faktycznie poza honorem (i może sondażami?) żadnego argumentu nie ma. Zresztą dyrektor Rydzyk daje najlepszy przykład, bo na oczach wszystkich drze bez zahamowań. Cała ławica takich wygłodniałych i wyzwolonych z okowów honoru Pi(S)ranii rzuciła się teraz na postaw. Zupełnie ich nie krępuje, że to wychodzi na jaw. Na tle Sadurskiej i jej wiernych obrońców Misiewicz wychodzi więc na superbohatera, bo gdy oderwano go wreszcie od koryta, to jednak jakby się odrobinę zawstydził i nieco stracił mores. Może trochę poczuł, że wystawił swój honor na szwank.
A jak państwa zdaniem do tradycji polskiego honoru ma się groteskowa obrona wyssanej z palca tezy o "zamachu smoleńskim", której oczywistą fałszywość fanatyczni wyznawcy wciąż próbują maskować, znajdując coraz bardziej odlecianych "świadków i fałszując wyniki prac ekspertów? W kulturze honoru przynajmniej kilku protagonistów takiego absurdu, który w Polsce narobił potwornego bigosu, honorowo palnęłoby sobie w łeb lub przynajmniej by znikło. Ale poza dr. Berczyńskim, który rozpłynął się za oceanem, wszyscy oni dalej sikają pod wiatr oczywistości. Nawet Antoni Macierewicz nie daje żadnego znaku, że oczywista już absurdalność jego sztandarowej tezy o zamachu wymaga jakiegoś honorowego odwrotu, honorowego "przepraszam", honorowego przyjęcia odpowiedzialności za przysporzenie dodatkowego cierpienia rodzinom i ambarasu wszystkim. Trudno się oprzeć wrażeniu, że polskie poczucie honoru jakoś się tej grupy nie ima, a liczą się tylko różne interesiki. Lub może całkiem spore interesy.
Nie będę ukrywał, że to wszystko mnie załamuje. Może dlatego, że moje pokolenie wyrosło w Polsce zniewolonej, rządzonej przez ludzi jakoś zdeprawowanych i w dużej części pozbawionych honoru. Długo więc żyłem nadzieją, że wolna Polska będzie Polską honorową i moralnie piękną. A w praniu się okazało, że Polska realna im dłużej jest wolna, tym staje się mniej piękna i zwłaszcza mniej honorowa. Bo przecież to wszystko, niestety, nie są incydenty. Za każdym takim przypadkiem zaniku polskiego poczucia honoru stoi wianuszek obrońców, naśladowców, uzasadniaczy, wyznawców i piewców.
Wygląda to już gorzej niż w Polsce zniewolonej przez Jałtę. Bo wtedy przynajmniej można było się łudzić, że winni są Ruscy i ich paskudny system. A teraz robimy to sobie sami. Nikt nam już przecież polskiego honoru nie odbiera. Porzucamy go sami.
Jacek Żakowski dla WP Opinie