Jacek Saryusz-Wolski: musimy wyrosnąć z krótkich spodenek
(RadioZet)
03.10.2005 | aktual.: 03.10.2005 11:45
Gościem Radia ZET jest Jacek Saryusz-Wolski, eurodeputowany Platformy Obywatelskiej. Wita Monika Olejnik, dzień dobry. Witam, dzień dobry. Panie pośle, czy chciałby pan zostać ministrem spraw zagranicznych? To nie jest dobre pytanie, w tej chwili toczą się negocjacje. Odwrócę pytanie, czy dostał pan propozycje, żeby zostać ministrem? Nie, takiej propozycji nie dostałem, jestem kandydatem Platformy, ale wszystko zależy od programu, a personalia potem. A gdyby pan dostał taką propozycję, jak pan sobie wyobraża rolę ministra spraw zagranicznych? Taką samą jak do tej pory, czy coś należy zmienić? Generalnie zasadę polskiej polityki zagranicznej należy kontynuować, natomiast wchodzimy w nową fazę, to już jest kraj, który jest członkiem, osiągnął swoje cele strategiczne. Musimy wyrosnąć z krótkich spodenek, prowadzić politykę bardziej stanowczą w obszarze naszych głównych interesów politycznych. Czyli jak np. prowadzić politykę bardziej stanowczą wobec Rosji, która zrobiła nam psikusa, o czym zresztą wiedzieliśmy,
podpisała umowę z Niemcami w sprawie gazociągu? Powtórzę to, co już mówiłem, że najlepszą polityką wschodnia Polski, jest dobra polityka zachodnia. Czyli przez Brukselę, przez instytucje Unii Europejskiej, praca nad tym, żeby Unia Europejska mówiła jednym głosem i żebyśmy my na kształt tego głosu mieli zasadniczy wpływ. Ale uważa pan, że możemy doczekać się tego, że Unia Europejska powie jednym głosem w sprawie budowy gazociągu i będzie po stronie Polski która jest oburzona tym, że została wyeliminowana? Dzisiaj nie, chociaż takie rozmowy prowadzimy i w Parlamencie i z Komisją. Po prostu w tej sytuacji Unia Europejska nie ma wspólnej polityki energetycznej, traktatu również nie, każdy kraj może robić co chce, natomiast jest pożądane, żeby te polityki zbliżać, więc podnoszenie larum przez nas jest zasadne. No tak, możemy podnosić larum w Unii Europejskiej, ale co może zrobić minister spraw zagranicznych, w sprawie budowy gazociągu, co może zrobić w przyszłości rząd polski? Po pierwsze, sprawdzić, czy jest
możliwość powrotu do kontraktu norweskiego, po drugie, praca nad rurociągiem Amber, czyli dywersyfikacja realna dostaw gazu dla Polski. Podobno w sprawie Norwegii to już jest nierealne, bo Norwegia się dogadała z Rosją, także to możemy odłożyć na bok. Tak niektórzy mówią, ale rzecz wymaga sprawdzenia. W tej chwili jest nowy rząd Norwegii, gdyby tak miało być, to trzeba być tego na 100 proc. pewnym, nigdy nie wiadomo, czy nie została jeszcze jakaś furtka. Pan powiedział, że gdyby pan gdzieś wyjeżdżał, to pierwsza pana wizyta byłaby właśnie do Oslo. Tak, by podjąć wątek, który został niestety zaprzepaszczony przez rząd Leszka Millera, powrót do idei rządu Jerzego Buzka. Oczywiście liczymy się z tym, że jest upływ czasu i to może być niemożliwe, ale trzeba być tego pewnym i wykorzystać każdą szansę. Jaką powinniśmy mieć politykę wobec Rosji? Twardszą, jak do tej pory? To powinna polityka realna, stanowcza, nie powinna być polityką gestów, na które spotykają nas różnego rodzaju nieprzyjemne odpowiedzi. Na pewno
powinna być polityką przyjazną wobec Rosji, zwłaszcza demokratów rosyjskich, natomiast pełną godności, jeśli chodzi o nasze interesy narodowe. Czy do tej pory nasi ministrowie prowadzili politykę nierealną i zbyt przyjazna wobec Rosji, uległą wobec Rosji? Ona była mało aktywna. Ona jest w dużej mierze pochodną tego, jakie są zachowania Rosji, w dużej mierze była przyciśnięta tymi sprawami historycznymi, natomiast sytuacja jest nowa i – moim zdaniem – nie w pełni wykorzystana, widzę to na polu Parlamentu Europejskiego, wykorzystanie naszej obecności, dlatego, że Unia to my, po to, żeby kształtować politykę Unii i to już daje efekty. Ale sam pan doskonale wie, że naraziliśmy się Rosji walcząc o to żeby Ukraina stała się wolnym krajem i Rosja nam to na długo nie zapomni, więc co można zmienić? Po pierwsze, w słusznych sprawach warto się narazić, a to jest bezsprzecznie sprawa słuszna. A po drugie, teraz czas jakoś w tej chwili załagodzi tą sytuację, w jakiejś mierze już Rosja zaczyna się godzić z niezależnym
kursem Ukrainy, może i w tej materii lepsze czasy nadejdą. Chyba takim papierkiem lakmusowym będzie to, jak Rosja będzie głosował w sprawie objęcia funkcji sekretarza generalnego ONZ np. przez Aleksandra Kwaśniewskiego, to będzie takim wyznacznikiem, czy rzeczywiście Rosja się pogodziła, czy nie? Tak, wiemy, kto popiera tą kandydaturę, wiemy, kto się waha, no i jest wielka niewiadoma, czy obawa, negatywnego głosu Rosji w tej materii. Wszystko przed nami, zobaczymy. Czy chciałby pan, żeby Aleksander Kwaśniewski został sekretarzem generalnym ONZ? To byłoby zdecydowanie dobre dla Polski. A co by wynikało z tego dla Polski? Przede wszystkim, poza korzyścią prestiżową, oznaczałoby to, że Polska wypływa nie tylko na europejskie wody, ale i na światowe. To jest absolutnie kluczowe stanowisko w tej chwili, aczkolwiek szalenie trudne, ponieważ ONZ przeżywa swego rodzaju kryzys. A proszę powiedzieć, czy pańscy koledzy, eurodeputowani, śmieją się z polskich polityków, którzy ścigają się na spotkanie z Barroso?
Widzieliśmy wyścigi Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego. Sądzę, że ważny jest efekt końcowy, nie widziałem żadnych uśmiechów w tej materii. Efekt końcowy jest taki, że obaj goście w Brukseli powiedzieli, że Polska polityka będzie polityką proeuropejską, to jest bardzo ważny sygnał właśnie w tym momencie, między jednymi wyborami, a drugimi. A dlaczego to jest ważne w tym momencie, a nie mogliby jechać po wyborach, jeden z nich? Dlatego, że pojawiły się niekorzystne dla Polski sygnały w mediach zachodnioeuropejskich, szereg z nich bardzo wypaczających istotę polskiej propozycji w tej materii i tych sił politycznych, które prawdopodobnie będą rządzić. W tym momencie ten sygnał był potrzebny, a nie kilka tygodni później. Czyli co się o nas pisze? Piszę się bardzo różnie, od takich głosów jak “Financial Times Deutschland”, mówiących o tym, że nadszedł czas, aby Polska była liderem Europy, po głosy, które w absolutnie niezrozumiały sposób przedstawiają sytuację, jako Polski, która będzie się izolowała, która nie
będzie uczestniczyła we współpracy europejskiej, której znaczenie na arenie międzynarodowej spadnie. A jak została odebrana wizyta premiera in spe, Kazimierza Marcinkiewicza? Ja sadzę, że dobrze, tak to odebrałem, bo byłem przy pierwszej wizycie z przewodniczącym Barosso, jako dobry sygnał. Potem wypowiedzi rzecznika Komisji Europejskiej, to zostało odebrane jako dobry omen dla roli, jaką Polska będzie chciał odgrywać w Unii Europejskiej. Obie wizyty! Wczoraj był pan w Radiu ZET krytykowany przez lewicę, ale nie tylko przez lewicę, również przez Prawo i Sprawiedliwość, ustami Ludwika Dorna, za to, że pan uważa, że prowizorium budżetowe jest rzeczą dobrą. Krytyka pana Olejniczaka wynika z tego, że jak w wypowiedzi dla “Rzeczpospolitej” skrytykowałem politykę rządu pana Belki w tej materii. Sądzę, że taki odruch, a poza tym, nieznajomość procedur budżetowych, my w tym siedzimy po uszy w Brukseli, dziesiątki godzin nad tym spędzając. Jest trochę niezrozumienia w Polsce i podejścia na zasadzie – brać co dają,
uciekać w krzaki z pieniędzmi. Ja twierdzę, że nieobojętny jest podział budżetu, ważna jest jego struktura, czyli ile na rolne fundusze, ile na strukturalne, w związku z czym schodzenie poniżej pewnego pułapu nas nie urządza. Jest wyjście zapasowe, ono się nazywa prowizorium budżetowe, to jest pogląd zyskujący w Parlamencie Europejskim i przewodniczący Borsso powiedział, że marcu siadamy do budżetu 2007, jak państwo się nie mogą dogadać to my zrobimy roczny budżet. Naszą rolą jest zabezpieczenie naszych interesów, bo propozycja prowizorium jest wyższa, mam liczby, o ok. 90 mld euro, niż to, co proponuje tzw. “klub skąpców”. Czyli Anglicy? Anglicy też, ale Niemcy, Holendrzy, Szwedzi i Austriacy. Taktyka rządu Belgii, który w czerwcu powiedział “tak” dla niskiego budżetu, bo przypomnę, że chwalił się ten rząd 72 mld w narodowym planie rozwoju, a potem był zadowolony z 60 mld, pytam, gdzie zginęło 12 mld euro? A ja pytam o Ludwika Dorna, też pana krytykuje przyszły koalicjant. To stanowisko wynika chyba z
nieznajomości tekstu mojej wypowiedzi, jakoś się kłóci z tekstem polityki zagranicznej PiS-u, który mówi: będziemy nieustępliwie negocjować jak najkorzystniejszy dla Polski budżet, a zwłaszcza jak największe fundusze w ramach polityki strukturalnej ora zna rzecz polskiego rolnictwa. To jest tylko dowód, że w trakcie kampanii wyborczej, tak poważnych tematów, jak polityka zagraniczna, a zwłaszcza tak trudnych, jak budżet, nie powinno się po prostu poruszać. Dziękuję. Jacek Saryusz-Wolski, eurodeputowany Parlamentu Europejskiego.