Jacek Parol: Mateusz Kijowski podejmował decyzje i ogłaszał je w studiach telewizyjnych
- To wyglądało tak: Mateusz Kijowski zadzwonił do mnie i powiedział, że jest w sklepie i zamierza sobie kupić telefon i laptopa. Odpowiedziałem: - Jeśli jest taka krytyczna potrzeba, to kupuj - opisuje Wirtualnej Polsce Jacek Parol, były członek zarządu Komitetu Obrony Demokracji. Jak dodaje, o tym, że KOD jedzie w delegację do Brukseli na spotkania z unijnymi politykami dowiadywał się ze "sweet foci Mateusza, który był już na lotnisku".
10.01.2017 | aktual.: 10.01.2017 12:42
Jest pan członkiem KOD-u?
Od pierwszego dnia. A nawet byłem jego członkiem, zanim on powstał. Bo jestem członkiem-założycielem i należałem do czteroosobowego komitetu założycielskiego.
Na początku była sielanka?
To złe słowo. Znaliśmy się jeszcze zanim założyliśmy KOD. Pisuję dla "Studia Opinii". Mateusz Kijowski też tam pisywał, więc znaliśmy się. Czasami wymienialiśmy się na Facebooku uwagami o sytuacji w kraju. Po tekście Krzysztofa Łozińskiego o konieczności powstania KOD-u, Mateusz odezwał się do różnych osób - w tym i do mnie. Tak się zaczęło.
Miał pan wówczas Kijowskiego za społecznika, człowieka uczciwego, starego bracha...
...tak. Absolutnie. Mój obraz Mateusza był bardzo dobry. Cieszyłem się, że razem coś robimy.
Ale bardzo szybko wasze drogi się rozeszły. Dlaczego?
Bo sposób, w jaki Mateusz traktował KOD i nas, był taki, że zrezygnowałem z zasiadania w zarządzie Komitetu. Powiedziałem, że się nie godzę na jego metody. Odszedłem w lutym, a formalnie w marcu 2016 r., bo dopiero wtedy KOD zarejestrował się jako stowarzyszenie.
A jakie były to metody?
Mateusz podejmował decyzje i je ogłaszał w studiach telewizyjnych. Jako zarząd dowiadywaliśmy się o jego decyzjach słuchając wywiadów z nim. Jestem dorosłym facetem, więc uznałem, że tak się nie będziemy bawić. Nie mogłem tego firmować, nie mając żadnego wpływu, a ponosząc odpowiedzialność.
O jakiej decyzji Kijowskiego dowiedział się pan z telewizji?
Na przykład o wejściu KOD-u w inicjatywę stworzenia obywatelskiego projektu zmian w ustawie o Trybunale Konstytucyjnym. To była decyzja Mateusza bez zgody zarządu Komitetu. A to był błąd KOD.
Inna?
O tym, że KOD jedzie w delegację do Brukseli na spotkania z unijnymi politykami dowiedziałem się ze sweet foci Mateusza, który był już na lotnisku.
Nie chodzi o to, aby się skarżyć. Ja już się na takie sytuacje skarżyłem na zarządzie KOD-u, ale większość jego członków nie widziała wtedy w tym takiego problemu jak ja. Uznałem, że nie pasuję do takiego modelu zarządzania. Odszedłem.
Jak to było z kupowaniem przez Mateusza Kijowskiego iPhone'a i laptopa?
Ujmę to tak: w dobie rewolucji komunikacyjnej, która jest oparta na mediach społecznościowych, Mateusz nie miał pieniędzy, a telefon komórkowy i komputer miał słabe, powinien zostać przez KOD zaopatrzony i w smartfona, i w laptopa. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Mój główny żal był taki, że w gronie ludzi działających w KOD-zie nie tylko Mateusz miał problem z telefonem i komputerem. A Mateusz pomyślał tylko o sobie, a o innych ludziach już nie. A jak już kupił dla siebie, to za tak dużą kwotę, że udałoby się za nią cały zarząd zaopatrzyć w sprzęt - może nie aż tak dobry, ale działający. Składki członkowskie i zbiórki do puszek były po to, abyśmy byli jako KOD w stanie działać sprawnie.
Mateuszowi należała się komórka i laptop. Inne osoby jednak zgłaszały, że pracują na byle czym, a ich nie zaopatrzono. Od początku był zresztą problem z tym, że Mateusz jako lider miał problem z gwiazdorstwem.
iPhone za 4,5 tys. zł? I - jak pan pisał - laptop tej samej marki za drugie tyle?
Komputer może i kosztował nie dwa razy tyle co telefon, ale tyle samo.
Kto podejmował decyzję o kupnie Kijowskiemu tego sprzętu?
To wyglądało tak: Mateusz zadzwonił do mnie i powiedział, że jest w sklepie i zamierza sobie kupić telefon i laptopa. Odpowiedziałem: - Jeśli jest taka krytyczna potrzeba, to kupuj.
Muszę się do tego przyznać, ale ja nie byłem osobą, która mogłaby w tej sprawie podejmować decyzję, nie byłem żadnym autorytetem i nie mogłem zadecydować, żeby nie kupował. Nie chciałbym, aby zrzucano na mnie odpowiedzialność za to. Po prostu Mateusz powiedział mi, że kupiłby sobie ten sprzęt. Już jednak nawet po takim zakupie informację o tym powinien powziąć zarząd KOD-u i w jakikolwiek formalny sposób potwierdzić go.
To była norma?
Tu właśnie był kłopot, bo jednego z nas - członków zarządu - Mateusz pytał o kupno telefonu komórkowego, a innego o wyjazd do Brukseli. Kogoś trzeciego jeszcze o coś innego. Tak nas rozgrywał.
Dla jasności: nie protestuję przeciwko samemu zakupowi, ale przeciwko temu, że Mateusz pomyślał wyłącznie o samym sobie.
Pierwsza faktura firmy Kijowskiego i jego żony wystawiona Komitetowi Społecznemu KOD pochodzi z marca 2016 r. To był czas, gdy pan się już pożegnał z Komitetem...
...ale informacje o tym, że z pieniędzmi KOD-u coś jest nie tak, już krążyły. Ale wiedzy na ten temat nie miałem. Miałem pretensje do Mateusza o sposób zarządzania KOD-em, ale nie miałem wątpliwości co do jego uczciwości. Uważałem go za ideowca, który mając swoją wizję nie do końca patrzy na wizje ludzi, którzy są wokół niego. W uczciwość nie wątpiłem.
A teraz?
Teraz mam już inna optykę i chcę, aby wszystkie sprawy finansowe w KOD zostały wyjaśnione. Wbrew temu, co sądzą o mnie niektórzy członkowie KOD-u, nie mam teraz wyrobionego zdania o uczciwości bądź braku uczciwości Mateusza Kijowskiego. Mój wpis na FB, że stronę internetową KOD-u prowadził mój przyjaciel Jerzy Pogorzelski, wywołał burzę. A był emocjonalną reakcją na kłamstwo i hipokryzję Kijowskiego. Bo to mój przyjaciel na moją prośbę uruchomił i prowadził tę stronę www nie biorąc za to ani grosza. A potem okazuje się, że miało być inaczej - nie mogłem się na to zgodzić i zaprotestowałem.
Pisałem bardziej w obronie mojego przyjaciela niż w kontrze do Kijowskiego. Być może od marca 2016 r. były potrzeby, aby opiekę informatyczną sprawować za pieniądze, na które opiewały faktury Kijowskiego. Ale przed marcem jeśli Kijowski zajmował się stroną, to robił to w tajemnicy przede mną.
KOD to dziś kłębowisko żmij?
Nic pan nie przesadza. Jest jak w kłębowisku żmij i żremy się w KOD-zie bardziej, niż to widać na zewnątrz. Skala złości, frustracji, rozczarowań jest ogromna. Złości na siebie nawzajem jest chyba nawet więcej niż tej, którą KOD żywi do przeciwnej strony sceny politycznej. Mnóstwo ludzi przeżywa żałobę po KOD-zie, który był. Część ludzi zupełnie wypiera fakty i wciąż chce starego KOD-u, a jego w takiej formie nie uda się uratować.
Dziś nie ma w KOD-zie autorytetu, który mógłby scalić Komitet.