Incydent z Black Hawkiem. Rząd i policja nie chcą się tłumaczyć

Na sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych omawiana jest sprawa incydentu z policyjnym śmigłowcem Black Hawk w Sarnowej Górze. Mimo zapowiedzi, na komisji nie pojawili się przedstawiciele Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Komendy Głównej Policji.

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © PAP | Artur Reszko
Adam Zygiel

W środę w Sejmie odbywa się specjalne posiedzenie komisji administracji i spraw wewnętrznych w związku z incydentem ze śmigłowcem Black Hawk. Chodzi o sytuację z 20 sierpnia, gdy podczas pikniku maszyna zerwała linię energetyczną w pobliżu osób obserwujących przelot. Helikopter został przez to uszkodzony i wymaga naprawy.

Na posiedzeniu mieli pojawić się przedstawiciele MSWiA i policji. Mieli to być wiceminister Błażej Poboży oraz zastępca komendanta głównego policji Roman Kuster.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Otrzymaliśmy pismo, z którego należy rozumieć, że na komisji się nie pojawi nikt - powiedział przewodniczący komisji Wiesław Szczepański. Odczytał on też fragment listu ministra spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Kamińskiego.

"Na wstępie chciałbym wyjaśnić, że stopień upolitycznienia zdarzenia z Sarnowej Góry spowodował, że przyjęliśmy pisemną formę komunikacji z komisją, niedopuszczalnym jest, że politycy opozycji wykorzystują tę sprawę do celów politycznych" - napisał Kamiński.

- Wiceminister Maciej Wąsik miał odwagę zorganizować śmigłowiec na piknik ze swoim udziałem, a nie miał odwagi przyjść na posiedzenie komisji - powiedziała posłanka Lewicy Katarzyna Piekarska. Stwierdziła, że Wąsik "okazał się zwykłym tchórzem".

Posłowie rozpoczęli więc posiedzenie komisji bez przedstawicieli rządu oraz policji. Pojawił się natomiast wiceprezes ds. standardów lotnictwa w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego Andrzej Kotwica.

Incydent z udziałem Black Hawka

20 sierpnia podczas pikniku z okazji 103. rocznicy bitwy pod Sarnową Górą koło Ciechanowa startujący śmigłowiec Black Hawk zerwał linię energetyczną w pobliżu osób obserwujących przelot. Incydent wyjaśnia policja. Śledztwo w tej sprawie wszczęła prokuratura.

Po zdarzeniu rządzących ostro skrytykowali politycy opozycji. Z ich ustaleń wynika też, że po brawurowym przelocie Black Hawk uległ awarii. Senator KO Krzysztof Brejza poinformował, że "cały wirnik i łopaty do wymiany, śmigłowiec do remontu. Koszt samych części to ok. 3 mln zł".

Poseł KO Maciej Lasek w rozmowie z WP wskazywał także, że podczas wydarzenia doszło do złamania zasad bezpieczeństwa. Wskazał, że "nie było żadnej strefy ochronnej między śmigłowcem i uczestnikami pikniku". Dodał, że maszyna w ogóle nie powinna przelatywać podczas pokazu niżej, niż 150 metrów nad terenem lub 300 metrów nad zgromadzeniem ludzi. - To chyba coś najbardziej karygodnego - skomentował.

- Przy takiej sytuacji powinien też być ktoś na ziemi z radiostacją, by prowadzić łączność z załogą - wskazał. - Nie wyobrażam sobie, by było inaczej. Jeśli było inaczej, to jest to równoznaczne z kolejnym złamaniem elementarnych zasad - powiedział.

Czytaj więcej:

Źródło artykułu:WP Wiadomości
black hawksejmmaciej wąsik
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (476)