Samowola Tymoszenko omal nie doprowadziła do katastrofy
"Pierwsza tura wyborów ma miejsce 31 października. Przy rekordowo wysokiej frekwencji 76 proc. Juszczenko zdobywa niewielką przewagę nad rywalem (39,97 proc. do 39,32 proc.).
Druga tura wyborów 21 listopada została drastycznie sfałszowana na korzyść Janukowycza. 22 listopada rano w centrum Kijowa rozpoczął się wiec zwolenników Juszczenki. Gdy po południu Centralna Komisja wyborcza podała wstępne wyniki, sprzeczne z niezależnymi exit polls, za to wskazujące na wyraźne zwycięstwo Janukowycza, nastroje eksplodowały. Wieczorem na placu Niepodległości, słynnym Majdanie w centrum miasta zebrało się według różnych ocen od 200 tysięcy do pół miliona ludzi.(...) Żelazna Dama zaangażowała w demonstracje nie tylko własną niespożytą energię, ale i pieniądze.
3 listopada - przewodniczący ukraińskiej Rady Najwyższej Wołodymyr Łytwyn, dotąd nieopowiadający się po żadnej ze stron, obciążył odpowiedzialnością za zaistniały kryzys polityczny urzędującego prezydenta, rząd i parlament.
(...) Tłum pod wodzą Julii Tymoszenko ruszył pod gmach prezydenckiej administracji, a Juszczenko wycofał się zaraz na początku. Już pod jego nieobecność manifestanci podjęli próbę zajęcia gmachu. Jak twierdzi sam Juszczenko - wbrew jego woli. Był także przeciwny ogłoszonej przez Julię blokadzie gmachów rządowych.(...) Ten dzień bardzo różnie opisują jego bohaterowie. Zdaniem Wiktora Juszczenki samowola Tymoszenko omal nie doprowadziła wówczas do katastrofy.
Były minister spraw zagranicznych Ukrainy Borys Tarasiuk jest przekonany, że to właśnie radykalna akcja Tymoszenko, jej poprowadzenie ludzi pod budynki rządowe i ich blokada zmusiły władze do pójścia na ustępstwa. Jak zapewnia Tarasiuk, mózgiem i duchem pomarańczowej rewolucji była Julia Tymoszenko" - dowiadujemy się z książki.