Hieny, śmiecie? "Najłatwiej ganić dziennikarzy"
Po dramatycznych wydarzeniach w Poznaniu, gdzie płk Mikołaj Przybył próbował popełnić samobójstwo podczas przerwy w konferencji prasowej, wiele osób poczuło się oburzonych zachowaniem mediów. Niektórzy z Internautów Wirtualnej Polski uważają, że dziennikarze zachowali się jak hieny – zamiast pomóc, skupili się na robieniu zdjęć i filmowaniu zakrwawionego człowieka. Pojawia się w związku z tym pytanie, czy media przekroczyły granice etyki?
10.01.2012 | aktual.: 11.01.2012 10:13
Zobacz film (uwaga, drastyczne sceny):
Próba samobójcza polskiego prokuratora wojskowego
Przeczytaj też:
Drastyczny film to nadużycie? "Dziennikarze to bydlaki"
Do próby samobójczej płk Mikołaja Przybyła doszło podczas poniedziałkowej konferencji prasowej ws. rzekomego inwigilowania dziennikarzy Cezarego Gmyza i Macieja Dudy. Po odczytaniu oświadczenia płk Przybył poprosił dziennikarzy o opuszczenie sali na kilka minut. Następnie strzelił sobie w głowę. Zaraz po zdarzeniu media wyemitowały nagranie. Nie słychać na nim krzyku dziennikarzy, nie widać też ich poruszenia. Zamiast pomóc ofierze, część z nich podbiega i chwyta za kamery. Brak uczuć? A może konieczność wpisana w zawód dziennikarza? Że trzeba mieć materiał przed innymi, być szybszym od kolegów czy konkurencji.
Prof. Wiesław Godzic, medioznawca i socjolog, mówi Wirtualnej Polsce, że rolą mediów jest relacjonowanie zdarzeń, jednak dzisiejsi dziennikarze są zagubieni w rzeczywistości, która coraz częściej przekracza możliwości ich etycznego rozpoznania. – Rola mediów zmienia się. Przeszła długą drogę – od nauczyciela, który pokazuje tylko to, co naprawdę istotne, po bezradnego błazna prezentującego bezsensowne, tanie sensacje. Dziennikarze gonią za skandalami, ponieważ zdają sobie sprawę, że dziś liczy się przede wszystkim liczba sprzedanych egzemplarzy – tłumaczy.
Ekspert zaznacza, że dziennikarze, którzy brali udział w poniedziałkowej konferencji, zostali postawieni w sytuacji ekstremalnej, do której nie byli przygotowani. Zwraca też uwagę, że płk Przybył pozwolił na obecność na sali mikrofonów i kamer. Pytany, czy prokurator mógł specjalnie wyreżyserować sytuację, przypomina, że co prawda zarządził przerwę, wyprosił dziennikarzy, ale nie nakazał usunąć sprzęt. - Zastanawiam się, czy tak nie miało być. Człowiek, jeśli ma zamiar popełnić samobójstwo, idzie w miejsce odosobnione. Jeśli decyduje się na taki krok w przerwie konferencji prasowej, może chciał, żeby wszystko się nagrało? Najłatwiej ganić dziennikarzy, ale oni są w miejscach, w których pozwala im się być - wyjaśnia.
Reporter zawsze stoi przed dylematem – skupić się na rejestrowaniu zdarzeń czy w nich uczestniczyć? Np. podczas wypadku – powinien robić zdjęcia, czy pomóc ofierze? – Nie ma ogólnej zasady, co ma robić dziennikarz, który jest świadkiem szokującego zdarzenia. Dawne reguły przy dzisiejszych środkach przekazu są bezużyteczne – mówi prof. Godzic. Dodaje jednak, że wciąż pozostają zasady ogólne – takie jak: nie rób drugiemu, co tobie niemiłe. - To nie jest tak, że upada etyka tego zawodu. Po prostu świat doznał ogromnego przyspieszenia, a nam brak dyskusji na temat zasad, jakimi powinny kierować się media. Podejrzewam jednak, że gdybyśmy chcieli wypracować takie wytyczne, niemalże co miesiąc powinna zbierać się rada etyków i analizować rozmaite przypadki - podkreśla.
Zdaniem wielu Internautów Wirtualnej Polski poniedziałkowe zachowanie dziennikarzy było skandaliczne. „Filmując postrzelonego człowieka pokazali swoje oblicze hien” – ocenia Internauta o nicku dodo. W jeszcze ostrzejszych słowach określa ich luk, nazywając – „śmieciami”. Poza filmem, liczne kontrowersje wzbudziła też okładka „Super Expressu”. Widać na niej płk. Mikołaja Przybyła tuż po oddaniu strzału. Pułkownik leży w kałuży krwi.
Zdaniem prof. Godzica poszczególne gazety kierują się swoimi wewnętrznymi zarządzeniami. – Jedne pokazują drastyczne zdjęcia, inne nie. To odbiorcy decydują, który tytuł kupią – zaznacza. Pytany, czy jesteśmy świadkami postępującej znieczulicy na dziejące się wokół nas dramaty, medioznawca tłumaczy, że liczba tragicznych obrazów, którymi epatują nas media przerasta nasze możliwości i w rezultacie stępia wrażliwość. – Widzimy tego tak dużo, że nie robi to już na nas takiego wrażenia – mówi. O ile porusza nas śmierć konkretnej osoby, to informacja o setkach ofiar wojny czy kataklizmu zaczynamy traktować jako coś normalnego.
Pytany, czy dramatyczne wypadki w Poznaniu powinny być dla dziennikarzy ważną lekcją na przyszłość, prof. Godzic przyznaje, że być może taka sytuacja – samobójstwo na konferencji prasowej, powinna wejść do obowiązkowych szkoleń dziennikarskich. Nigdy nie będziemy jednak w stanie przygotować się na wypadki, którymi w przyszłości zaskoczy nas rzeczywistość.
Paulina Piekarska, Anna Kalocińska, Wirtualna Polska