Henri zbliża się do USA. Mieszkańcy mają poważne zmartwienie
Potężna burza tropikalna Henri zbliża się do wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Żywioł ma siłę zbliżoną do huraganu, a prędkość związanego z nim stałego wiatru momentami sięgała nawet do 120 km/h.
Choć najczarniejszy scenariusz Krajowego Centrum Huraganów USA nie spełnił się, a burza tropikalna Henri nie przerodziła się w huragan, siła żywiołu nadal może budzić niepokój.
Jak podała Agencja Reutera, zmierzona rano prędkość stałego wiatru związanego z burzą wyniosła aż 120 km/h. W dalszej części dnia nieco osłabła, ale nadal była niebezpiecznie wysoka: 95 kilometrów na godzinę.
Zgodnie z informacjami podanymi przez National Weather Service, około 19:00 czasu polskiego burza dotarła już do stanu Rhode Island z wiatrem o prędkości 95 kilometrów na godzinę.
Wcześniej odwołany został koncert "Homecoming" w Nowym Jorku. Stało się tak w związku z burzą z piorunami, która nawiedziła miasto.
Co przyniesie żywioł?
Już w sobotę przed nadciągającym niebezpieczeństwem ostrzegał ustępujący gubernator Andrew Cuomo. Polityk ogłosił stan wyjątkowy, podobnie jak gubernator Rhode Island Dan McKee. W niektórych miastach stanu Connecticut zarządzono natomiast ewakuację.
W weekend telekonferencję z gubernatorami tych stanów, jak też Massachusetts, Maine i New Jersey zwołał natomiast prezydent Joe Biden.
Mieszkańcom rejonów zagrożonych władze zaleciły zaopatrzenie się w żywność i inne zapasy, napełnienie zbiorników paliwa, zabezpieczenie przedmiotów znajdujących się na wolnym powietrzu, w tym łodzi, oraz usunięcie pojazdów z obszarów zagrożonych powodzią. Ostrzeżenia przed burzą dostały ponad 42 miliony mieszkańców.
Zdaniem służb silny wiatr może połamać drzewa, zerwać dachy i linie energetyczne. Burza przyniesie też sztorm i ryzyko podtopienia, przed którym ostrzegają władze.
Zobacz też: 12 tys. złotych na dziecko. Schetyna uderza w PiS. "Obiecują pieniądze, których nie mają"