"Gwiazdy" TVP pod rękę z PiS idą po władzę
W programach publicystycznych Telewizji Polskiej zajmowali się głównie krytyką opozycji i chwaleniem rządu. Byli twarzami programu "Jedziemy" Michała Rachonia. Teraz dostali miejsca na listach wyborczych Prawa i Sprawiedliwości.
Dla Mariana Kowalskiego najbliższe wybory samorządowe to nie pierwszyzna. Z list najróżniejszych ugrupowań startuje od ponad 20 lat. Ani razu nie odniósł sukcesu, chociaż w 2015 roku był nawet kandydatem na prezydenta Polski. Teraz przyznaje, że nie miał już ochoty znowu poddawać się ocenie wyborców.
- Ale zaproponował mi to pan poseł Przemysław Czarnek. Gdyby proponował ktoś inny, pewnie bym się nie zgodził. Ale akurat panu Czarnkowi to ja nie odmówiłem - wyjaśnia Kowalski. PiS zaproponował mu 4. miejsce na liście do Sejmiku Województwa Lubelskiego.
W ostatnich latach Kowalski-polityk przeistoczył się w publicystę i komentatora politycznego programów na antenie TVP. Był jedną z twarzy programu "Jedziemy" Michała Rachonia, gdzie nie szczędził ostrej krytyki politykom Platformy Obywatelskiej. Media opisywały przypadki, gdy w wulgarnych słowach obrażał polityków PO. Nazywał ich między innymi "suk...synami". Dziś Kowalski nie widzi nic złego w tym, że będzie kandydować z listy PiS.
- Uważam, że osoba, która zabiera głos w pewnych kwestiach, głosi pewne poglądy, powinna mieć też odwagę je realizować, gdy nadarzy się taka okazja - tłumaczy Kowalski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W lubelskim sejmiku Kowalski chciałby się zająć m.in. sprawami ochrony zdrowia, ale i obronności: schronami i przygotowaniem blokowisk do czasów kryzysowych. - W każdej administracji na takim osiedlu trzeba mieć wojskowe kuchnie polowe i zapas drewna, żeby ludzie w razie czego mogli ugotować sobie tam zupę - mówi Kowalski.
Derewienko: Od razu zadzwonili z partii
Anna Derewienko z programu "Jedziemy" Michała Rachonia trafiła na piąte miejsce listy PiS do Sejmiku Województwa Kujawsko-Pomorskiego.
- Od razu, jak się pojawiłam w mediach, pojawiła się propozycja wstąpienia do partii, ale odmówiłam, bo było dla mnie oczywistym, że wtedy byłabym skrajnie nieobiektywna - mówi w rozmowie z WP Anna Derewienko. Zaznacza, że nadal jest bezpartyjna, a start z listy PiS to "naturalna konsekwencja jej drogi, jeśli chodzi o światopogląd".
Kandydatka przyznaje, że wizja świata w programie, w którym występowała w TVP, była jednostronna. Ona sama również głównie krytykowała opozycję, ale nikt jej tego nie narzucał.
- Ja kolegom w programie zwracałam uwagę czasami, żebyśmy pewne tematy przedstawiali inaczej, albo żebyśmy ich w ogóle nie poruszali - przekonuje dzisiaj Derewienko. - Miałam poczucie tej dosyć jednostronnej wizji. Zdarzało się, że nawet na antenie byłam już delikatnie poirytowana. Ja te uwagi do wydawcy, czy do Michała Rachonia, zgłaszałam, ale oczywiście nie miałam wpływu na wygląd programu - zaznacza.
W kujawsko-pomorskim sejmiku chce pomagać innym ludziom. - Poruszam się na wózku, jestem po bardzo ciężkich przeżyciach osobistych. Całe moje medialne bycie jest poświęcone temu, żeby pokazać, że osoby z niepełnosprawnością mogą zrobić coś dla innych - dodaje Derewienko.
Siewiereniuk-Maciorowska. Kiedyś w PO, dziś na liście PiS
Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska nie tylko komentowała wydarzenia u Michała Rachonia, ale współprowadziła również program "W kontrze". W wyborach startuje nie po raz pierwszy. W 2010 roku bez skutku starała się o mandat w Radzie Miasta Białystok z listy... Platformy Obywatelskiej.
- W 2010? Nie wiem, może i tak, ale ja byłam na tzw. zajączka - mówi Siewiereniuk-Maciorowska w rozmowie z WP. Po chwili przyznaje, że należała do PO. - Ale ja byłam w skrzydle konserwatywnym, rozstałam się z partią wraz z Janem Rokitą.
Odrzuca zarzut, że TVP ją wypromowała jako dziennikarkę, a teraz startuje z listy PiS.
- Telewizja mi nie robi kampanii. Nie wiem, czy to mi pomogło, bo ja nie znam wyników oglądalności - zaznacza. - Na pewno ludzie gdzieś mnie rozpoznają, ale ja nie mam żadnej gwarancji, że to się przełoży na wynik - dodaje.
Na pytanie, czy bardziej jest politykiem, czy dziennikarzem, nie odpowiada wprost.
- Nie znam osoby, która zna lepiej problemy mieszkańców niż dziennikarz. Dlatego, że jeżeli ludzie coś potrzebują, to bardzo często najpierw zgłaszają się do dziennikarzy ze swoimi problemami. W urzędzie odbijają się od ściany - przekonuje.
Po zatrzymaniu polityków PiS Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika przekonywała, że należy protestować. - Trzeba wychodzić na ulice, bo wszystkich nas nie zamkniecie, panie Tusk! - mówiła już na na antenie telewizji Republika w styczniu tego roku.
Do Rady Miasta Białystok startuje z wysokiego drugiego miejsca na liście PiS. W samorządzie chce się zająć m.in. budową schronów, organizowaniem ćwiczeń z samoobrony oraz ochroną zieleni w mieście. - Drzewa są tutaj rżnięte na potęgę - mówi.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj także: