Policja doskonale ją znała. Mieszkańcy się bali, doszło do tragedii
91 zgłoszeń w ciągu ostatnich pięciu lat. Tyle razy interweniowała policja w sprawie Grażyny R., mieszkanki Malborka podejrzanej o spowodowanie tragicznego pożaru w mieście - wynika z informacji Wirtualnej Polski. Kobieta miała na koncie wyroki, ale sąd traktował ją łagodnie, a najważniejszy proces utknął.
03.10.2024 | aktual.: 03.10.2024 10:43
O tej bulwersującej sprawie Wirtualna Polska informuje od kilku tygodni. Opisywaliśmy pożar kamienicy przy ul. Koszykowej, który wybuchł wieczorem 19 września. Zaskoczeni szalejącym ogniem lokatorzy uciekali z mieszkań przez okna. Jeden zginął w palącym się domu, drugi z ciężkimi poparzeniami trafił do szpitala. Poszkodowani mieszkańcy stracili całe swoje dobytki, teraz nie za bardzo mają się gdzie podziać, trwają zbiórki, by pomóc im stanąć na nogi.
Zaraz po pożarze zatrzymana została 37-letnia Grażyna R. Usłyszała zarzut podpalenia i po aresztowaniu trafiła na zamknięty oddział psychiatryczny na obserwację. Kobieta od lat mieszkała w okolicy. Wirtualnej Polsce udało się dotrzeć do jej bliskich oraz mieszkańców. Opowiedzieli, jak bardzo bali się Grażyny i jak według nich sądy bagatelizowały wyczyny 37-latki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W końcu doszło do tragedii
Według nieoficjalnych ustaleń, Grażyna przed tragicznym pożarem miała grozić podpaleniami, pobiciem, została objęta Niebieską Kartą. Według relacji jej matki brała twarde narkotyki, a ludzie się jej po prostu bali. Zdaniem naszych informatorów doszło do wielu zaniedbań ze strony służb.
Z wyjaśnień policjantów - w odpowiedzi na pytania Wirtualnej Polski - wynika, że w ciągu ostatnich pięciu lat przeprowadzono wobec Grażyny R. aż 91 interwencji, z czego tylko w tym roku aż 25. Sporo z tych spraw zgłaszała jednak sama - na jej żądanie policja przeprowadziła 60.
- Interwencje zgłaszane przez podejrzaną dotyczyły głównie konfliktu z partnerem lub byłym partnerem i zakłócenia porządku publicznego. Interwencje kończyły się m.in. zatrzymaniem kobiety lub wnioskami o ukaranie jej za popełnione wykroczenia. Funkcjonariusze przyjmowali także zawiadomienia o popełnionych przez kobietę przestępstwach i wykroczeniach. Prowadzili w tych sprawach czynności wyjaśniające oraz dochodzenia - informuje WP Martyna Orzeł z Komendy Powiatowej Policji w Malborku.
- W 2022 r. było prowadzone postępowanie wieloczynowe. Kobiecie przedstawiono wówczas kilkanaście zarzutów, które między innymi dotyczyły kierowania gróźb karalnych, zniszczenia mienia, spowodowania uszczerbku na zdrowiu, kradzieży, kradzieży z włamaniem oraz znieważenia i naruszenia nietykalności funkcjonariusza policji. Mundurowi gromadzili materiał dowodowy w tych sprawach, przesłuchiwali świadków, zbierali informacje, prokurator powoływał biegłych. W trakcie trwania postępowania w 2022 roku funkcjonariusze, z uwagi na zachowanie kobiety, zwrócili się do prokuratury o zastosowanie wobec niej środka izolacyjnego. Sprawa ta została przekazana do sądu i jest w toku.
Sąd przez dwa lata nie zakończył tego postępowania, a kobieta w tym czasie była na wolności i jak podejrzewają śledczy, wywołała pożar.
Prawomocne wyroki Grażyny R. z Malborka
Grażyna R. była w ostatnich latach trzykrotnie skazana, za każdym razem przez Sąd Rejonowy w Malborku. W lipcu 2019 r. na sześć miesięcy prac społecznych i poddanie się terapii psychiatrycznej za kradzież, we wrześniu 2019 r. na siedem miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata, dozór kuratora i zakaz kontaktu z pokrzywdzoną za wtargnięcie do cudzego domu i uporczywe nękanie innej kobiety, a w marcu 2023 r. na siedem miesięcy prac społecznych za kradzież oraz pobicie innej kobiety.
W dwóch pierwszych przypadkach sąd uznał, że zdolność kierowania swoim postępowaniem była w znacznym stopniu ograniczona. Powodów tej decyzji nam nie podano, jednak na podstawie naszych rozmów z mieszkańcami Malborka można przypuszczać, że mogło chodzić o chorobę psychiczną. Grażyna czasem miała odkrzykiwać ludziom: "nic mi nie zrobicie, mam żółte papiery!".
Wyrok z 2023 r. już tej okoliczności nie uwzględniał.
Niebieska karta Grażyny R.
Matka Grażyny R., założyła swojej córce Niebieską Kartę, ponieważ kobieta znęcała się również nad nią. Według relacji pani Teresy, 37-latka wielokrotnie się na nią rzucała z pięściami, groziła jej nożem i rzucała w nią różnymi przedmiotami (np. talerzami).
Policja tłumaczy, że musiała przerwać prowadzenie niebieskiej karty, ponieważ Grażyna wyprowadziła się od matki. Tyle że w ostatnim czasie znów u niej mieszkała i znów ją terroryzowała, ale pani Teresa w końcu uznała, że nie ma sensu zgłaszać na policję. Kobieta zarzuca im słabą skuteczność wobec zachowań jej córki.
Czy policja mogła zapobiec?
Policja wyjaśniła nam też sprawę dotyczącą interwencji przeprowadzonej dzień przed podpaleniem kamienicy. Z przekazanych nam przez mieszkańców informacji wynika, że Grażyna była u Krzysztofa, który zginął w pożarze, wybiła mu szyby i zdemolowała mu drzwi, a potem... sama zadzwoniła na policję ze skargą na niego.
- Przyjechali, stali na chodniku i wołali Grażynę do samochodu, a ona się cofnęła w bramie i powiedziała: "To wy chodźcie do mnie" - przekazała nam jedna z malborczanek. - Pan policjant kazał mi wrócić do domu, a oni poszli w stronę klatki, w której Grażyna porobiła szkody. Gdy policja weszła do klatki, ona wsiadła na rower i uciekła. Nie próbowali jej gonić.
- Nie było mnie przy tej sytuacji, ale jak wróciłam z pracy, dowiedziałam się o tym i zobaczyłam te szyby, to zadzwoniłam do dzielnicowego – powiedziała nam inna z mieszkanek kamienicy. - On powiedział, że nic nie mogą zrobić, ale jak ona wróci i będę się czuła zagrożona, to mogę do nich zadzwonić. Powiedziałam, że po co, skoro oni przyjechali i nic z tym nie zrobili.
Zobacz także
Z przekazanych nam informacji wynika też, że podczas wizyty Grażyny u Krzysztofa miały paść groźby śmierci. Wiemy to od świadka, który słyszał 37-latkę awanturującą się w kamienicy przy ul. Koszykowej. Personaliów naszych rozmówców nie zdradzamy. Boją się zemsty Grażyny.
Mieszkańcy kamienicy przekazali nam również, że Grażyna dzień po awanturze, na kilka godzin przed pożarem, przyszła do Krzysztofa z przeprosinami i zrobiła mu obiad. Kamienicę miała spalić, gdy mieszkanie mężczyzny opuściła jej matka, która z Krzysztofem się przyjaźniła.
Policja tłumaczy to zajście inaczej: - Uczestnicy interwencji, w tym mężczyzna zgłaszający interwencję w rozmowie z policjantem zaprzeczyli, aby kierowano w ich stronę groźby karalne. W obecności funkcjonariusza osoby doszły do porozumienia.
Jak naprawdę zginął Krzysztof U.?
Wśród mieszkańców spalonej kamienicy, których odwiedzaliśmy w różnych częściach Malborka w ich tymczasowych mieszkaniach, krąży kilka informacji, których nie są pewni. Jedna z nich dotyczy śmierci Krzysztofa. Ktoś przekazał im, że mężczyzna zmarł na zawał, a nie z powodu zaczadzenia.
Jak zdradziła nam prokuratura, biegły wciąż nie wydał ostatecznej opinii w tej sprawie, mimo że od pożaru minęło już 13 dni. Nie wiadomo więc, jaka jest przyczyna śmierci denata, ani czy Grażyna zadała mu rany. To samo dotyczy jego psa, który spał z nim na jednym łóżku.
Śledczy nie ujawniają szczegółów jej zeznań, choć wiadomo, że były obszerne.
Prokuratura nie będzie sprawdzała, czy policja popełniła błędy w tej sprawie i skupia się obecnie głównie na pożarze, śmierci Krzysztofa oraz ciężkich obrażeniach, jakich doznał w pożarze mieszkający u niego 75-letni Filip.
Zapytaliśmy również, dlaczego Grażyna R. nadal nie usłyszała zarzutu zabójstwa.
- Na obecnym etapie, w świetle zebranego w sprawie materiału dowodowego brak jest przesłanek do przedstawienia podejrzanej zarzutu zabójstwa – odpowiada Prokurator Mariusz Duszyński z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Jeśli ktoś chce wesprzeć malborskich pogorzelców, to linki do ich zbiórek publikujemy poniżej:
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Kontakt: Mikolaj.Podolski@grupawp.pl