PolskaGra wokół katastrofy smoleńskiej. O co chodzi rosyjskim władzom?

Gra wokół katastrofy smoleńskiej. O co chodzi rosyjskim władzom?

Kontrowersyjne zdarzenia dotyczące katastrofy smoleńskiej to w dużej części precyzyjnie zaplanowane działania będące narzędziem rosyjskiej polityki. - Wyciek zdjęć z ciałami ofiar katastrofy był oczywiście celowym zagraniem, to nie podlega dyskusji - mówi w rozmowie z WP.PL Piotr Maciążek, ekspert zajmujący się polityką wschodnią. Zagrania rosyjskich władz sprawdzają się m.in. dzięki silnej kontroli nad rosyjskimi mediami i dobremu PR-owi, co umożliwia manipulowanie nie tylko rosyjską, ale w pewnym stopniu również światową opinią publiczną. Skuteczność tej taktyki najlepiej opisuje tytuł artykułu belgijskiego dziennika "Le Soir", opisujący druzgocącą dla Polski konferencję MAK - "Druga śmierć Kaczyńskiego".

Gra wokół katastrofy smoleńskiej. O co chodzi rosyjskim władzom?
Źródło zdjęć: © PAP | Jacek Turczyk
Marcin Bartnicki

09.04.2013 | aktual.: 10.04.2013 12:05

Przeczytaj też: Polska prokuratura odpiera zarzuty "Komsomolskiej Prawdy"

Niezależnie od oceny stopnia winy stron polskiej i rosyjskiej w katastrofie smoleńskiej, niemal wszyscy zgodnie przyznają, że rozgrywkę między Polską i Rosją, która rozpoczęła się 10 kwietnia 2010 roku, bezapelacyjnie wygrywają Rosjanie. - Polska to nie jest liga, w której gra Rosja - mówi Piotr Maciążek, komentator portalu Defence24.pl, ekspert zespołu analiz fundacji Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego "Amicus Europae". - U nas popularne są odnoszące się do Polski stwierdzenia, jak "mocarstwo regionalne" lub "konsolidacja Europy Środkowej", jednak przepaść w PKB jest tak wielka, że nie ma o czym mówić. Rosjanie za równych sobie w Europie uważają Wielką Brytanię, Francję i Niemcy, a nie Polskę - twierdzi Maciążek.

Z Polską tylko po rosyjsku lub niemiecku

Rosyjskie elity chętnie wykorzystują kolejne okazje, aby zaznaczyć dysproporcje w relacjach z Polską. Gdy po objęciu władzy przez PiS, polska dyplomacja sondowała możliwość zorganizowania spotkania prezydenta lub premiera z Władimirem Putinem, strona rosyjska odpowiedziała, że spotkanie może się odbyć, ale potrwa 10 minut. Według Jarosława Kaczyńskiego, warunkiem Rosjan było, aby rozmowę przeprowadzono w języku rosyjskim lub niemieckim. Po 10 kwietnia, do podkreślania charakteru wzajemnych relacji, Moskwa szczególnie chętnie wykorzystywała temat Smoleńska.

Już od dnia katastrofy, prezydent Władimir Putin chciał, co naturalne, aby Federacja Rosyjska wypadła jak najlepiej w oczach świata, które tego dnia zwrócone były na Smoleńsk. - Wtedy ujawniła się przewaga Rosji nad Polską, także przewaga w działaniu zgodnie z państwowym instynktem. Dla Putina Lech Kaczyński, odkąd nie żył, nie był już przeciwnikiem politycznym. Był prezydentem innego kraju i dopilnowanie ceremoniału okazania czci prezydentowi innego kraju było dla Putina także pilnowaniem własnej pozycji przywódcy - wyjaśnia Paweł Kowal w książce "Między Majdanem a Smoleńskiem".

Kowal był jednym z nielicznych polskich polityków, którzy 10 kwietnia 2010 roku spotkali się z Putinem. Wspomina, że Rosjanom w ciągu kilku godzi udało się zebrać ekspertów i odpowiednio przygotować. - Było naturalne, że Putin, jadąc na miejsce katastrofy, bierze z sobą byłego zastępcę ambasadora w Polsce, byłego ministra, wszystkich, którzy znają Polskę, ponieważ ich wiedza może się przydać. Po naszej stronie nie można było nawet ustalić szczegółów uroczystości żałobnych - twierdzi Paweł Kowal.

Obraz
© Władimir Putin i Donald Tusk 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku (fot. PAP/ITAR-TASS)

Donald Tusk i Jarosław Kaczyński zgodnie przyznają, że 10 kwietnia Rosjanie celowo opóźniali przejazd szefa PiS, aby do Smoleńska pierwszy dotarł premier. - Byliśmy świadomi, że Rosjanie robią wszystko, żeby ta oficjalna delegacja z moim udziałem była pierwsza. Nawet jadący ze mną minister Graś zwracał uwagę obsłudze, kierowcy, rosyjskiemu oficerowi ochrony, który siedział w naszym samochodzie, żeby zwolnili, żebyśmy razem dojechali z tą grupą Jarosława Kaczyńskiego. Ale Rosjanie nie reagowali - mówił premier Tusk w telewizji TVN24. Jarosława Kaczyńskiego do wspólnego spotkania z Putinem i Tuskiem zaproszono nieco później. Prezes PiS odmówił.

W precyzyjnie kreowanej polityce wizerunkowej niczego nie zostawiono przypadkowi. Jednak mimo starań, Putin nie był zadowolony z efektów. - Warto rzucić okiem na film z tego pożegnania. Żeby zobaczyć tę defilującą grupę żołnierzy - niezbyt równo maszerowali i widziałem po mimice Putina, że to nie przypadło mu do gustu. Dla niego było kłopotem, że Rosja nie mogła się pokazać w tej sytuacji z całą pompą i majestatem władzy - twierdzi Paweł Kowal. Kolejne posunięcia Rosjan z nawiązką nadrobiły braki z pierwszych dni po katastrofie.

"Druga śmierć Kaczyńskiego"

Organizacją konferencji komisji MAK, badającej przyczyny katastrofy, zajął się jeden z najlepszych rosyjskich ekspertów od marketingu politycznego, były doradca Borysa Jelcyna Igor Mintusow. Dwa lata po konferencji przyznał w rozmowie z "Gazetą Oława", że wskazywanie na informację o alkoholu, który miał zostać wykryty we krwi gen. Andrzeja Błasika, miało odwrócić uwagę od błędów Rosjan. Mintusow zaznaczał, że była to decyzja polityka, a nie jego doradcy (czytaj więcej). W rozmowie z WP.PL Mintusow nie chciał potwierdzić tych informacji (zobacz wywiad z Igorem Mintusowem).

Mimo polskiej odpowiedzi, którą było ujawnienie nagrań z wieży kontroli lotów, zwracających uwagę na przynajmniej częściową winę Rosjan, w mediach na całym świecie większy oddźwięk zyskała rosyjska wersja przyczyn katastrofy, wskazująca na naciski prezydenta i gen. Błasika, które miały przyczynić się do błędu pilotów. Belgijski dziennik "Le Soir" artykułowi opisującemu konferencję MAK nadał znamienny tytuł: "Druga śmierć Kaczyńskiego".

Artykuł w
Artykuł w "Le Soir" o konferencji MAK (fot. WP.PL)
Gdy zniknęły złudzenia, że może dojść do przełomu w stosunkach polsko-rosyjskich, stało się jasne, że problemy z przekazywaniem materiałów dowodowych ze śledztwa nie są przypadkowe. Rosyjskie władze wróciły do strategii stosowanej wcześniej w sprawie dokumentów dotyczących mordu w Katyniu. Rosyjscy śledczy i dyplomaci w coraz mniejszym stopniu zachowują pozory, że najważniejsze dowody w najbliższych latach trafią do Polski. - Rosja nie chce oddać wraku tupolewa z prostej przyczyny - prawdopodobnie doszło do zaniedbań po stronie rosyjskiej i wszelkie ich nagłośnienie godziłoby w prestiż Federacji Rosyjskiej. Zresztą już samo pokazanie światu lotniska Siewiernyj czy słynnej wieży kontroli lotów, godzi w ten prestiż. Rosja szczególnie dba o wizerunek swoich sił zbrojnych, a przypomnijmy, że jest to lotnisko wojskowe, które było w fatalnym stanie. Władze rosyjskie zdecydowanie wolą, kiedy lotniska wojskowe pokazuje się w taki sposób, jak zrobiło to National Geographic w swoim filmie o katastrofie smoleńskiej.
Kluczową zasadą dyplomacji rosyjskiej jest dbałość o to, aby negatywne informacje w światowych agencjach prasowych w żaden sposób nie odbiły się na prowadzonej polityce czy wizerunku państwa - mówi Piotr Maciążek.

O ile intencje konferencji MAK lub zatrzymanie kluczowych dowodów można odczytać bez trudu, to cel pozostałych zagrań nie jest już tak oczywisty. Szczególnie nieprzyjemny dla Polaków był wyciek fotografii przedstawiających zmasakrowane zwłoki ofiar katastrofy, m.in. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. - Wyciek zdjęć był oczywiście celowym zagraniem, to nie podlega dyskusji. Dość niechętnie przyznał to w audycji RMF FM były minister spraw wewnętrznych Jacek Cichocki. Co do tego konsensus panuje, jak widać również w Platformie, nie tylko w opozycji. Trudno ocenić, co miał spowodować ten przeciek. Reakcje, jakie wywołały w Polsce te zdjęcia wskazują na to, że mógł być to element nacisku na polski rząd - wyjaśnia Piotr Maciążek.

Na liście zagrań strony rosyjskiej, przed trzecią rocznicą katastrofy, pojawiają się kolejne pozycje. 4 kwietnia 2013 roku rosyjska gazeta "Izwiestia" opublikowała artykuł informujący o polskich żądaniach dotyczących przekazania 10 hektarów ziemi w Smoleńsku pod budowę pomnika ofiar katastrofy (czytaj więcej). Rosyjscy dziennikarze zaznaczali, że to teren większy niż Plac Czerwony w Moskwie. Według informacji podawanych 5 kwietnia przez "Rzeczpospolitą", istnieniu takich żądań zaprzeczają polskie i rosyjskie ministerstwo kultury oraz władze Smoleńska. Odpowiedź udzielono jednak tylko polskiemu dziennikowi. Do rosyjskiej opinii publicznej informacja ta nie dotarła.

Domniemane żądanie Polski wywołało oburzenie mieszkańców Smoleńska. Protest przeciw budowie pomnika wystosowali m.in. rosyjscy weterani II wojny światowej, argumentując, że na tym terenie nadal znajdują się niezidentyfikowane szczątki żołnierzy, a budowa pomnika może zakłócić dalsze poszukiwania. W takich sprawach władze Rosji słuchają własnych obywateli, bo jak można uczcić pamięć "obcych" ofiar katastrofy, kosztem własnych bohaterów? Mimo że rosyjskie władze zaprzeczyły nieprawdziwym informacjom, mają argument, aby opóźnić budowę pomnika. To jedno z bardziej subtelnych zagrań wpisujących się w nową koncepcję rosyjskiej polityki, wykorzystującą znane od lat metody. Miękka polityka

12 lutego 2013 roku, prezydent Władimir Putin podpisał nową "Koncepcję polityki zagranicznej Rosji". Po raz pierwszy zaznaczono w oficjalnym dokumencie tej rangi wykorzystanie w większym niż do tej pory zakresie "miękkiej siły". - Rosyjskie rozumienie "miękkiej siły" jest osadzone w lokalnej tradycji politycznej i polega na zdolności do aktywnego wpływania na kształtowanie opinii o Rosji w zagranicznych środowiskach opiniotwórczych i do manipulowania zagraniczną opinią publiczną przy pomocy formalnie niezależnych od państwa instytucji i środowisk - pisze w analizie dokumentu Witold Rodkiewicz z Ośrodka Studiów Wschodnich (zobacz analizę).

Dr Rodkiewicz zwraca uwagę, że "miękka siła" była wykorzystywana przez Rosję już wcześniej, jednak nie w znaczeniu, w jakim rozumie się ten termin na Zachodzie. - "Miękka siła" to oddziaływanie, również mimowolne, atrakcyjności danego społeczeństwa i systemu politycznego. Dla elity rosyjskiej "miękka siła" to pewien instrument działania. Wyobraża się, że wygląda to trochę na kształt operacji specjalnych, które są przeprowadzane metodami sieciowymi, wpływania i manipulowania innymi społeczeństwami. Rosja chciałaby działać w sposób, jaki przypisuje Stanom Zjednoczonym i krajom zachodnim - wyjaśnia w rozmowie z WP.PL dr Rodkiewicz.

Strategia, której elementem jest wykorzystanie "miękkiej siły", sprawdza się szczególnie na obszarze postsowieckim. Na Zachodzie daje ograniczone efekty, Moskwa podejmuje jednak kolejne próby, np. organizując lub wspomagając już istniejące organizacje pozarządowe. Ich zadaniem jest m.in. prezentowanie w mediach argumentów uzasadniających rosyjską politykę. - Pojawiły się takie fundacje, i w Nowym Jorku, i w Paryżu, na których czele stanęły osoby z pogranicza świata polityki i środowiska ekspercko-intelektualnego. Pomysł polega na tym, że mamy centrum i pewną siatkę formalnych i nieformalnych struktur, przez którą próbujemy manipulować innymi społeczeństwami. Ma to więcej wspólnego z myśleniem w kategoriach sowieckich operacji specjalnych, niż z "miękką siłą", jaką definiuje w swojej kanonicznej książce Joseph Nye - wyjaśnia dr Rodkiewicz.

Również w Polsce pojawiają się organizacje broniące linii polityki władz rosyjskich, a także Aleksandra Łukaszenki, prezydenta Syrii Baszara al-Asada, a wcześniej również Muammara Kadafiego i innych przywódców cieszących się przychylnością Federacji Rosyjskiej. Rosjanie inwestują również w media. Piotr Maciążek jako przykład takiego działania podaje serwis rosyjskiej rozgłośni Radiowej "Głos Rosji", wydawany w stu procentach w języku polskim.

- W kraju takim jak Polska, "miękka siła" będzie oznaczała przede wszystkim próbę zdominowania dyskursu o Rosji za pomocą niezależnych ośrodków analitycznych, wchodzenia rosyjskiego kapitału do różnych spółek informacyjnych i wpływu na poszczególnych ludzi kształtujących opinię publiczną. Być może brzmi to jak teoria spiskowa, ale to normalna polityka prowadzona przez wszystkie państwa. Rosja nie jest tu wyjątkiem, Amerykanie robią dokładnie to samo - twierdzi Piotr Maciążek.

Dr Witold Rodkiewicz zwraca uwagę, że media są jednym z głównych narzędzi "miękkiej siły", zarówno w wydaniu zachodnim, jak i rosyjskim. - Możliwości panowania nad mediami lub manipulowania nimi są w Rosji dużo szersze niż na Zachodzie. Przejawiło się to w bardzo konkretnych posunięciach. Kilka lat temu założono telewizję Russia Today, która jest takim środkiem - wyjaśnia dr Rodkiewicz.

Odpowiedź Polski

W opinii ekspertów, próba wyjścia z niekorzystnej sytuacji powinna polegać m.in. na angażowaniu struktur międzynarodowych w rozwiązanie problemu, ponieważ w dwustronnych relacjach polsko-rosyjskich, stoimy na straconej pozycji. Takim właśnie działaniem było zwrócenie się do szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton. Na prośbę Radosława Sikorskiego, Ashton w nieoficjalnej rozmowie z szefem rosyjskiego MSZ Siergiejem Ławrowem w trakcie szczytu UE-Rosja, poruszyła kwestię zwrotu wraku tupolewa. W odpowiedzi, w oficjalnym komunikacie rosyjska dyplomacja wyraziła "skrajne zdumienie" polskim postulatem. Radosław Sikorski przyznał w wywiadzie dla radiowej "Jedynki", że działanie Federacji Rosyjskiej w kwestii zwrotu wraku "trudno nazwać działaniem w dobrej wierze, z dobrą wolą".

Obraz
© Donald Tusk i Władimir Putin podczas obchodów 70. rocznicy mordu w Katyniu, 7 kwietnia 2010 roku (fot. PAP/ITAR-TASS)

Sikorski twierdzi, że o problemy z przekazywaniem dowodów należy obarczać rząd rosyjski, a nie polski. Tego samego zdania jest również Piotr Maciążek. - Wbrew temu co mówi opozycja w Polsce, wynegocjowanie pewnych ram prawnych to jedno, natomiast ich realizacja to druga sprawa. Państwo rosyjskie w stosunku do polskiego ma dużo większy potencjał. Gdyby przy władzy był inny rząd, być może wynegocjowano by lepszą wstępną umowę dotyczącą postępowania po katastrofie, natomiast ostateczny efekt mógłby być ten sam - mówi Maciążek. Zaznacza, że Sikorski powinien kontynuować sprawę zwrotu wraku z wykorzystaniem unijnej dyplomacji.

Piotr Maciążek wyjaśnia, że Rosja nie zrezygnuje ze stosowania kolejnych zagrań związanych z katastrofą smoleńską. Dlatego sprawa zwrotu wraku tupolewa będzie jednym z elementów rozgrywki rosyjskiej dyplomacji i służb, co najmniej do kolejnych wyborów parlamentarnych w Polsce. - Jest to użyteczne narzędzie wpływania nie tylko na zachowanie opinii publicznej w Polsce i na polskich polityków, ale w ogóle na moderowanie polityki zagranicznej naszego kraju, która w ostatnich latach stała się zakładnikiem gry między PO i PiS - zauważa Maciążek.

Możemy obrażać się na rosyjskie władze, że lepiej dbają o swoją rację stanu, ale lepiej wyciągnąć wnioski z popełnionych do tej pory błędów. Z różny powodów, kontrowersje wokół tematu Smoleńska, pojawiające się co jakiś czas w polskich i rosyjskich mediach, to w dużej części zasługa strony rosyjskiej. Ta gra szybko się nie skończy.

Marcin Bartnicki, Wirtualna Polska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1981)