Igor Mintusow: Anodina raczej nie powinna wspominać o alkoholu we krwi gen. Andrzeja Błasika
W styczniu 2011 r. rosyjski Międzypaństowy Komitet Lotniczy (MAK) przedstawił raport o przyczynach katastrofy prezydenckiego tupolewa. Podczas konferencji prasowej szefowa MAK, Tatiana Anodina powiedziała, że w krwi generała Andrzeja Błasika, który przebywał w kabinie pilotów, wykryto alkohol. Te słowa wywołały burzę w Polsce.
W styczniu 2013 r. dziennikarz gazeta-oława.pl opisał spotkanie z Igorem Mintusowem, w przeszłości osobistym konsultantem Borysa Jelcyna ds. wizerunku, dziś szefem Centrum politycznej konsultacji “Nikkolo M”. Firma Mintusowa doradzała MAK w przygotowaniu konferencji o przyczynach katastrofy smoleńskiej. Zgodnie z relacją dziennikarza z Oławy rosyjski spec od politycznego wizerunku miał przyznać, że uwagi o pijanym gen. Błasiku były zaplanowaną strategią na odwrócenie uwagi od błędów Rosjan. Zadzwoniłam do Mintusowa, by wyjaśnić tę sprawę.
WP: Katarzyna Kwiatkowska: Czy pana zdaniem Anodina popełniła błąd wspominając podczas konferencji o alkoholu we krwi gen. Błasika?
Igor Mintusow: - Raczej to był błąd. Proszę zaznaczyć, że mówię z naciskiem na słowo "raczej". Anodina raczej nie powinna wspominać o alkoholu we krwi generała, jeśli nie miała niezbitych dowodów, że właśnie to spowodowało katastrofę. Jej słowa mogły zostać omyłkowo zinterpretowane przez opinię publiczną. Informacja o pijanym dowódcy wzbudziła większe zainteresowanie, niż złe warunki pogodowe. Nie mogę jednak stwierdzić, że słowa Anodiny były zaplanowaną strategią. Nic o tym nie wiem.
WP: Czy to Pan i eksperci z "Nikkolo" pomagali Komitetowi w przygotowaniach konferencji prezentującej raport po katastrofie tupolewa?
- Nie mogę udzielać tego typu odpowiedzi.
WP: Przejdźmy zatem na poziom bardziej ogólny. Po co Komitet zatrudnia speców od politycznego wizerunku? Czy to powszechna praktyka rosyjskich instytucji państwowych?
- W ostatnich czasach - mam na myśli ostatnie dziesięć lat - angażowanie specjalistów od kreowania wizerunku jest dobrą praktyką urzędników. Taki trend wyznaczyły najwyższe osoby w państwie, które niejednokrotnie wynajmowały zachodnie firmy PR do prezentacji w Europie ważnych dla Kremla wydarzeń. W roku 2006 szczyt G8 w Sankt Petersburgu lansowali na Zachodzie niemieccy specjaliści.
Coraz więcej państwowych struktur decyduje się na wynajęcie agencji PR, choć jeszcze w latach 90. nikomu nie przyszłoby do głowy, że urzędnicy państwowi będą słuchać rad specjalistów od kreowania wizerunku. Decydenci zdają sobie sprawę, że wsparcie profesjonalistów jest w dzisiejszym świecie niezbędne.
WP: Ale po co?
- O konieczności zaangażowania agencji PR rosyjskie władze przekonały się w 2008 roku, w czasie wojny z Gruzją. Prezydent Saakaszwili zdecydowanie lepiej radził sobie z zachodnią opinią publiczną niż Putin i Miedwiediew. To była bolesna lekcja, ale rosyjskie władze wyciągnęły z niej naukę.
Są kwestie na które opinia publiczna jest wyjątkowo wyczulona. Wtedy trzeba ostrożnie formułować wypowiedzi, bo każde pochopnie rzucone słowo może wywołać burzę i uderzyć rykoszetem w osobę publiczną i firmowany przez nią projekt. Nieostrożne wypowiedzi wynikają najczęściej z braku medialnego wyczucia i braku doświadczenia w obcowaniu w opinią publiczną. Dlatego niemal każda instytucja państwowa ma dziś sekretarza prasowego, czyli specjalistę od kontaktu z mediami. To jednak nie wystarcza. W sytuacji, gdy wysoko postawiony urzędnik musi stanąć sam na sam z opinią publiczną, potrzebna jest pomoc specjalisty, taki swego rodzaj indywidualnego treningu. To niezbędne, jeśli chce się być efektywnym w życiu publicznym.
Inna sprawa, że o tego rodzaju działalności zazwyczaj nie mówi się głośno. Nie ma otwartych konkursów na usługi dla polityków. Zazwyczaj o wynajęciu firmy PR wie tylko jego najbliższe otoczenie polityka. Jeśli to jest przedstawiciel władz, firmę sprawdza służba bezpieczeństwa na okoliczność lojalności.
WP: A trudno było pańskiej agencji otrzymać pozytywną ocenę służb?
- To nie jest pytanie do mnie. W takich przypadkach nie ma przecież mowy o oficjalnych przesłuchaniach. Służby analizują dostępną im informację, jawną i niejawną, potem przygotowują raport. Odbywa się to dyskretnie.
WP: Agencja PR odpowiada za to, by polityk czy urzędnik nie powiedział publicznie zbędnych słów. Słowa Anodiny o gen. Błasiku ocenia pan jako "raczej niepotrzebne". Czy to oznacza, że pańska firma, przygotowując konferencję MA, poniosła klęskę?
- Konsultanci radzą klientowi, jak powinien wystąpić, ale to sam zainteresowany decyduje w ostateczności, co powiedzieć, a czego nie. Anodina najwyraźniej uważała, że te słowa są potrzebne.
WP: Konsultowała swoje wystąpienie z Kremlem?
- Nie mogę tego potwierdzić. Nie uczestniczyłem w takich rozmowach.
WP: W polskiej prasie pisano, że był pan "mózgiem" tej konferencji. Zgadza się pan z tym?
- Mogę jedynie powtórzyć, że konsultanci są tylko doradcami. W jednej z gazet napisano, że jestem kolegą Putina. Nie spodobało mi się to. Jeszcze ktoś na Kremlu pomyśli, że dopadła mnie mania wielkości.
Specjalnie dla WP.PL Katarzyna Kwiatkowska