Głodują i błagają o pomoc. Rosyjscy żołnierze w potrzasku
Bliscy rosyjskich żołnierzy wysyłanych na front w Ukrainie organizują zbiórki najpotrzebniejszych rzeczy dla wojskowych. Zmobilizowani na wojnę mężczyźni informują, że cierpią z powodu głodu i zimna. Często nie mają też potrzebnej do walki broni.
Dziennikarze Sibir.Realii rozmawiali ze zmobilizowanymi rosyjskiej armii żołnierzami i ich bliskimi. Z ich relacji wyłania się dramatyczny obraz sytuacji, w jakiej zostali postawieni wojskowi, którzy zostali skierowani na front w Ukrainie.
- Zamiast szkolić się na południu kraju, zgodnie z obietnicą, od razu zostali przeniesieni na front! Stało się to po kilku dniach ćwiczeń - mówił żona jednego ze zmobilizowanych żołnierzy z miasta Tiumień na Syberii.
Tatiana z Tomska, opisała reporterom sytuację swojego brata, który został niedawno powołany do armii Putina i po krótkim szkoleniu skierowany na wojnę w Ukrainie - Jest bardzo źle, brakuje im wszystkiego. Żywności, wody, sprzętu, mundurów, lekarstw, amunicji. Nie mają żadnych karabinów maszynowych, nic. Są w strefie działań wojennych i nie mają broni. Nie tylko mój brat tak mówi. Rozmawiam z kilkunastoma osobami stamtąd. Kromka chleba traktowana jest tam jak luksus - przyznaje kobieta i wskazuje, że wspólnie z innymi rodzinami żołnierzy organizuje w Tomsku zbiórkę najpotrzebniejszych rzeczy, które są potrzebne młodym żołnierzom. Krewni i przyjaciele zmobilizowanych zbierają pieniądze na jedzenie, kupują namioty, a nawet krótkofalówki.
Chcą powrotu bliskich. Kulisy mobilizacji w Rosji
Rodziny żołnierzy, z którymi rozmawiali dziennikarze, wskazują, że wyposażenie oraz żywność dostarczają swoim bliskim wykorzystując, "wszystkie możliwe drogi" poza oficjalną ścieżką, tłumacząc to "brakiem zaufania do dowództwa".
- Ci, którzy wyjechali 28 września, nie byli ani jednego dnia na szkoleniu. Siedzą już w okopach, głodni i zmarznięci. Pomocy humanitarnej nie widzieli na oczy, bo urzędnicy regionalni zabierają wszystkie opłaty i nie idzie ona na front - mówi Karina Małachowa z Tomska.
Sibir.Realii podaje, że niemal we wszystkich regionach azjatyckiej części Rosji odbywają się zbiórki żywności i wyposażenia dla zmobilizowanych. - Chłopcy proszą o buty, wełniane swetry, rękawiczki i szaliki. Podczas odwrotu wojsk wszystko jest porzucane, jest też wiele pożarów - mówi żona jednego z żołnierzy.
Rosyjscy dziennikarze dotarli też do jednego z żołnierzy, który przekazał, że trafił na front po 10 dniach szkolenia. - Wyobraź sobie, że mieliśmy dostać kawałek pieczywa na jeden dzień, jak w oblężonym Leningradzie - przyznał wojskowy.
Źródło: Sibir.Realii/WP