Szymczyk nie był sam. "Ta osoba powinna mieć wiedzę"
Przy gen. Jarosławie Szymczyku były w Ukrainie osoby, które znają się na broni - tak twierdzi Andrzej Mroczek, były policjant i ekspert ds. terroryzmu z Collegium Civitas. - Ta osoba powinna mieć wiedzę, jeśli chodzi o broń. Jak ją sprawdzić, chowając do samochodu, czy posiada cechy broni w myśl ustawy, czy stwarza zagrożenie i czy można ją przewieźć przez granicę. Nie powiem, kogo mam na myśli - zastrzegł Mroczek w programie "Newsroom" WP. - Bardzo mnie interesuje, kto kierował działaniami na miejscu zdarzenia, gdy komendant został zabrany karetką do szpitala. Wezwano pirotechników. Z informacji medialnych wynika, że nie było na miejscu straży pożarnej. Procedury jasno mówią, że pirotechnicy przystępują do interwencji, żeby sprawdzić, czy inne przedmioty znajdujące się w gabinecie komendanta również nie zawierają materiałów wybuchowych i - co najważniejsze - czy nie dojdzie do wybuchu wtórnego. Mogło być dużo gorzej. Od tego są pirotechnicy. Oni mogą podejmować czynności z chwilą, gdy mają zabezpieczenie logistyczne w postaci karetki i straży pożarnej. Generalnie procedury minersko-pirotechniczne wskazują, że na miejscu muszą być służby zabezpieczające ich działania - dodał.