Gen. Mick Ryan: Genialny kontratak, albo strategiczny błąd
- Atak na obwód kurski to albo genialny kontratak, który tak samo jak podobne operacje w historii, może zmienić impet wojny, albo strategiczny błąd, który spotęguje związane z nią wyzwania - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Mick Ryan. Australijski dowódca wskazuje jednocześnie, że właśnie trwa "wyścig z czasem".
13.08.2024 06:10
Około 3:00 nad ranem w ubiegły wtorek ruszyły ukraińskie kolumny. Właśnie rozpoczęła się kontrofensywa oddziałów Kijowa. Kierunek? Obwód kurski. Przez pierwsze kilka godzin obie strony konfliktu konsekwentnie milczały. Dziś już wiemy, że Ukraińcy wdarli się w głąb rosyjskiego terytorium, a zdezorientowani Rosjanie cofają się i przegrupowują.
Ukraińskie uderzenie wywołało spore zaskoczenie wśród sojuszników Kijowa na Zachodzie. Stany Zjednoczone zapowiedziały, że zwrócą się do Ukraińców po szczegółowe informacje. Waszyngton, Berlin i Bruksela zgodnie stwierdziły jednak, że Kijów ma prawo się bronić - również poprzez atak na terytorium wroga. I każdy z krajów dopuszcza użycie jego sprzętu w takiej akcji.
Całkowity obraz sytuacji w obwodzie kurskim nadal pozostaje jednak owiany mgłą wojny. Jedno jest pewne: jakiekolwiek nie byłyby ich cele, Ukraińcom udało się zaskoczyć nie tylko Zachód, ale i Rosjan - co w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla gen. Mick Ryan, ekspert ds. studiów wojskowych w Lowy Institute w Sydney, adiunkt w Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych w Waszyngtonie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski: Ukraińcom udało się w końcu znaleźć słaby punkt Rosjan?
Gen. Mick Ryan: Ukraińcy nie tylko ich zaskoczyli, ale wywołali szok. Na tyle duży, że Rosjanie zareagowali bardzo powoli. Z pewnością Ukraina znalazła słaby punkt Rosji i zdołała go wykorzystać. Oczywiście Rosjanie w końcu spowolnią Ukraińców, ale na razie nie są w stanie tego osiągnąć.
To jednak nie wszystko, na co warto zwrócić uwagę. Ukraińcom udało się przeprowadzić operacje towarzyszące, które pozwoliły uniemożliwić rosyjskim posiłkom dotarcie do rejonu walk. Były to nie tylko zasadzki na konwoje, ale też zniszczenie baz lotniczych i składów amunicji. To bardzo znaczące wydarzenie, ponieważ zgromadzenie tak dużej ilości amunicji wymaga czasu. Ukraińcy kupili go sobie i mogą nadal operować - w zależności od tego, jaki jest ich ostateczny cel. Najwyraźniej chcą spowolnić Rosjan we wschodniej Ukrainie, zajmując ich walką w innym regionie.
Czy tak się stanie, czy nie, przypuszczam, że zobaczymy w nadchodzącym tygodniu lub w kolejnym.
Zaskoczyć Moskwę się udało, ale co z celem operacji?
W ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin uzyskaliśmy nieco większą jasność - przynajmniej jeden ukraiński przedstawiciel mówi, że jednym z celów jest właśnie odciągnięcie rosyjskich wojsk. Myślę, że jest to całkowicie rozsądny kierunek, ale wydaje mi się, że nie jest jedyny.
Moim zdaniem Ukraińcy mają cały szereg innych zamiarów - politycznych i strategicznych. Skierowane są one i do Władimira Putina, i do Zachodu. To również jest częścią tej operacji.
Pod pewnymi względami trwa teraz wyścig z czasem - aby zobaczyć, ile Ukraina może zrobić.
A jeśli pokusiłby się pan o ocenę tego, co obserwujemy, to jak im idzie?
Skupmy się może na strategicznych celach. Po pierwsze, atak może być próbą spowolnienia lub zahamowania impetu rosyjskiej ofensywy trwającej przez cały 2024 rok. Drugim celem strategicznym może być zmiana dynamiki i narracji na temat wojny na bardziej pozytywną dla Ukrainy.
Trzecim celem strategicznym może być podniesienie morale ludności ukraińskiej. Biorąc pod uwagę ostatnie osiem miesięcy operacji obronnych, ciągłe ataki z powietrza na infrastrukturę i uciążliwe dla społeczeństwa niedobory energii, morale społeczeństwa może być kluczowe.
Już w 2023 roku wszyscy spodziewali się ukraińskiej ofensywy. Wtedy się to jednak nie udało. Co teraz - poza elementem zaskoczenia - sprawiło, że Ukraińcy prą do przodu?
Obrona przeciwlotnicza to coś, co robi największą różnicę między kontrofensywą w 2023 rokiem a tym, co widzimy dziś. Tych różnic jest oczywiście więcej, bo Ukraińcy pokazują, że uczą się na swoich porażkach. To wręcz fascynujące, jak szybko się nauczyli i dostosowali do wymagań wroga.
Wracając jednak do różnic. Teraz uderzenie przeprowadzono z wykorzystaniem doświadczonych jednostek, a wtedy do boju rzucono takie, które dopiero co zakończyły szkolenie. Nie opłaciło się.
Drugi czynnik, to właśnie wspomniana już obrona przeciwlotnicza. Po trzecie, to bardzo zaawansowane działania walki elektronicznej i zastosowanie dronów. Wyróżniłbym jeszcze zdolność do prowadzenia operacji wieloma jednostkami - w tym jednocześnie i z wykorzystaniem większej liczby pojazdów. Dodatkowo, tym razem Ukraińcy zaatakowali tam, gdzie Rosja jest słaba, a w 2023 roku atak miał miejsce tam, gdzie Rosja była silna.
I wtedy zabrakło także elementu zaskoczenia. Tamtego ataku wszyscy się spodziewali.
Wobec tego czy możemy już mówić, że Ukraińcy zyskali to, czego nie zyskali w zeszłym roku? Kijów zyskał przewagę?
Nie jestem pewien, czy już możemy tak powiedzieć. Pewne jest jednak to, że jest to ukraińska próba zmiany status quo i bardzo duży zwrot w sytuacji na froncie. I powiedziałbym też, że to bardzo zuchwałe posunięcie.
W krajach zachodnich zapomnieliśmy, jak to jest podejmować tego rodzaju ryzyko, co sprawia, że to, co robią Ukraińcy, jest tym bardziej godne podziwu. To genialny kontratak, który może zmienić impet wojny. Lub też strategiczny błąd, który spotęguje związane z nią wyzwania. Trudno to jeszcze ocenić, potrzeba nam czasu.
Dlaczego?
Jest wiele niewiadomych. A wszyscy chcemy, aby był to ogromny sukces i ogromna porażka Rosji jednocześnie. Osobiście bardzo chcę, aby Ukraina wygrała i to szybko. Im szybciej wygrają wojnę, tym mniej Ukraińców zginie.
Nawet jeśli wiąże się to z rokowaniami przy stole negocjacyjnym?
Nawet jeśli dojdzie do jakichś rozmów między Ukrainą a Rosją, to sytuacja Kijowa będzie znacznie lepsza, jeśli jego żołnierze będą na rosyjskiej ziemi.
Myślę, że w pewnym momencie dojdzie do negocjacji. Nawet Ukraina coraz odważniej o tym mówi. Tamtejsze władze rozumieją również, że jeśli zamierzasz negocjować, to musisz to zrobić z silnymi kartami w ręku. Jeśli Ukraina dalej będzie zajmować rosyjski obwód, to wie, że da jej to znacznie silniejszą pozycję i większą przewagę w rozmowach.
Jest w tym wiele elementów - od taktycznych aż po polityczne - które sprawiają, że jest to naprawdę fascynująca kampania Ukraińców. Nadchodzące dni będą decydujące dla losów kontrofensywy.
Obrona zajętych terenów wydaje się być jednak bardziej wymagającym zadaniem.
Im dłużej Ukraińcy będą w stanie prowadzić tę operację, tym więcej opcji będą mieli. Na ten moment na stole są tak naprawdę trzy.
Jakie?
Albo wycofać się z zajętych terenów, albo pozostać na miejscu i bronić wszystkiego, co udało się zająć. Trzecia opcja, to powrót na możliwą do obrony linię pozostającą w granicach Rosji. I już nawet ten wariant dawałby im przewagę w negocjacjach.
Myślę, że Ukraińcy zdecydują o zasięgu ataku, który może wynosić 50 lub maksymalnie 100 kilometrów w głąb Rosji. Każda większa odległość byłaby bardzo trudna do utrzymania, między innymi ze względów logistycznych.
To jednak spekulacje, bo nie znamy ani oficjalnych planów, ani założeń, ani nawet potwierdzenia działań (już po przeprowadzeniu wywiadu Ukraińcy potwierdzili, że to ich wojska działają w obwodzie kurskim - przyp. red.). A na razie Ukraina komentuje sytuację lakonicznie.
Wracając jeszcze do ukraińskich celów. Spekuluje się, że jednym z nich może być Kurska Elektrownia Jądrowa, która jest na tym terytorium.
Rosjanie najwyraźniej uważają, że jest to możliwe. Znajduje się ona około 60 - 70 kilometrów od granicy. I jest to miejsce, do którego Ukraińcy mogą dotrzeć.
A propos Rosji. Walerij Gierasimow (szef rosyjskiego sztabu - przyp. red.) zapłaci głową za to, że Rosja dała się zaskoczyć?
Na pewno za tę początkową klęskę nie odpowie Siergiej Szojgu (były szef rosyjskiego MON - przyp. red.). On już stracił stanowisko. Zatem Gierasimow jawi się tutaj jako jedyny potencjalny winny. Putin nie był jednak skłonny do usuwania go wcześniej, pomimo lat niepowodzeń.
Cóż, zdrowy rozsądek mówi, że tym razem będzie inaczej. Proces decyzyjny Władimira Putina jednak nie jest taki, jak nasz. Najpewniej znajdzie się inny rosyjski generał, pewnie taki, który jest odpowiedzialny za ten region wojskowy. Walerij Gierasimow wydaje się być bardzo dobry w unikaniu odpowiedzialności.
A długofalowe skutki w Rosji? Władimir Putin wykorzysta atak do swoich celów wewnętrznych czy wyjdzie z tego osłabiony?
Nie zdziwiłbym się, gdyby wykorzystał to do dalszej mobilizacji i rozbudowy armii.
Rozmawiał Tomasz Waleński, dziennikarz Wirtualnej Polski