PublicystykaFrancuzi wybrali ewolucję. Emmanuel Macron to szansa i wyzwanie dla Polski

Francuzi wybrali ewolucję. Emmanuel Macron to szansa i wyzwanie dla Polski

Francuskie MSZ oficjalnie poinformowało, że Emmanuel Marcon i Marine Le Pen 7 maja zmierzą się w drugiej turze wyborów prezydenckich. Po raz pierwszy od dekad prezydentem Francji zostanie polityk spoza głównych partii politycznych. Nie oznacza to jednak rewolucji w Paryżu, ani tym bardziej w Unii Europejskiej.

Francuzi wybrali ewolucję. Emmanuel Macron to szansa i wyzwanie dla Polski
Źródło zdjęć: © Reuters
Jarosław Kociszewski

24.04.2017 | aktual.: 24.04.2017 09:26

Patrząc wyłącznie na wyniki pierwszej tury głosowania odnieść można wrażenie, że szanse 7 maja są wyrównane. Zgodnie z oficjalnym komunikatem MSZ w Paryżu Marcona poparło 23,75 proc. Francuzów, a Le Pen 21,53 proc. Dalsze miejsca zajęli konserwatysta Francois Fillon, na którego głosowało 19,91 proc. wyborców i lewicowy polityk Jean-Luc Melenchon z wynikiem 19,64 proc. Tradycyjnie frekwencja była wysoka, co oznacza, że udział w głosowaniu wzięło ponad 80 proc. spośród ok. 47 mln uprawnionych obywateli.

Wyniki I tury i porażka republikanów i socjalistów pokazuje, że Francuzi oczekują zmian. Postanowili przewietrzyć system polityczny ukształtowany po Drugiej Wojnie Światowej. Oznacza to jednak modernizację sceny politycznej i dostosowanie jej do współczesnych realiów, a nie rewolucję.

Według sondaży w drugiej turze 39-letni Emmanuel Macron otrzyma dwa razy więcej głosów od Marine Le Pen i zostanie najmłodszym prezydentem w historii Republiki. To będzie powiew świeżości, na który liczy wielu Francuzów. Nowa twarz, nowe pokolenie, nowy ruch polityczny, ale bez radykalnych zmian, a to wszystko podane w miłym dla każdego, lekkim sosie populizmu.

Macron przez dwa lata był ministrem gospodarki w administracji ustępującego, socjalistycznego prezydenta Francois Hollande’a. Jest dobrze znany i przewidywalny. Ukończył elitarną uczelnię École nationale d’administration (ENA), z której wywodzą się członkowie francuskiego establishmentu. Był też asystentem znanego, lewicowego filozofa Paula Ricœura. Dzięki temu jego kandydaturę mogą zaakceptować zarówno zwolennicy lewicy jak i prawicy, a rynki pozytywnie zareagują na zwycięstwo. Minimum niewiadomych i awantur. Macron jest tak mocno związany z tradycyjnymi elitami Francji, że skrajnie lewicowy kandydat na prezydenta Jean-Luc Mélenchon odmówił poparcia go w drugiej turze.

Pomimo przesunięcia się do środka sceny politycznej i odżegnania się od skrajnych poglądów ojca, Marine Le Pen nadal postrzegana jest jako niebezpieczna ekstremistka, a cień antysemityzmu utrzymuje się nad Frontem Narodowym. Jak zauważył jeden z francuskich komentatorów, Le Pen miała Brexit, Trumpa, Putina, imigrantów i terroryzm, a mimo to zdobyła tylko kilka procent głosów więcej, niż pięć lat wcześniej.

Obraz
© Reuters

To koniec polityki, jaką znamy

Po przekroczeniu progu swojego domu Francuz nie jest chrześcijaninem, muzułmaninem, czarny ani biały. Jest obywatelem, który uczestniczy w życiu politycznym kraju. To skłania go do wychodzenia na ulicę i demonstrowania niezadowolenia, ale także przekłada się na wysoką frekwencję wyborczą. Rezultatem jest frekwencja rzędu 80 proc. i brak miejsca na mobilizację nowego, znaczącego elektoratu. Obywatele Republiki, którzy biorą odpowiedzialność za swój kraj zrobili to i tym razem, aby pozbyć się ludzi uwikłanych w afery i kojarzonych z tradycyjnym sposobem prowadzenia polityki.

W ten sposób Francuzi odpowiedzieli na potop populizmu zalewający globalną politykę. Przesadą byłoby stwierdzenie, że przewidywane zwycięstwo Macrona oznacza zahamowanie tej fali. On sam nazywany jest politykiem teflonowym, gdyż każdy znajdzie u niego to, czego szuka i trudno zarzucić mu jednoznaczne poglądy. Po prostu nie wpadli w objęcia Le Pen, która jest prawicową populistką w stylu Trumpa czy Farage’a w Wielkiej Brytanii.

Francja ma problemy z imigracją, wierzący muzułmanie rzucają wyzwanie świeckiej republice, a terroryzm zachwiał poczuciem bezpieczeństwa. Dla wyborców ważna jest jednak gospodarka, edukacja i inne elementy codziennego życia. Naturalny jest też strach przed nieznanym, które niesie gwałtowna zmiana. Dlatego Francuzi nie wywracają systemu politycznego do góry nogami, tylko stawiają na ewolucję i dostosowanie życia politycznego do wymogów początku dwudziestego pierwszego wieku.

Tak jak w innych krajach, partie tradycyjnie obarczane są odpowiedzialnością za problemy i nie potrafią sprostać oczekiwaniom wyborców, którzy utracili zaufanie do rządzących elit. Zastępują je nowe ugrupowania i politycy wykorzystujący nowe środki komunikacji i przystosowani do funkcjonowania we współczesnym świecie. To naturalne zjawisko i koniec dwudziestowiecznej polityki.

Obraz
© Reuters

Marine Le Pen przeszła do centrum, ale to za mało

Krwawy zamach terrorystyczny tuż przed drugą turą może pomóc liderce Frontu Narodowego, ale nic nie wskazuje na to, aby mogła odrobić sondażowe straty zwłaszcza, że sympatycy republikanów i socjalistów zjednoczą się wokół Macrona. Podobnie było w grudniu 2015 r., gdy Front Narodowy uzyskał fantastyczny wynik w pierwszej turze wyborów lokalnych tylko po to, aby w dogrywce zostać zmieciony przez lewicowo-prawicową koalicję.

Marine Le Pen i tak bardzo oddaliła się od poglądów ojca i przesunęła swoją partię w kierunku centrum sceny politycznej. Dowodem tego jest awans do drugiej tury i tańce zwolenników na ulicach. Partia, która do niedawna była na dalekim marginesie życia politycznego, teraz jest w jego sercu. Ale to może oznaczać jedynie odtworzenie zmodernizowanego podziału na lewicę i prawicę bez etykiet „socjalistów” i „republikanów”, ale z uwzględnieniem współczesnych lęków, bolączek i metod uprawiania polityki. W czerwcu we Francji odbędą się wybory parlamentarne, które ostatecznie pokażą, jak wygląda scena polityczna w Paryżu.

Unia się nie rozpadnie, ale zbliża się chwila prawdy

Ten rok jest kluczowy dla Unii Europejskiej. Po Brexicie pojawiły obawy, że prawicowi populiści zwyciężą w Holandii i we Francji, a Angela Merkel zostanie dramatycznie osłabiona. W Holandii nic się nie wydarzyło i wiele wskazuje na to, że Frexit też Unii nie grozi. Macron świętował sukces wyborczy z flagą Unii Europejskiej w tle.

Macron oczekuje uwzględnienia francuskich postulatów w Brukseli, ale przede wszystkim opowiada się za dalszą integracją Wspólnoty. Jednym z zarzutów wobec obecnego kształtu i sposobu działania UE jest nienadążanie za tempem współczesnej rzeczywistości. Szok związany z Brexitem i dojście do władzy nowych, młodszych polityków to impulsy, które mogą skruszyć brukselski beton i wymusić zmiany.

Unia będzie ewoluować, a sukces Macrona oznacza, że coraz bardziej prawdopodobny jest scenariusz przyspieszonej integracji, która uprości procesy podejmowania decyzji. Odpowiedzią na brak elastyczności Wspólnoty będzie zacieśnienie, a nie poluźnienie relacji między krajami, czyli "więcej Europy w Europie". Oddala się wizja rozchwianej i niespójnej Unii, o której zapewne marzy Władimir Putin.

Nikt nikogo z Unii nie wyrzuci, ale bardzo prawdopodobna jest chwila prawdy, w której każdy kraj, w tym Polska, będzie musiał odpowiedzieć, na jaki rodzaj integracji się godzi. Nadchodzi czas podejmowania jasnych działań, a nie manewrów i symbolicznych przepychanek. Od tego zależeć będzie podział wpływów i funduszy. Europa wielu prędkości to coraz większa marginalizacja tych, którzy pozostaną na peryferiach. Dlatego sukces polityka takiego, jak Emmanuel Macron to dla Polski szansa, ale i ryzyko.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)