"Przeżyć może ten, kto dostanie się do dobrego komanda"
"Szansę na przetrwanie miał ten, kto w miarę szybko dowiedział się od innych albo sam zrozumiał, że przeżyć może ten, kto dostanie się do dobrego komanda" - opowiada Brasse.
Na początku skierowano go do budowy drogi w fatalnym komandzie. "Wrogowi bym nie życzył. To była praca przy nieustannym krzyku i biciu" - wspomina.
Później pracował przy budowie fundamentów pod przyszłe stajnie, obór dla krów oraz garaży. Następnie oddelegowano go - jak mówił mu jeden pisarz - do łatwej i lekkiej pracy, z dodatkowym wyżywieniem. Jak się okazało polegała ona na "wywożeniu trupów zazwyczaj ze szpitala". Brasse wspomina: "Po tygodniu zobojętniałem. Raz smażyliśmy na piecyku plastry ziemniaków, jakby obok nie leżeli zmarli".
Któregoś dnia kapo Markus powiedział mu, że jest dobrym robotnikiem i wie, że jest fotografem. Przydzielił go do pracy w kartoflarni, gdzie pracowali głównie inteligenci. Ten etap nie trwał długo, Brasse znów trafił do ciężkiego komanda - "morderczej roboty" przy budowie drogi na dworzec kolejowy.
5 lutego 1941 roku, wraz innymi pięcioma więźniami, został wezwany do wydziału politycznego. Esesman pytał ich o znajomość dziedzin fotografii, retusz. Znał się na robieniu zdjęć portretowych, dlatego zaproponowano mu pracę w laboratorium.